"Kiedy umiera ktoś taki, jak Jerzy Jarzębski, to zawsze istnieje pewna trudność wypowiedzenia tej straty. Z jednej strony konwencja, która towarzyszy śmierci wszystkich bardzo wybitnych ludzi, a na pewno Jarzębski takim wybitnym człowiekiem był, każe wymieniać jego zasługi, książki, zaszczyty – i oczywiście tak można o nim powiedzieć. Był niewątpliwie jednym z najwybitniejszych, nie tylko literaturoznawców, ale humanistów XX i XXI wieku, godnym następcą jego mistrzów, czyli przede wszystkim prof. Błońskiego, u którego pisał pracę doktorską, ale również prof. Markiewicza, prof. Dłuskiej, u której zaczynał swoją karierę naukową" - ocenił w rozmowie z PAP prof. Aleksander Fiut.
"Był jednym z najwybitniejszych znawców najważniejszych pisarzy XX wieku, wymienię klasyczne jego książki o Gombrowiczu, Schulzu i Lemie. Ale to jest tylko mała część jego dorobku, bo był także jurorem wielu nagród i mimo bardzo ciężkiej choroby do końca zachowywał nie tylko jasność umysłu, ale też dzielnie znosił uciążliwości związane z tą chorobą i brał udział jako juror Nagrody Gombrowicza" - wspominał prof. A. Fiut.
"Pisał również o tzw. młodej literaturze, śledził jej zmiany. Zajmował się literaturą dawną, literaturą migracyjną, ale także krajową, w wielu przekrojach o niej pisał, trudno to wszystko wymienić, jest jego dokładna bibliografia, która stanowi część księgi pamiątkowej" - zauważył.
"Odbieram tę stratę przede wszystkim osobiście, poza tym, co mu zawdzięczam naukowo, to był mój bardzo serdeczny przyjaciel" - podkreślił. "Myśmy właściwie przeżyli ze sobą całe dziesiątki lat, poczynając od seminarium Jana Błońskiego, na którym się poznaliśmy, na które chodziłem już jako doktorant i dzięki niemu nawiązała się nasza przyjaźń. Pamiętam wielogodzinne albo nawet całonocne dyskusje, kiedy pisał swoją już klasyczną książkę "Gra w Gombrowicza". Ale później utrzymywaliśmy bardzo serdeczne kontakty cały czas, które nie ograniczały się tylko do życia towarzyskiego, ale również do uczestniczenia w różnych sesjach naukowych, krajowych i zagranicznych" - dodał.
"Jurek – przejdę teraz na tryb bardziej prywatny – był znakomitym kompanem, znakomitym kierowcą, fenomenalnie potrafił prowadzić samochód na długie dystanse. Jeździliśmy po całej Europie, pojechaliśmy samochodem m.in. na sesję do Londynu, układaliśmy po drodze limeryki dotyczące nazw mijanych miast. I takich różnych przygód z Jurkiem przeżyłem wiele. Wędrówkę do Włoch, gdzie zwiedzaliśmy w oszałamiającym tempie zabytki i sesje, także naukowe, dalekie sesje, bo dzięki niemu pojechałem też na sesję do Buenos Aires, gdzie chodziliśmy szlakami Gombrowicza. Ta literatura i życie bardzo się w naszych kontaktach splatały" - wspominał profesor.
"Ale chciałem powiedzieć też, że Jurek był człowiekiem wyjątkowym, o bardzo wielkim sercu, bardzo dobrym człowiekiem, uczynnym. Wielu ludziom pomagał, bardzo dyskretnie to czyniąc, nigdy tego nie afiszując. Śmierć kogoś tak bliskiego to nie jest tylko niepowetowana strata i poczucie pustki, jaka po tym zostaje, ale też to jest śmierć jakiejś części nas, naszego życia." (PAP)
Autorka: Julia Kalęba
nl/