"Weź niebieską pigułkę, a historia się skończy, obudzisz się we własnym łóżku i uwierzysz we wszystko, w co zechcesz. Weź czerwoną pigułkę, a zostaniesz w krainie czarów i pokażę ci, dokąd prowadzi królicza nora" – brzmi dialog między głównymi bohaterami "Matrixa".
Kiedy 31 marca 1999 r. pojawił się w kinach, Polska dopiero co weszła do NATO, prasa żyła potencjalną pluskwą milenijną, która na przełomie lat 1999 i 2000, miała wywołać powszechny chaos informatyczny. Piłkarska reprezentacja od 13 lat nie grała na żadnym wielkim turnieju, a na wejście do Unii Europejskiej trzeba będzie poczekać jeszcze pięć lat. O Facebooku nikt jeszcze nie słyszał, fabryka na warszawskim Żeraniu produkowała samochody, a przez Wisłę jeżdżono Mostem Syreny. Mówiąc krótko żyliśmy w zupełnie innej rzeczywistości. Czy jednak ta dzisiejsza nieco nie przypomina znanej z uniwersum Wachowskich?
"'Matrix' to film ciągle aktualny. Być może nawet bardziej aktualny, niż w czasach, gdy wchodził na ekrany" – powiedział PAP krytyk filmowy Błażej Hrapkowicz.
Larry i Andy Wachowscy (obecnie po tranzycji Lara i Lilly) idealnie wpisali się wówczas w strach przed nowym, nieznanym millenium oraz możliwościami i niebezpieczeństwami, jakie stwarza. "W 1999 r. obawa przed utrzymaniem się filarów otaczającej nas rzeczywistości, w świetle wkroczenia w nowe milenium, była na tyle silna, że 'Matrix' okazał się strzałem w dziesiątkę na tarczy potrzeb widowni. Szybko dostrzeżono, że poza techniczną wirtuozerią w dziele Wachowskich odnaleźć można wiele cennych przesłań, płynących z różnych koncepcji filozoficznych, w tym egzystencjalizmu, postmodernizmu, a także chrześcijaństwa i, przede wszystkim, buddyzmu" – pisał kilka lat temu kulturoznawca Jakub Piwoński.
Koncepcja "Matrixa" zrodziła się w Wachowskich w połowie lat 90. Choć producent Joel Silver był nią zachwycony, to do realizacji filmu nie doszło od razu. Urodzone w Chicago rodzeństwo polskiego pochodzenia nie miało praktycznie żadnego doświadczenia filmowego, swoją przygodę zaczynając od pisania dla Marvela. Debiut przyszedł w 1996 r. i był nim obraz "Brudne pieniądze". Sukces filmu pozwolił Wachowskim rozpocząć pracę nad realizacją pomysłu życia.
"'Matrix' dziełem kultowym jest i boksować się z tym nie da. Wypada zatem przyznać, że decyzja Joela Silvera, dająca ówczesnym braciom (a dzisiejszym siostrom) Wachowskim pozwolenie na nakręcenie filozoficznego kina akcji była w pełni trafna. Powstało bowiem dzieło wiekopomne, które inspirując się dokonaniami poprzedników, samo wyznaczyło standardy i dokonało jedynego w swoim rodzaju przełomu" – ocenił Piwoński.
Głównym bohaterem filmu jest programista Thomas Anderson (Keanu Reeves). Otaczający go świat jest całkowicie normalny, na pozór, bo w rzeczywistości jest zgoła inaczej. Okazuje się bowiem, że jest ona jedynie symulacją, tworzonym przez maszyny programem zwanym Matrix. Anderson to jednocześnie haker o pseudonimie Neo. W oczach Morfeusza (Laurence Fishburne), jednego z przywódców Syjonu – ostatniego bastionu walczących z maszynami ludzi, Neo jest wyczekiwanym wybrańcem, który położy kres Matrixowi. Zapobiec temu ma specjalny program chroniący wirtualną rzeczywistość, czyli agent Smith (Hugo Weaving).
"Autorzy filmu nie bawią się w żadne syntezy, wychodząc z założenia, że kultura amerykańska jest uniwersalna i wyłącznie do niej należy przyszłość, nawet jeśli miałaby to być przyszłość najczarniejsza" – zauważył krótko po premierze krytyk Krzysztof Kłopotowski.
"Wachowscy zachowują tylko samą strukturę tradycyjnej mitologii – opozycję dobra i zła, motyw przebudzenia – i nadają jej formę czysto amerykańską. Z Biblii wychodzi motyw Mesjasza, który objawia się tu, jako genialny programista; z greckiej mitologii bierze się wyrocznia – babcia wypiekająca ciasteczka. Jest także buddyjski koncept oświecenia umysłu, oraz skupienia sił dla uzyskania przewagi, czyli kung-fu" – recenzował na łamach "Filmu".
Produkcja Wachowskich z miejsca stała się przebojem zarabiając ponad 460 milionów dolarów, przy budżecie rzędu 63 milionów. W samych tylko Stanach Zjednoczonych i Kanadzie film przyniósł 170 milionów dolarów zysku.
Ponad dwugodzinny obraz zdobył cztery Oscary i cały szereg innych nagród. "Był on wtedy i rewelacją, i rewolucją, przecierał dziewicze szlaki, jeśli chodzi o realizację i efekty specjalne, oraz prowadził kino za rączkę w XXI w. Złożyło się tak, że film miał swoją premierę tuż przed 'Gwiezdnymi wojnami: częścią I — Mrocznym widmem', które na tle przebojowego 'Matrixa' wydały się blockbusterem zachowawczym, archaicznym i błahym, przynależącym do przeszłości, podczas gdy siostry Wachowskie przyniosły ze sobą przyszłość" – recenzował Bartosz Czartoryski z Onetu. "Prędko stworzony przez nich świat stał się multimedialny, przeniknął do komiksu, gier i animacji, a wszystkie te dzieła były kanoniczne i równorzędne. 'Matrix' nie tylko nadążał za rzeczywistością, ale i ją kreował" – dodał krytyk.
