Galeotti, profesor Szkoły Nauk Słowiańskich i Wschodnioeuropejskich na University College London, ekspert think tanku Royal United Services Institute i dyrektor firmy konsultingowej Mayak Intelligence, spotkał się z członkami brytyjskiej sekcji Stowarzyszenia Europejskich Dziennikarzy (AEJ).
Mówiąc o wyborach prezydenckich w Rosji, które odbyły się w dniach 15-17 marca, Galeotti ocenił, iż zaskoczeniem w nich było to, do jakiego stopnia reżim zdecydował się sfałszować wyniki. „Oczywiście chciano pokazać, że Putin dostał więcej głosów niż w poprzednich wyborach, bo jest to czas wojny i chodzi o to, aby stworzyć narrację mówiącą, że naród rosyjski jest zjednoczony, podczas gdy, jak wiemy, nie jest” – powiedział.
Zastrzegając, że trudno o twarde dane, naukowiec ocenił, że około jedna czwarta Rosjan popiera wojnę – tzn. niekoniecznie zbrodnie wojenne, ale przyjmuje oficjalny przekaz, że Rosja nie miała alternatywy – kolejna jedna czwarta jest przeciwna wojnie, choć w zdecydowanej większości nie protestuje przeciw niej aktywnie, bo to wymaga coraz większego heroizmu. „Oznacza to, że około połowy Rosjan stara się nie mieć zdania na temat wojny. Oni albo nie wiedzą, co się naprawdę dzieje, albo co gorsza, wolą tego nie wiedzieć. To bardzo, bardzo sowiecki instynkt” – zauważył Galeotti.
Ale jak dodał, to wpisuje się w całokształt sytuacji w Rosji, która coraz bardzie przypomina późny Związek Sowiecki. „Putin mógł sfałszować wybory w sposób subtelny i ostrożny, albo w sposób rażący – i wybrał sposób rażący, bo jak się ocenia, nawet połowa wszystkich uzyskanych przez niego głosów mogła być sfabrykowana. To samo w sobie jest demonstracją. Jest taki rosyjski termin 'wranjo', który oznacza kłamstwo, o którym wiesz, że jest kłamstwem, ale nie możesz nic z tym zrobić. To pokazanie władzy. I jest to symptomem tego, że Rosja stopniowo staje się późnym Związkiem Sowieckim. W tych wyborach ani przez chwilę nie stwarzano pozoru, że naród wybiera, kto nim rządzi, wybory stały się obywatelskim rytuałem, w którym Rosjanie uznają swoje posłuszeństwo namaszczonemu przywódcy” – wyjaśnił prof. Galeotti. Zaznaczył, że w tych wyborach oprócz Putina było jeszcze trzech „kontrkandydatów”, ale nie wiadomo, co będzie za sześć lat.
Jako kolejną cechę upodabniającą do Związku Sowieckiego ekspert wskazał, że Rosja staje się gerontokracją. Zwrócił uwagę, że nie chodzi tylko o Putina, który ma 71 lat, ale też niemal całe jego najbliższe otoczenie jest między 68. a 74. rokiem życia. „Gerontokratyczne przywództwo coraz bardziej traci kontakt z własnym krajem, nie mówiąc już o świecie zewnętrznym. Przykładem tego było katastrofalne niezrozumienie sytuacji na Ukrainie przed inwazją w lutym 2022 roku” – zauważył.
Przykładem tej utraty kontaktu z realiami kraju jest, według Galeottiego, także rosyjska gospodarka, która działa w sposób niemożliwy do utrzymania na dłuższą metę. „Nie można wydawać 40 proc. budżetu na wojsko, chyba że się znacząco ogranicza inne wydatki. Rząd zatem nie wydaje pieniędzy na zdrowie, infrastrukturę, mieszkania. Na naprawy rur ciepłowniczych, przez co wielu Rosjan tej zimy nie miało ogrzewania. Na wydatki i rozwój. Na żadne wydatki długoterminowe. Tylko na bieżące potrzeby wojskowe” – powiedział Galeotti.
Dodał, że wysoki na papierze wzrost PKB jest mylący, bo jeśli oddzielić przemysł wojskowy od cywilnego, to sytuacja wygląda zupełnie inaczej - fabryki zbrojeniowe pracują 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, na trzy zmiany, tymczasem gospodarka cywilna poważnie cierpi z powodu sankcji, niszczejącej infrastruktury, a także braku ludzi do pracy, bo ci zostali przeniesieni do fabryk broni.
