"Financial Times": Ukraina zastanawia się, skąd wziąć kolejnych 500 tys. rekrutów

2024-03-13 13:55 aktualizacja: 2024-03-14, 21:48
Ukraiński żołnierz, fot. PAP/UKRINFORM/ Kaniuka Ruslan
Ukraiński żołnierz, fot. PAP/UKRINFORM/ Kaniuka Ruslan
Ukraina planuje w tym roku powołać do wojska ok. 500 tys. rekrutów, z czego 330 tys. ma w ramach rotacji odciążyć żołnierzy służących obecnie na froncie, ale planowana ustawa mająca umożliwić pobór wywołuje wiele kontrowersji - pisze brytyjski dziennik "Financial Times".

Nowa ustawa mobilizacyjna, która ma być poddana pod głosowanie w parlamencie 31 marca, ma na celu aktualizację ram prawnych przed spodziewaną w tym roku rekrutacją, ale o kontrowersjach wokół niej świadczy fakt, że do projektu złożono ponad 4000 poprawek - zauważa "FT". Dodaje, że szczególnie ostrą reakcję wywołała propozycja obniżenia wieku poboru z obecnych 27 do 25 lat, co zdaniem części posłów byłoby "samobójstwem dla narodu".

Gdy Rosja rozpoczęła pełnowymiarową inwazję w lutym 2022 r., wielu Ukraińców zgłosiło się na ochotnika do obrony kraju, ale pula ochotników już się wyczerpała, a duża część mężczyzn w wieku bojowym nie chce zostać wysłana na front. Średni wiek żołnierzy przekracza 40 lat, co po części wynika z tego, że wskutek kryzysu demograficznego po upadku Związku Sowieckiego Ukraina ma węższą pulę milenialsów (osób urodzonych w latach 1980-2000) i pokolenia Z (osób urodzonych po 1995 r.) w porównaniu z innymi krajami - wyjaśnia gazeta.

Dane udostępnione przez parlamentarną komisję spraw gospodarczych pokazują, że z 11,1 mln ukraińskich mężczyzn w wieku od 25 do 60 lat tylko ok. 3,7 mln kwalifikuje się do mobilizacji. Pozostali już walczą, są niezdatni do służby wojskowej, przebywają za granicą lub są uważani za niezbędnych pracowników.

Jak pisze "FT", ukraińskie władze są świadome, że muszą postępować ostrożnie, bo z jednej strony problemem jest przemęczenie żołnierzy, którzy na froncie przebywają niemal bez przerwy od początku wojny, z drugiej - mobilizacja nie może spowodować ucieczki za granicę lub ukrywania się obywateli płacących podatki, bo wpływy z nich też są bardzo potrzebne. Od rozpoczęcia wojny mężczyźni w wieku od 27 do 60 lat mają zakaz opuszczania kraju, poza nielicznymi wyjątkami, np. ze względów medycznych lub gdy są jedynymi opiekunami dzieci lub niepełnosprawnych członków rodziny.

Według badania przeprowadzonego w lutym przez Info Sapiens, ukraińską organizację badań społecznych, 48 proc. mężczyzn nie było gotowych do walki, podczas gdy 34 proc. było. Pozostali stwierdzili, że trudno powiedzieć. Badanie pokazało też, że oprócz strachu przed śmiercią i kalectwem głównymi obawami chcących uniknąć mobilizacji były: niewystarczające szkolenia, nieokreślona długość służby oraz brak broni i amunicji.

"FT" pisze, że nowa ustawa mobilizacyjna ma na celu rozwiązanie tych kwestii. Projekt zakłada trzyletni okres służby i co najmniej trzymiesięczne szkolenie, a niektóre brygady zaczęły ogłaszać, że ochotnicy mogą wybierać role dostosowane do ich umiejętności, co ma zachęcić do zaciągania się. Niektóre kwestie są jednak poza kontrolą ukraińskich posłów, jak opóźnienia w dostawach amerykańskiej i unijnej pomocy wojskowej, przez co ukraińskie wojska są zmuszone do racjonowania amunicji i wycofywania się z pozycji frontowych.

Ta ostatnia sprawa jest ważnym czynnikiem demotywującym. Połowa z 90 proc. respondentów badania Info Sapiens, którzy uważali, że Ukraina może odnieść sukces przy wsparciu zachodnich sojuszników, teraz sądzi, że Zachód jest zmęczony i będzie naciskać na Ukrainę, by zawarła kompromis z Rosją.

Nowa ustawa, oprócz obniżenia wieku mobilizacyjnego do 25 lat, zobowiąże mężczyzn do rejestracji poprzez portal internetowy, a niedopełnienie tego obowiązku może skutkować karami o nieustalonej jeszcze wysokości, wizytami domowymi wojskowych rekruterów i zatrzymaniem prawa jazdy. Jak pisze "FT", być może najbardziej kontrowersyjnym aspektem zmian jest wprowadzenie tzw. systemu rezerwy ekonomicznej, który zwolniłby ze służby mężczyzn uznanych za kluczowych dla gospodarki.

Ukraina już ma między 550 tys. a 700 tys. niezbędnych pracowników, którzy są zwolnieni z mobilizacji. Zgodnie z nowym systemem będą oni musieli wesprzeć wysiłek wojenny finansowo, przekazując część swojego wynagrodzenia lub uiszczając comiesięczną opłatę.

Premier Denys Szmyhal odmówił podania szczegółów, ale powiedział w zeszłym tygodniu, że "ludzie powinni być podzieleni na dwie kategorie: tych, którzy walczą, i tych, którzy pracują, aby zasilić budżet". Słowa te odebrano jednak jako dzielenie społeczeństwa na tych, którzy mają wystarczające dochody, by się wykupić od służby wojskowej, i tych, którzy zostaną powołani, bo ich na to nie stać.

Szacunki sugerują, że model opłat zaproponowany przez parlamentarną komisję spraw gospodarczych wygenerowałby równowartość od 5,2 mld do 13,1 mld dolarów rocznie, przy założeniu, że do 2 mln mężczyzn byłoby w stanie zapłacić proponowaną miesięczną opłatę będącą równowartością 520 dolarów.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

jc/