"'Matrix' miał również swoich przeciwników, którzy szydzili z koncepcji rzeczywistości jako iluzji. Niezależnie jednak od tego, czy się go kocha, czy nienawidzi, nie da się zaprzeczyć, że podobnie jak jedna z groźnych mechanicznych ośmiornic z filmu, dzieło Wachowskich wplątało swoje macki w niemal każdy aspekt popkultury. Zapoczątkowało niekończące się dyskusje, memy i wizualny język zarówno w filmie, jak i modzie, który utrzymuje się ponad 20 lat później" – opisywano w 2021 r. na łamach "New York Post".
Na fali popularności pierwszej części, w kolejnych latach powstały kolejne – "Matrix Reaktywacja" (2003), "Matrix Rewolucje" (2003) i w 2021 r. "Matrix Zmartwychwstania". "Wachowskim udała się rzecz coraz rzadsza we współczesnym kinie – do końca filmu zachowali dyscyplinę narracji. (…) powiedzmy sobie szczerze, nie bez powodu 'Matrixa' obwołano najciekawszym filmem dekady. 'Matrix' to prawdziwy kop. Strona wizualna filmu jest absolutnie perfekcyjna. Zmysły widza atakowane są non stop – ostry montaż, zaskakujący kąt filmowania, zwolnione zdjęcia, niesamowite efekty specjalne, połączenie kina kung-fu z hollywoodzkim rozmachem widowisk science fiction" – recenzowano na łamach "Filmu".
W międzyczasie, wraz z premierami kolejnych odsłon serii, wirtualna rzeczywistość coraz wyraźniej zaczęła kreować nasze życie. Z dzisiejszej perspektywy szczególnie ciekawe wydają się nawiązania do tzw. sztucznej inteligencji, co zauważa Jacek Sobczyński z "Newonce", pisząc iż film przewidział "przede wszystkim rozbudowanie sztucznej inteligencji, która owszem, istniała ponad dwie dekady temu, lecz nie była tak powszechna i tak zaawansowana".
"Czy w końcu zwróci się przeciwko ludziom?" - pytał Sobczyński. "Na razie programiści robią wszystko, by nie przejmowała ludzkich nawyków, o czym pisała Melissa Heikkilä w serwisie politico.eu. Heikkilä zwracała uwagę na to, że sztuczna inteligencja odzwierciedla system wartości ludzi, którzy za nią stoją. Trzeba zatem nauczyć ją bezstronności, eliminacji tendencyjności. Ważne jest włączenie do algorytmu zasad prawnych i etycznych. Wszystko po to, by była jak człowiek, ale bez wad" – skonkludował recenzent.
W tym kontekście ciekawe wydają się również spostrzeżenia brytyjskiego dziennikarza Samuela Earle, który z jednej strony zauważa, iż "obietnica cyfrowej personalizacji, sprawiła, że 'Matrix' nie był zwykłą dystopią, stanowiąc integralną część utopii wczesnego Internetu". Z drugiej zaś dostrzega niebezpieczeństwo w formie, jaką obecnie przybiera. "Zdominowana przez garstkę wielkich korporacji, dzisiejsza sfera cyfrowa wydaje się bardziej zgodna z działaniami maszyn niż marzeniami Neo i jego grupy rebeliantów. Internet jest teraz rozległą siecią zaprojektowaną w celu uchwycenia naszych gustów, uwagi i wzorców myślowych oraz kierowania ich zgodnie z kryteriami generowania zysków. Celem nie jest świat, w którym wszystko jest możliwe, ale świat, w którym wszystko można przewidzieć i kupić" – czytamy w "The New York Times".
W filmowej serii Wachowskich trudno nie zauważyć wpływów Williama Forda Gibsona, pisarza uchodzącego za twórcę tzw. cyberpunku. To właśnie Gibson określił wirtualną rzeczywistość mianem „matrixa”, stworzył również termin „cyberprzestrzeni”. W 1984 r. pisarz wydał powieść "Neuromancer". "Sprzedała się w ponad 6 milionach egzemplarzy i zapoczątkowała całą estetykę: cyberpunk. Można powiedzieć, że przewidując tę przyszłość, Gibson pomógł ukształtować naszą koncepcję Internetu" – pisał w 2014 r. Ed Cumming . "Wachowscy stworzyli Matrixa, łącząc wizję Gibsona z wizją francuskiego filozofa Jeana Baudrillarda. Lisbeth Salander Stiega Larssona jest kopią Molly Millions, femme fatale z 'Neuromancera'. Każdy portal społecznościowy, gra online czy skandal hakerski przybliża nas do wszechświata, który Gibson wyobraził sobie w 1984 r." - czytamy w "The Guardian".
"'Matrixa' bardzo dobrze oglądało się zarówno wtedy, jak i teraz. Film był widowiskiem, które sięgało do idei intelektualnych, oczywiście przekładając je na hollywoodzki język. Co dla mnie stanowi istotną część jego fenomenu. Przywołać tu można choćby pojęcie 'symulakrum', które pojawiło się w książce Jeana Baudrillarda. Co ciekawe jest ona widoczna na ekranie" – zauważył Hrapkowicz. "W czasach, gdy mierzymy się z różnymi fake newsami, zjawiskiem deepfake, to pojęcie symulakrum, rzeczywistości hologramowej, nieprawdziwej i zniekształconej jest dzisiaj bardzo aktualne" – podkreślił krytyk. (PAP).
Autor: Mateusz Wyderka
kh/