O PAP.pl

PAP.pl to portal PAP - największej agencji informacyjnej w Polsce, która zbiera, opracowuje i przekazuje obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i zagranicy. W portalu użytkownik może przeczytać wybór najważniejszych depesz, wzbogaconych o zdjęcia i wideo.

Ewa Kasprzyk: żyję na swoich zasadach, tak jak Peggy Guggenheim [WYWIAD]

Myślę, że mam podobną energię, trochę liderskie zapędy i temperament. Tak jak ona lubię żyć intensywnie, ciekawie, lubię wyzwania, jestem odważna. Może łączy też nas pewna rubaszność – przyznaje w rozmowie z PAP Life Ewa Kasprzyk, która wciela się w słynną kolekcjonerkę sztuki w monodramie "Sztuka i seks, czyli Peggy Guggenheim".

Aktorka Ewa Kasprzyk podczas próby dla mediów monodramu "Sztuka i seks, czyli Peggy Guggenheim". Fot. PAP/Rafał Guz
Aktorka Ewa Kasprzyk podczas próby dla mediów monodramu "Sztuka i seks, czyli Peggy Guggenheim". Fot. PAP/Rafał Guz

PAP Life: Lubi pani sztukę nowoczesną?

Ewa Kasprzyk: Owszem, ponieważ pobudza moją wyobraźnię. Jest dla mnie zagadką i jest nienazwana - w przeciwieństwie do sztuki renesansu. Jak mówiła Peggy Guggenheim: „Sztuka nowoczesna zawsze jest pytaniem, nigdy nie jest odpowiedzią”.

PAP Life: Monodram o Peggy Guggenheim to pani najnowsza rola. Dlaczego właśnie ta bohaterka?

E.K.: Droga do powstania tego monodramu to był długofalowy proces. Jakiś czas temu dostałam tekst tej sztuki od tłumaczki, Elżbiety Woźniak, która widziała ją na West Endzie w Londynie. Przysłała mi już przetłumaczoną wersję. Na początku tekst nie do końca mi się spodobał, brakowało mi w nim dramaturgii, więc odrzuciłam go. Chyba mniej więcej po roku temat Peggy Guggenheim powrócił i zaczął wokół mnie krążyć. Pojechałam z moją przyjaciółką do Madrytu i ona opowiedziała mi, że jej znajoma pracowała przy kolekcji Peggy Guggenheim w pałacu Venier dei Leoni w Wenecji. Znów sięgnęłam do tej sztuki i tym razem postanowiłam, że jeśli znajdę tylko producenta albo teatr, który będzie chciał to wystawić, to jednak chcę to zagrać. Tylko że żaden teatr tego nie chciał.

Więcej

Fot. PAP/Rafał Guz

Premiera monodramu Ewy Kasprzyk "Sztuka i seks, czyli Peggy Guggenheim” [NASZE WIDEO]

PAP Life: Domyśla się pani, dlaczego?

E.K.: Nie. Więc znalazłam prywatnego producenta Karola Bytnara. Znalazłam reżyserkę Karolinę Kirsz, którą polecił mi z kolei Remek Grzela i ruszyliśmy z próbami. Momentami myślałam, że to się jednak nie uda. W trakcie pracy okazało się, że ta sztuka była jeszcze trudniejsza niż w czytaniu, bo jednak angielskie czy amerykańskie sztuki są bardzo opowiadające. Trzeba było tutaj znaleźć pomysły, wykrzesać sporo kreatywności. No i tyle. Natomiast mam świadomość, że życie Peggy Guggenheim było tak niezwykłe, intensywne, że my w sztuce możemy tak naprawdę zaledwie dotknąć jej osobowości. Nie chodzi tylko o niesamowite zbiory, ale też o jej relacje, związki. Na liście jej kochanków był m.in. Samuel Beckett. I to on jej doradził, żeby kupowała sztukę nowoczesną, bo ona wcześniej wolała sztukę renesansu. Ale później wykazała się dużą odwagą, inwestując w obrazy malarzy, którzy byli kompletnie nieznani.

PAP Life: We wpływowej rodzinie Guggenheimów Peggy uchodziła za niezbyt rozgarniętą, a okazała się znakomitą mecenaską sztuki i biznesmenką. Wartość dzieł, na które wydała ok. 250 tysięcy dolarów, wzrosła dziś do ponad 350 milionów.

E.K.: Peggy pochodziła z bardzo bogatej rodziny szwajcarskich Żydów. Jak sama mówiła, jej dziadek urodził się pod wózkiem handlarza, a potem przyjechał i założył w Nowym Jorku największy bank. Ojciec Peggy grał w ruletkę i zanim zginął na Titanicu, sporo przegrał. Dlatego mówiła o sobie, że jest z tych biedniejszych Guggenheimów, skromnych milionerów, a nie miliarderów. Nie była to jakaś wielka fortuna, ale jednak. W sumie, ja też mogłabym o sobie powiedzieć, że jestem milionerką. To nas łączy (śmiech).

