Ekspert: wybory zdecydują, czy powstanie druga Komisja von der Leyen
Wybory do Parlamentu Europejskiego zdecydują, czy Ursula von der Leyen stanie po raz drugi na czele Komisji Europejskiej oraz czy jej program ulegnie rewizji - ocenił w rozmowie z PAP Ward Den Dooven, ekspert ds. europejskich belgijskiego Królewskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych EGMONT.

"Sondaże przedwyborcze sugerują, że w nowym Parlamencie wzrośnie znaczenie frakcji prawicowych: Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) oraz stronnictwa Tożsamość i Demokracja (ID). Słabsze natomiast będą grupy Renew (liberałowie) i Zielonych. Trzeba zastrzec, że wiele partii krajowych wciąż jest niezdecydowanych, do jakiej grupy ewentualnie dołączy" - zauważył Den Dooven, dodając, że według szacunkowych danych ponad połowa posłów w nowej kadencji PE może być "nowa" w Brukseli.
"Jakie znaczenie mają te czynniki? Otóż mogą wpłynąć na pamięć instytucjonalną Parlamentu oraz na kontynuację - bądź nie - prac nad niektórymi aktami legislacyjnymi. Mało prawdopodobne są natomiast dogłębne przetasowania, zarówno na poziomie instytucjonalnym, jak i legislacyjnym. Wybory dotyczą głównie tego, czy powstanie druga Komisja Ursuli von der Leyen, a jeśli tak, to czy zostanie ona zbudowana na tych samych fundamentach, czyli przy poparciu EPL, socjaldemokratów i Zielonych, czy też uzyska poparcie bardziej prawicowej koalicji w PE, co wpłynie na procedowanie niektórych spornych czy kontrowersyjnych kwestii" - wyjaśnił ekspert.
Pytany, jakie są główne różnice między wyborami do PE w 2024 i w 2019 roku, ocenił, że pięć lat temu obywatele decydowali, czy w ogóle chcą UE, natomiast w nadchodzących dniach - jakie zadania chcą UE powierzyć.
"W ostatnich latach rola UE ewoluowała w wyniku kilku kryzysów, od pandemii Covid-19, przez kryzys kosztów energii i życia po trwające konflikty międzynarodowe. Ludzie odczuwają pewne niezadowolenie z aktualnej sytuacji, ponieważ - ich zdaniem - politycy nie zajmują się ich codziennymi problemami. Może to być wynikiem rosnącego dystansu między obywatelami a partiami politycznymi. W przeszłości istniały bliższe więzi i silniejsze ideologie, przez co ludzie mieli poczucie, że ktoś ich reprezentuje" - dodał Den Dooven.
Dopytywany, czy jest to oznaka kryzysu demokracji w Europie, zaprzeczył.
"Jest to raczej nasilający się typowy ból demokracji przedstawicielskiej w naszej epoce. Jest on szczególnie zauważalny na poziomie UE z powodu większego dystansu między politykami a obywatelami. Paradoksalnie, UE jest wyposażona w bardzo skuteczne mechanizmy zapewniające demokrację: bezpośrednio wybierany Parlament, Radę Europejską i Radę UE oraz parlamenty krajowe, które sprawują funkcję kontrolną nad rządami. Dysponujemy wszystkimi składnikami dobrze funkcjonującej demokracji. Jej głównym wyzwaniami są alienacja obywateli i złożoność systemu" - podsumował ekspert.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)
kgr/