Według Galeottiego, jeśli coś mogłoby zmobilizować Rosjan do protestu w przyszłości, będzie to właśnie gospodarka, a nie polityka. Jak wyjaśnił, rosyjski system gospodarczy jest dość kruchy, a kryzys gospodarczy w jednym regionie może się szybko rozlać na inne. Z tego też powodu, gdy zmarły w lutym w łagrze lider opozycji Aleksiej Nawalny przestał się odwoływać tylko do moskiewskiej klasy średniej, a zaczął rozmawiać z ludźmi na prowincji o ich problemach, stał się w oczach władz tak niebezpieczny.
Jak dodał ekspert, nie można wykluczyć, że Kreml za jakiś czas zacznie żałować usunięcia Nawalnego, bo może się okazać, że gdy sytuacja kiedyś nabrzmieje, to tymi, którzy przejmą tę falę niezadowolenia społecznego będą „turbopatrioci”. „Ultranacjonaliści są krytyczni wobec Putina i nie mają problemu z samą inwazją na Ukrainę, lecz z tym, że została ona tak źle i amatorsko przeprowadzona. Nie są obecnie liczni, ale mają nieproporcjonalnie duże znaczenie w wojsku i aparacie bezpieczeństwa. Mają też przekonującą narrację” – wyjaśnił Galeotti.
Profesor ocenia, że ze względu na skuteczny aparat bezpieczeństwa nie ma dużych szans na to, by Putina spróbował odsunąć ktoś z kręgu władzy, a tym bardziej oligarchowie. „Oligarchów nie należy brać pod uwagę. Jednym z ubocznych skutków sankcji, czego dobrze nie przemyślano, jest to, że stali się oni bardziej zależni od Putina, a nie mniej. Nie mają siły. Obecnie sytuacja jest zła, ale nie katastrofalna, a wystąpienie przeciwko Putinowi może być katastrofalne. Poza tym, jest problem z pierwszym ruchem – nikt nie wie, komu może zaufać i z kim o tym porozmawiać. Sytuacja musi się znacznie pogorszyć, by ludzie podjęli ryzyko wystąpienia przeciwko Putinowi. Do tego stopnia, że będą czuli, iż brak działania będzie większym ryzykiem niż jego podjęcie” – uważa.
Ale zaznacza, iż nie można wykluczać pojawienia się "czarnego łabędzia" – wydarzenia zupełnie niespodziewanego, które całkowicie odwraca bieg rzeczy. Takim "czarnym łabędziem" był do pewnego stopnia bunt szefa najemniczej Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna w czerwcu zeszłego roku, może być nim też poważna choroba Putina, choć zastrzega, że pomimo różnych niepotwierdzonych plotek, nic nie wskazuje, by miał on obecnie jakieś problemy zdrowotne.
Zapytany przez PAP, czy można sobie wyobrazić putinizm bez Putina i widzi jakichś potencjalnych sukcesorów, Galeotti odpowiedział: „Putin nie może na to pozwolić, by był widoczny już teraz jakiś następca, bo rodzi to perspektywę Rosji po Putinie, a on nie chce, aby było to nawet do pomyślenia. Myślę, że zobaczymy taką samą sytuację, jak po śmierci Stalina – za kulisami będą różne rozgrywki i decyzje, ale nie sądzę, by jedna osoba mogła po prostu przejąć władzę, będzie to raczej jakaś personalna koalicja”.
„Większość ludzi, którzy tworzą elitę wyższego szczebla, ale nie są w najbliższym kręgu władzy, to bezwzględni, pragmatyczni kleptokraci. Nie są to mili ludzie, ale nie wydają się też kierowani osobistym, ideologicznym gniewem wobec Zachodu, jak np. sekretarz Rady Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew. Ci ludzie niekoniecznie od razu powiedzą: zakończmy wojnę, ale myślę, że są znacznie bardziej pragmatyczni, ponieważ zasadniczo chcą wrócić do 'starych dobrych czasów', kiedy kradło się na skalę przemysłową w kraju, a następnie wydawało za granicą, bo tak wyglądały wczesne rządy Putina. Zatem myślę, że bez Putina putinizm nie przetrwa. Nie zobaczymy liberalno-demokratycznej Rosji, przynajmniej przez kolejne pokolenie polityczne, ale niekoniecznie będzie to też taka Rosja, jak teraz” – uważa prof. Galeotti.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
kgr/