PAP Life: Monodram to bardzo osobista forma. Czuje pani z Peggy Guggenheim jakiś rodzaj porozumienia?

E.K.: Wydaje mi się, że trudno jest wybierać postać, która jest kompletnie daleka. Chyba że dla jakiegoś przełamania czy eksperymentu. Myślę, że mam podobną energię, trochę liderskie zapędy i temperament. Tak jak ona lubię żyć intensywnie, ciekawie, lubię wyzwania, jestem odważna. Może łączy też nas pewna rubaszność. Przynajmniej ja tak to widzę. W każdym razie, nie miałam problemu z dotarciem do psychologii tej postaci. Ona jest albo bardzo podekscytowana, albo bardzo załamana. Tam nie ma szarości. Czasami jej się nie rozumie. Bo jak można oddać dziecko ojcu, bo było za głośne? Czy da się w ogóle zrozumieć taką matkę? Myślę, że ona gdzieś się zatraciła i tak naprawdę na koniec życia była samotna. Rozpaczała po stracie córki, nigdy nie mogła się z tym pogodzić. Ukrywała swój żal za ogromnymi okularami i ekscentrycznymi strojami.

PAP Life: „Peggy Guggenheim” to już pani czwarty monodram. Wychodzi pani na scenę i przez dwie godziny jest na niej pani sama. Ile to panią kosztuje?

E.K.: To jest dobre pytanie, bo przygotowania były długie i bardzo wyczerpujące. To rodzaj rzeźni. Poza tym opanowanie nazwisk tych malarzy, żonglowanie językami francuskim, włoskim, faktami, datami. Taka trochę matematyka, łamigłówka. Muszę trzymać emocje, cały czas być tym kapitanem, który steruje. Jednocześnie wszystko kontrolować, bo mam tam tyle rekwizytów, tyle różnych tematów, wątków. Ale jestem zadowolona – w tym sensie, że pokonałam swoją słabość.

PAP Life: To znaczy?

E.K.: To wszystko było takie stresujące! Dla aktora najszczęśliwszy moment jest wtedy, kiedy te wszystkie puzzle zaczynają składać się w całość. Ja z Peggy żyłam dosyć długo. Ponieważ jeździłam z nią na wakacje, byłam na plaży, w samochodzie, w samolocie, chodziłam po lesie, itd. Przez cały ten czas ten tekst był ze mną. Aż do momentu, kiedy któregoś dnia człowiek się budzi, idzie z psem do lasu i zaczyna mówić tekstem, który już jest w nas.

PAP Life: A propos psów… Peggy miała swoje ukochane psy, a pani ma swoją Shakirę, która znalazła się nawet na plakacie reklamującym monodram.

E.K.: Widzę, że pani cały czas szuka jakiegoś wspólnego pola. Następnym punktem będzie pewnie, czy miałam tylu kochanków co Peggy. Na pewno nie tylu! (śmiech).

PAP Life: Sama pani wywołała ten temat. Peggy była postacią kontrowersyjną, lubiła prowokować. Pani też bywa krytykowana za odważne wypowiedzi na temat seksu, związków. Czy burzenie różnych stereotypów miało w pani przypadku jakąś cenę?

E.K.: Nie wiem, co straciłam. Uważam natomiast, że zyskuję bardzo dużo, że mówię to, co mówię. Nie spotkałam się z jakimś ostracyzmem. Gram na scenie tyle lat, teraz jestem jurorką w „Tańcu z gwiazdami” i jakoś nikt specjalnie mnie nie hejtuje. Myślę, że po prostu żyję na swoich zasadach. Peggy też żyła na swoich, według jakiegoś swojego kodeksu moralnego.

PAP Life: Peggy miała nosa do sztuki. Ale też nos, ten dosłowny, był jej ogromnym kompleksem. Własna matka jej mówiła, że powinna nosić ekstrawaganckie rzeczy, żeby odwrócić uwagę od twarzy…

E.K.: Ja akurat mam ładny nos (śmiech).

PAP Life: Ale aktorka sprzedaje swój wizerunek i musi mierzyć się z różnymi ocenami, często nieprzyjemnymi. „Ale stara, brzydka, gruba, co ona sobie zrobiła z twarzą”, itd. Jak pani sobie z tym radzi?

E.K.: Podoba mi się ostatni post Martyny Wojciechowskiej, która napisała o komentowaniu i krytykowaniu wyglądu osób publicznych. To jest po prostu forma przemocy. Natomiast jeśli chodzi o kompleksy, to bardzo wielu aktorów wybrało ten zawód, żeby sobie z nimi poradzić. Byli nieśmiali, zagubieni, zamknięci w sobie. A sztuka i scena dały im odwagę mówienia czyimś tekstem.

Więcej

Zobacz galerię (6)
Aktorzy podczas pokazu medialnego spektaklu "Wczoraj byłaś zła na zielono". Fot. PAP/Szymon Pulcyn

Spektakl "Wczoraj byłaś zła na zielono" - opowieść o matce i córce od dzisiaj na deskach Teatru Dramatycznego [NASZE ZDJĘCIA]

PAP Life: Skąd u pani, dziewczyny ze Stargardu, wzięło się marzenie, żeby wyjść na scenę?

