„To największa rekonstrukcja od początku rządów Zełenskiego. Od wtorku do dymisji podało się pięcioro ministrów, w tym szef MSZ Dmytro Kułeba. Trzeba pamiętać, że od kilku miesięcy są wakaty na czterech innych stanowiskach ministerialnych. Będzie to zapewne tłumaczone jako zresetowanie rządu i rozliczenie osób, które się nie sprawdziły, ale w niektórych przypadkach, jak np. dobrze ocenianego ministra Kułeby, brzmi to mało przekonująco. Z kierunku zmian widać, że umocnią one biuro prezydenta, a zwłaszcza jego szefa Andrija Jermaka” – mówi PAP dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk.
Ukraiński analityk Jewhen Mahda podkreśla w rozmowie z PAP, że trwające zmiany demonstrują „brak podmiotowości rządu”. „Ukraina jest przecież republiką parlamentarno-prezydencką, ale rola parlamentu (w którym większość ma prezydencka partia Sługa Narodu) została de facto sprowadzona do zatwierdzania decyzji gabinetu prezydenta. Nie rozumiem, po co przeprowadzać te zmiany akurat teraz” – mówi politolog. On również wybija, że „jest to ewidentne wzmocnienie Andrija Jermaka”.
„Jesteśmy w trakcie tego procesu i oczywiście formalnie to ministrowie "podają się do dymisji". Jest jednak oczywiste, że to decyzje wymuszone i należy oczekiwać, że zmiany będą przebiegać według zamysłu ośrodka prezydenckiego i wprowadzać do rządu osoby lojalne i kontrolowane przez Jermaka” – mówi Konończuk. O szefie prezydenckiej administracji mówi on jako o „efektywnym menadżerze”, który zaskarbił sobie zaufanie Zełenskiego dzięki skuteczności. „Jego wpływy systematycznie rosną, a ja wręcz nazywam go "wicekrólem". Rząd jest słaby i był słaby i tak naprawdę mamy równoległy rząd umiejscowiony w biurze prezydenta” – dodaje.
„Ukraina to republika parlamentarno-prezydencka i nawet stan wojenny nie powinien przekształcać ministrów w wykonawców woli kancelarii prezydenta” – ocenia Mahda. W jego opinii więcej sensu obecnie miałyby zmiany dążące do stworzenia „czegoś w rodzaju rządu jedności narodowej, czyli sięgnięcia po osoby z doświadczeniem, niekoniecznie z opozycji, ale bez wyraźnej afiliacji politycznej". „Większość nazwisk, które się pojawia, to nic nie mówiące nazwiska nawet w Ukrainie” – dodaje.
Nie dotyczy to wszystkich możliwych kandydatów. Na następcę Kułeby ma być szykowany Andrij Sybiha, szanowany dyplomata, który w biurze prezydenta był zastępcą Jermaka, a od wiosny jest wiceszefem MSZ, co według analityków było „przygotowaniem do objęcia funkcji ministra”.
Zarówno Konończuk, jak i Mahda, podkreślają, że odchodzący minister Kułeba to bardzo sprawny i dobry szef resortu, pomimo „niefortunnej wypowiedzi podczas wizyty w Polsce”.
W ubiegłym tygodniu podczas spotkania z szefem MSZ Radosławem Sikorskim i jego ukraińskim odpowiednikiem Kułebą uczestnicy Campus Polska Przyszłości pytali ukraińskiego dyplomatę m.in. o trudne kwestie historyczne dzielące nasze kraje. W odpowiedzi Kułeba zwrócił uwagę, że uczestnicy Campusu spotykają się w Olsztynie, dokąd ludność ukraińska została przesiedlona w 1947 r. w ramach akcji "Wisła".
"Zdaje sobie pani sprawę czym była operacja "Wisła" i wie pani, że ci wszyscy Ukraińcy zostali przymusowo wygnani z terytoriów ukraińskich, żeby zamieszkać m.in. w Olsztynie" - powiedział Kułeba do osoby zadającej pytanie. "Ale nie mówię o tym. Gdybyśmy dzisiaj zaczęli grzebać w historii, to jakość rozmowy byłaby zupełnie inna i moglibyśmy pójść bardzo głęboko w historię i wypominać sobie te złe rzeczy, które Polacy uczynili Ukraińcom i Ukraińcy Polakom" - odparł Kułeba, apelując, by budować razem przyszłość, a historię zostawić historykom.
„Nie sądzę, by dymisja była związana z tym, co powiedział. To jego oświadczenie świadczy raczej o tym, że w Ukrainie nie ma zrozumienia, jak działa w tej kwestii polska opinia publiczna. Moim zdaniem, to niedobrze” – ocenił Mahda.
„Ta wypowiedź mocno wpłynęła na jego wizerunek w Polsce, ale nie na Zachodzie. Od początku wojny sprawdził się jako efektywny adwokat sprawy ukraińskiej w obliczu rosyjskiej agresji” – ocenia Konończuk.
Poza MSZ, gdzie „tranzycja może być w miarę płynna”, pozostałe nazwiska pojawiające się w kontekście przetasowań kadrowych to mało znane lub nieznane osoby, co na pewno budzi obawy o to, jak szybko i na ile skutecznie uda im się przystąpić do pracy – podkreśla polski analityk.
„Głęboka rekonstrukcja wywoła moim zdaniem zdziwienie zarówno wewnątrz kraju, jak i za granicą. To pokazuje duży chaos w zarządzaniu i niekoniecznie kwestie wojenne będą dobrym uzasadnieniem tych zmian” – mówi Konończuk. Przytacza wyniki sondaży, z których wynika, że niemal dwie trzecie Ukraińców negatywnie ocenia zbyt duże wpływy biura prezydenta na rząd i parlament. „Po reakcjach w zachodnich mediach już widać, że te decyzje nie są zrozumiałe. Dlaczego odchodzą osoby, które się sprawdziły i jest zakłócenie mechanizmu demokratycznego” – dodaje.
Według Mahdy w warunkach wojny „nie ma problemu zaufania do władz, a Zełenski pozostaje najpopularniejszym politykiem. Problem analityk widzi w odbiorze zmian poza krajem, a zwłaszcza w tym, że „na pewno Rosja wykorzysta to jako kolejny argument do krytykowania Kijowa”.
„Niestety, ekipa Zełenskiego chyba tego nie rozumie. Np nie dając precyzyjnych odpowiedzi na temat jego legitymacji w sytuacji, gdy upływała kadencja i przedłużono prerogatywy głowy państwa gdy przedłużono prerogatywy prezydenta, sami wystawili się na krytykę. Nie w kraju, bo tutaj tego nikt nie krytykuje, ale w Rosji. Zamiast stworzyć warunki, by pokazać, jak bardzo nie ma racji Kreml i Putin, my podarowaliśmy im możliwość krytykowania Ukrainy” – mówi Mahda. (PAP)
rsp/ ap/ jpn/ ep/