Dorota Szelągowska: nie wierzę ludziom, którzy nie kochają jeść 

2024-03-04 21:00 aktualizacja: 2024-03-05, 17:31
Dorota Szelągowska. Fot. FOTON/PAP
Dorota Szelągowska. Fot. FOTON/PAP
„Albo masz wyczucie smaku, albo go nie masz. Zarówno, jeżeli chodzi o urządzenie wnętrz, jak i o gotowanie. Możesz być świetnie wykształcony w danym kierunku, znać wszystkie zasady i będziesz przeciętny, jeżeli nie masz smaku” - zauważa w rozmowie z PAP Life Dorota Szelągowska. Gwiazdę programów wnętrzarskich od 3 marca możemy oglądać w nowej roli - jako jurora w „MasterChef Nastolatki”.

PAP Life: Julia Child, znana amerykańska autorka książek kucharskich mówiła, że najlepsi ludzie to są ci, którzy kochają jeść. Zgadzasz się?

Dorota Szelągowska: Powiem nawet więcej - w ogóle nie wierzę ludziom, którzy nie kochają jeść. Dla mnie jedzenie i gotowanie to są od zawsze jedne z najważniejszych rzeczy w moim życiu. Naprawdę mam problem, jeżeli kogoś poznaję i ta osoba traktuje jedzenie tylko jako paliwo.

PAP Life: Albo jest cały czas na diecie.

D.S.: To coś innego. Dieta to jest coś, co my źle rozumiemy. Bo dieta, tak naprawdę, z łaciny oznacza sposób odżywiania. Więc można stosować przeróżne diety i w dalszym ciągu cieszyć się jedzeniem. Znam ludzi, którzy są weganami i wyczarowują przecudowne i bardzo inspirujące rzeczy na swój stół. Niektórzy mają wykluczony gluten, tak jak moja przyjaciółka Gosia Molska i do tego jeszcze nie jedzą mięsa. A Gosia to jedna z najbardziej kreatywnych osób w kuchni, jakie znam. Tak naprawdę chodzi o to, żeby czerpać radość z jedzenia, żeby nie było dla nas wrogiem – na tym polegają zaburzenia odżywania, zarówno anoreksja, jak i bulimia. Ale też niektórzy ludzie po prostu nie mają przyjemności z jedzenia. Znam takich, którym jest wszystko jedno, co zjedzą. Ważne, żeby zjeść.

PAP Life: A może ich nie stać na dobre jedzenie?

D.S.: Nie chodzi o to, że jedzenie musi być drogie albo niesamowicie pożywne, albo jakieś skomplikowane czy nawet zdrowe. Ma być pyszne i kropka. Ja czasem też jestem profanem. Kiedyś mnie pytano, co moim zdaniem jest majstersztykiem, na polu designu i jedzenia. Dla mnie są dwie ikony. Jeżeli chodzi o design to IKEA - firma, której projekty trafiły pod strzechy na całym świecie. A jeżeli chodzi o jedzenie, to Big Mac, czyli jedno z najmniej zdrowych dań. Mamy różne kubki smakowe na całym świecie, a to jest jednak kanapka, która smakuje zarówno Japończykom, Polakom jak i Amerykanom, więc to jest jakiś rodzaj majstersztyku.

PAP Life: Jesteś znana z remontowania domów. Urządzania wnętrz ma to coś wspólnego z gotowaniem?

D.S.:
Bardzo dużo. Albo masz wyczucie smaku, albo go nie masz. Zarówno, jeżeli chodzi o urządzenie wnętrz, jak i o gotowanie. Możesz być świetnie wykształcony w danym kierunku, znać wszystkie zasady i będziesz przeciętny, jeżeli nie masz smaku.

PAP Life: Gotując nie trzymasz się przepisów?

D.S.: Nie, nawet jajka gotuję na oko i zawsze są takie, jak chcę. Kocham też piec i robić słodycze, ale cukiernictwo to jest alchemia, każdy gram się liczy. Mam kilka swoich ukochanych dań, które robię „na czuja”, ale w bardziej zaawansowanych przepisach cukierniczych męczę się, bo wiem, że wszystko muszę odmierzyć idealnie.