E.K.: To się rodzi bez względu na to, czy człowiek wychował się w Stargardzie czy w Nowym Jorku. W mojej rodzinie nikt nie był aktorem. Widziałam Brigitte Bardot, Catherine Deneuve czy Jeanne Moreau w telewizji, zbierałam plakaty. Chciałam być kiedyś taka, jak one. A poza tym, to była moja miłość do poezji, do sztuki, do tego, żeby wyrażać siebie w ten sposób. Mówienie tekstów Stachury, Bursy to było absolutnie moje powołanie. Tak to czułam. Nie zostałam aktorką z próżności.

PAP Life: A dziś co aktorstwo pani daje?

E.K.: To jest mój styl życia. I po prostu mój zawód. Ale aktorstwo na pewno jest też takim zawodem, który wyrabia w człowieku dyscyplinę. Dlatego, że czy się jest zdrowym czy chorym, smutnym czy wesołym, musisz o godz. 19.00 czy 19.30 być gotowym, żeby wyjść na scenę. Myślę, że dlatego Jerzy Stuhr tak bardzo chciał jeszcze grać, mimo że był już chory. Bo dla aktora granie jest jak tlen. I dlatego w tym zawodzie jest tylu ludzi zawiedzionych, nieszczęśliwych. Bo my jesteśmy tak skonstruowani, że jak nie gramy, to cierpimy. A jak za dużo gramy, to też cierpimy.

PAP Life: Pani nie czeka na propozycje, tylko bierze sprawy w swoje ręce. Tak jak z monodramem o Peggy Guggenheim.

E.K.: Niektórzy dziwią się, że jeszcze gram. Że może lepiej usiąść sobie przed telewizorem, wypić kawkę. Cóż, polskie kino mnie nie kocha. To już nie jest moja wina. Ja kocham kino w ogóle, nie tylko polskie. Nie wiążę mojej przyszłości z nie wiadomo jeszcze jakimi rolami. Ale też nie narzekam, bo myślę, że już swoje zagrałam. Ostatni film to rola Dominikowej w „Chłopach”, polskim kandydacie do Oscara. Oprócz tego, że gram Peggy, to jeżdżę z innymi spektaklami, robię tysiące kilometrów. A poza tym dużo podróżuję po świecie. Niedawno wróciłam z Tajlandii. Następna podróż, jaką mam z tyłu głowy, to jest Tybet.

PAP Life: Nie męczą pani te podróże?

E.K.: Dają energię. To udowodnione. Dotknąć czegoś innego, poczuć inny zapach, poznać innych ludzi. Ale oczywiście zawsze jest miło wrócić do siebie. Lubię też mieć takie wyjazdy trochę zadaniowe, np. jak jechać do Wenecji, to pójść do pałacu Venier dei Leoni. Polecieć do Argentyny, żeby zatańczyć tango na ulicy. Spędzić parę dni w podróży pociągiem po Afryce. Mam tak, że jak jestem dłużej niż trzy dni w domu, to czuję, że się starzeję. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/moc/ag/ep/

Ewa Kasprzyk to aktorka teatralna, telewizyjna i filmowa. Ma 68 lat. Po ukończeniu studiów na PWST w Krakowie (1983 r.) dołączyła do zespołu gdańskiego Teatru Wybrzeże. W filmie debiutowała rolą Kwiryny w „Dziewczętach z Nowolipek” Barbary Sass. Ogromną popularność przyniosła jej kreacja Wolańskiej w komedii „Kogel-mogel”. Do najważniejszych jej aktorskich dokonań należy rola w filmie „Bellisima”, która została nagrodzona na Festiwalu Filmów w Gdyni. Zagrała w najnowszej ekranizacji „Chłopów”, wcielając się w Dominikową. Ma w swoim dorobku kilka monodramów, m.in. „Patty Diphusa”, który jest teatralną adaptacją jednego z opowiadań Pedro Almodovara. Pod koniec stycznia w Małej Warszawie premierę miał najnowszy spektakl z jej udziałem - „Sztuka i seks, czyli Peggy Guggenheim”.

Zobacz także

  • Fot. PAP/Rafał Guz

    Premiera monodramu Ewy Kasprzyk "Sztuka i seks, czyli Peggy Guggenheim” [NASZE WIDEO]

  • Ewa Kasprzyk. Fot. PAP/FOTON
    Specjalnie dla PAP

    Ewa Kasprzyk: rola Dominikowej w "Chłopach" była dla mnie wyzwaniem [NASZE WIDEO]

  • Ewa Kasprzyk. Fot. FOTON/PAP
    Specjalnie dla PAP

    Ewa Kasprzyk dla PAP: kobiet mocnych, silnych, wiedzących, czego chcą, mądrych, będzie coraz więcej [WYWIAD]

Serwisy ogólnodostępne PAP