Ekspert: wybory zdecydują, czy powstanie druga Komisja von der Leyen

2024-06-08 07:33 aktualizacja: 2024-06-08, 13:09
Ursula von der Leyen. Fot. PAP/ EPA/IDA MARIE ODGAARD
Ursula von der Leyen. Fot. PAP/ EPA/IDA MARIE ODGAARD
Wybory do Parlamentu Europejskiego zdecydują, czy Ursula von der Leyen stanie po raz drugi na czele Komisji Europejskiej oraz czy jej program ulegnie rewizji - ocenił w rozmowie z PAP Ward Den Dooven, ekspert ds. europejskich belgijskiego Królewskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych EGMONT.

"Sondaże przedwyborcze sugerują, że w nowym Parlamencie wzrośnie znaczenie frakcji prawicowych: Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) oraz stronnictwa Tożsamość i Demokracja (ID). Słabsze natomiast będą grupy Renew (liberałowie) i Zielonych. Trzeba zastrzec, że wiele partii krajowych wciąż jest niezdecydowanych, do jakiej grupy ewentualnie dołączy" - zauważył Den Dooven, dodając, że według szacunkowych danych ponad połowa posłów w nowej kadencji PE może być "nowa" w Brukseli.

"Jakie znaczenie mają te czynniki? Otóż mogą wpłynąć na pamięć instytucjonalną Parlamentu oraz na kontynuację - bądź nie - prac nad niektórymi aktami legislacyjnymi. Mało prawdopodobne są natomiast dogłębne przetasowania, zarówno na poziomie instytucjonalnym, jak i legislacyjnym. Wybory dotyczą głównie tego, czy powstanie druga Komisja Ursuli von der Leyen, a jeśli tak, to czy zostanie ona zbudowana na tych samych fundamentach, czyli przy poparciu EPL, socjaldemokratów i Zielonych, czy też uzyska poparcie bardziej prawicowej koalicji w PE, co wpłynie na procedowanie niektórych spornych czy kontrowersyjnych kwestii" - wyjaśnił ekspert.

Pytany, jakie są główne różnice między wyborami do PE w 2024 i w 2019 roku, ocenił, że pięć lat temu obywatele decydowali, czy w ogóle chcą UE, natomiast w nadchodzących dniach - jakie zadania chcą UE powierzyć.

"W ostatnich latach rola UE ewoluowała w wyniku kilku kryzysów, od pandemii Covid-19, przez kryzys kosztów energii i życia po trwające konflikty międzynarodowe. Ludzie odczuwają pewne niezadowolenie z aktualnej sytuacji, ponieważ - ich zdaniem - politycy nie zajmują się ich codziennymi problemami. Może to być wynikiem rosnącego dystansu między obywatelami a partiami politycznymi. W przeszłości istniały bliższe więzi i silniejsze ideologie, przez co ludzie mieli poczucie, że ktoś ich reprezentuje" - dodał Den Dooven.

Dopytywany, czy jest to oznaka kryzysu demokracji w Europie, zaprzeczył.

"Jest to raczej nasilający się typowy ból demokracji przedstawicielskiej w naszej epoce. Jest on szczególnie zauważalny na poziomie UE z powodu większego dystansu między politykami a obywatelami. Paradoksalnie, UE jest wyposażona w bardzo skuteczne mechanizmy zapewniające demokrację: bezpośrednio wybierany Parlament, Radę Europejską i Radę UE oraz parlamenty krajowe, które sprawują funkcję kontrolną nad rządami. Dysponujemy wszystkimi składnikami dobrze funkcjonującej demokracji. Jej głównym wyzwaniami są alienacja obywateli i złożoność systemu" - podsumował ekspert.

Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)

kgr/