PAP Life: Nagrywasz programy, piszesz felietony, prowadzisz firmę, jesteś mamą małego dziecka, a ostatnio jeszcze doszedł „Master Chef Nastolatki”. Czy przy tylu obowiązkach masz czas na gotowanie?

D.S.: Pewnie, że tak. Po pracy wracam do domu i gotuję. Dzisiaj przed wyjściem zadzwonił do mnie mój chłopak. Mówi: „Słuchaj, jesteś jeszcze w domu? Bo jak tak, to byś rozmroziła łososia i krewetki”. Potem, w samochodzie myślałam, co mam w domu, a co jeszcze muszę dokupić do tego łososia. Przyznam się, że lubię gotować rzeczy, które nie wymagają sześciogodzinnego stania w kuchni. Wolę przez te sześć godzin zrobić sześć dań, niż stać nad jednym.

PAP Life: Kuchnia w domu jest najważniejsza?

D.S.: Moim zdaniem tak było zawsze. Wszystkie imprezy zawsze zaczynają się i kończą w kuchni. To zwykle najmniejsze pomieszczenie w całym domu może nagle pomieścić kilkanaście osób. Moja kuchnia jest duża, jest tam nie tylko stół, ale i kanapa. Bo my tak naprawdę w ogóle nie korzystamy z salonu, w tej kuchni gotujemy, siedzimy, gadamy, pracujemy. Urządzam ludziom domy i widzę, że nawet ci, którzy nie gotują, chcą mieć ładne, funkcjonalne kuchnie.

PAP Life: Jedzeniem można uwodzić?

D.S.: Ależ oczywiście! Karmienie jest dla mnie jedną z takich najbardziej wyraźnych wypowiedzi: „Kocham cię, dbam o ciebie, opiekuję się tobą”. Ja uwielbiam z moim partnerem spędzać czas w kuchni i wspólnie gotować.

PAP Life: Od dwudziestu kilku lat gotowanie jest niesłychanie modne, kucharze są celebrytami, mnożą się programy kulinarne, blogi, kursy gotowania. Ty też wydałaś e-booka z przepisami. Skąd ten pomysł?

D.S.: Zrobiłyśmy go razem z Gosią Molską. W tamtym czasie przestałam jeść mięso - teraz już wróciłam do mięsa, i Gośka pokazała mi, jaki ten bezmięsny świat może być fantastyczny. Akurat spędzałyśmy przedłużony weekend u mnie na Warmii, tam mam swoją szklarnię, swoje zioła i tam zawsze się najlepiej na świecie gotuje, więc zaczęłyśmy sobie trochę kombinować z jedzeniem. Fajnie nam wychodziło, więc pomyślałyśmy sobie: „A może warto byłoby zrobić zdjęcia i przepisy, bo wszystko wygląda tak cudowne”. Wydałyśmy e-booka „Nieznośna lekkość jedzenia”, który został bardzo dobrze przyjęty. Z Gośką często razem podróżujemy, a miejsca wybieramy kluczem smaków, bo wszędzie głównie jemy (śmiech).

PAP Life: Czyli jedzenie to najważniejszy punkt programu?

D.S.: Dużo ważniejszy od czegokolwiek innego. Jedzenie i hotele to są rzeczy, które uwielbiam i kocham, i które są dla mnie nieustającą przyjemnością i inspiracją. Nie lubię marnować posiłku na niedobre jedzenie.

PAP Life: Kiedy zaczęłaś gotować?

D.S.: W wieku sześciu lat.

PAP Life: Mówisz poważnie?

