Analitycy są zaskoczeni wynikiem niedzielnych wyborów - przyznaje ekspertka. Kandydaci opozycji wygrali w głównych miastach, w tym w 16-milionowym Stambule i stołecznej Ankarze. Po przeliczeniu 99,82 proc. głosów główna siła opozycyjna - Republikańska Partia Ludowa (CHP) w skali kraju zdobyła poparcie na poziomie 37,74 proc., zaś rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) - 35,49 proc.
Przed wyborami eksperci prognozowali, że w Ankarze reelekcję zdobędzie Mansur Yavas z CHP, ponieważ miał bardzo dobre wyniki w sondażach. Natomiast w przypadku Stambułu badania nie wskazywały na jednoznacznego faworyta, różnica między Ekremem Imamoglu z CHP a kandydatem AKP Muratem Kurumem była na granicy błędu statystycznego - zauważa Olszowska.
"Brano pod uwagę, że jeżeli wyborcy opozycji nie zostaną zmotywowani albo pójdą głosować na inne partie opozycyjne - a było ich bardzo dużo, w Stambule karta do głosowania miała prawie metr długości - to zadziała to na korzyść Kuruma" - zaznacza turkolożka.
Jak dodaje, wybory pokazały duże niezadowolenie społeczeństwa, które wynika głównie z przyczyn ekonomicznych. Obecnie najniższa emerytura wynosi w Turcji 10 tys. lir (1226 złotych), a próg ubóstwa w Stambule to 20 tys. lir.
Ekspertka podkreśla, że CHP po raz pierwszy od 1977 roku wygrała w wyborach lokalnych i jest największym zwycięzcą niedzielnego głosowania.
"Dla niej po pierwsze jest to umocnienie się u władzy, po drugie Ekrem Imamoglu stał się bohaterem. Wczoraj przemawiał do ludzi w tym samym czasie co (prezydent Recep Tayyip) Erdogan, więc było to takie rzucenie rękawicy, powiedzenie, że jest potencjalnym kandydatem do zwyciężenia z prezydentem Erdoganem" - wyjaśnia. Olszowska zaznacza, że po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych i prezydenckich opozycja była rozbita i nie wierzyła w możliwość wygranej z partią rządzącą.
Jeśli chodzi o AKP, która zajęła drugie miejsce, to pojawia się pytanie, na ile wyciągnie wnioski z tej porażki - mówi analityczka. To pierwsza przegrana tego ugrupowania w wyborach samorządowych, od kiedy jest u władzy.
Ekspertka zwraca też uwagę na dobry wynik i trzecie miejsce (ok. 6 proc. głosów) islamistycznej Nowej Partii Dobrobytu, której liderem jest Fatih Erbakan, syn Necmettina Erbakana, dawnego mistrza Erdogana. Według rozmówczyni PAP ta konserwatywna partia zabrała część najbardziej islamistycznego elektoratu AKP.
Analityczka wskazuje też na złe wyniki partii, które wchodziły w sojusz z CHP w ubiegłorocznych wyborach. "Jest to ważne, bo te partie mają swoich członków w parlamencie. Pojawia się pytanie, czy po tej przegranej partie te rozwiążą się, a ich posłowie wrócą do AKP" - zastanawia się Olszowska.
W tym kontekście przypomina, że według części obserwatorów w najbliższej przyszłości może dojść do rozpisania referendum nad zmianą konstytucji, do czego potrzebna jest większość parlamentarna wynosząca 3/5 głosów. "Obecnie Erdogan nie ma tej większości, ale gdyby ci posłowie przeszli do obozu AKP, to miałby szansę na przegłosowanie nowej konstytucji, która mogłaby zakładać np. więcej kadencji prezydenta" - wyjaśnia.
Jak dodaje szefowa think tanku, "wybory lokalne rządzą się własnymi prawami", ludzie głosują na postaci, które znają. W Stambule Imamoglu prowadził prężną kampanię, zaś kandydat AKP miał kilka wpadek, mylił nazwy dzielnic i mówił o projektach, które tak naprawdę nie były skierowane do mieszkańców miasta, jak np. budowa Kanału Stambulskiego.
Olszowska ocenia, że frekwencja jak na Turcję była niska - wyniosła 78 proc. Następne wybory w Turcji - prezydenckie i parlamentarne - odbędą się za cztery lata.
Natalia Dziurdzińska (PAP)
pp/