D.S.: Jak najbardziej. Wtedy pierwszy raz własnoręcznie, pod nieobecność wszystkich w domu, upiekłam kurczaka. To były lata 80. Byłam typowym dla tamtych czasów dzieckiem z kluczem na szyi. Kiedyś wiele rzeczy robiło się wspólnie, więc przesiadywałam w kuchni, podpatrywałam, coś kroiłam, siekałam, mieszałam. Natomiast myślę, że takie prawdziwe wejście w gotowanie jest wtedy, gdy człowiek zaczyna mieć swojego małego człowieka, czyli zostaje rodzicem. Wtedy już musisz zadbać o to, żeby były te trzy posiłki w domu. Bo wcześniej gotujesz, ale coś zjesz na mieście, coś zjesz w domu, a tutaj nagle się rozpoczyna walka o śniadanie, obiad i kolację, ograniczony budżet, trzeba sobie to ułożyć. W ogóle uważam, że tak naprawdę największymi czarodziejami w kuchni nie są wcale wielcy mistrzowie, którzy mają restauracje z gwiazdkami i dostęp do wszystkich składników świata, tylko matki, które mają czwórkę albo piątkę dzieci i potrafią za niewielkie pieniądze zrobić przepyszny obiad. Taki, który potem wspominasz do późnych lat starości jako smak dzieciństwa i smak domu.

PAP Life: Kiedyś w wielu domach były specjalne zeszyty, w których zapisywano przepisy, które były przekazywane z pokolenia na pokolenie jak najcenniejsze relikwie.

D.S.: Tak się złożyło, że moja babcia pisała książki kucharskie, miała swoją rubrykę kulinarną w „Poradniku Domowym”, więc ja akurat miałam wspaniałą nauczycielkę tuż obok. Ale oprócz tego były już wtedy fantastyczne książki dla dzieci. Pamiętam, była taka książka „Kuchnia pełna cudów” i tam były niesamowite przepisy na myszy z białego sera, krokodyla z ogórka czy jamnika z parówek. Kiedyś gotowanie było czymś oczywistym. Jeżeli chciałaś coś zjeść, to trzeba było gotować. Nikt nie chodził, ot tak, do restauracji. To było coś odświętnego. Poza tym, restauracji było mało i jedzenie nie było w nich dobre. Teraz możesz sobie zamówić jedzenie przez telefon, kupić gotowe dania w sklepie, coś na szybko zjeść po drodze z pracy.

PAP Life: Czy taki nadmiar możliwości nie rozleniwia i nie ogranicza kreatywności w kuchni? Po co gotować?

D.S.: Wprost przeciwnie. Myślę, że to sprawia, że gotowanie może być przyjemnością, a nie obowiązkiem, z którym kiedyś się kojarzyło.

PAP Life: Swoje dzieci uczyłaś gotować?

D.S.: Antek od zawsze był smakoszem, kochał jeść i chętnie próbował nowych smaków. Miło się dla niego gotowało. Natomiast nie brał w tym jakoś przesadnie udziału. Teraz już mieszka osobno i sam sobie gotuje. Natomiast moja córka Wanda, lat sześć, ma bardzo ograniczony zasób produktów, które je, ale mimo tego bardzo chętnie ze mną gotuje, robi ciasteczka, piecze jakieś rzeczy. Ale ma dużo mniejszą odwagę w próbowaniu nowości niż Antek w jej wieku.

PAP Life: Jak połączyć miłość do gotowania i jedzenia z obowiązkiem bycia fit przed kamerą?

D.S.: Tego w ogóle nie można połączyć. Może trzeba zapytać o to Anię Starmach, która świetnie wygląda? Jeżeli człowiek intensywnie ćwiczy – miałam taki okres w swoim życiu – to rzeczywiście utrzymanie wagi jest prostsze, ale w tej chwili osiadłam na laurach i po prostu godzę się z kilogramami. Trudno, niech sobie będą.

Dorota Szelągowska – dziennikarka telewizyjna, projektantka wnętrz, prezenterka, felietonistka, autorka książek. W wieku 18 lat została prowadzącą popularny program młodzieżowy TVP1 „Rower Błażeja”. Od tego czasu prowadziła wiele programów telewizyjnych, od 2014 głównie o tematyce wnętrzarskiej w kanałach należących do TVN. Jest córką znanej pisarki, Katarzyny Grocholi. Ma dwoje dzieci: syna Antka, obecnie studenta łódzkiej Filmówki i 6-letnią Wandę. W nowym formacie „MasterChef Nastolatki” (od 3 marca na antenie TVN) znalazła się w grupie jurorów, którzy oceniają umiejętności kulinarne nastolatków. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

gn/