W środę wieczorem rosyjska agencja transportu lotniczego Rosawiacja podała, że na pokładzie samolotu, który rozbił się w obwodzie twerskim na zachodzie Rosji, był szef najemniczej Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn, jego "prawa ręka" Dmitrij Utkin ps. "Wagner" oraz osiem innych osób. Pojawiły się spekulacje o zestrzeleniu maszyny przez rosyjską obronę przeciwlotniczą lub wybuchu na pokładzie.
Szef polskiej dyplomacji był pytany, jak śmierć Prigożyna wpłynie na sytuację w Rosji i co oznacza dla bezpieczeństwa Polski. "Nie wiemy wiele o przyczynach technicznych jego śmierci, natomiast sam fakt zakończenia przez niego życia nie budzi wątpliwości" - powiedział Rau.
Dodał, że na razie trudno spekulować, co dla rosyjskiej sceny politycznej znaczy śmierć przywódcy Grupy Wagnera.
"Poza tym, że na pewno jest to sygnał bardzo starannie odnotowany przez rosyjską elitę polityczną wskazujący na to, że ta forma jej selekcji przez najwyższą władzę Rosji, jest jak najbardziej funkcjonalna" - powiedział szef polskiej dyplomacji.
"Jeśli chodzi o odbiór tego zdarzenia na arenie międzynarodowej, to sądzę, że powinno to być przestrogą dla wszystkich rzeczników nawiązywania dialogu z dzisiejszą Rosją. To bez wątpienia" - podkreślił Rau.
Rau mówił w tym kontekście, że "taka tęsknota za ułożeniem sobie od nowa stosunków z Rosją jest obecna, nie tylko w tych państwach głębokiego południa, nie tylko w tym bloku m.in. państw, których przedstawiciele spotykali się ostatnio w Arabii Saudyjskiej".
Szef MSZ wskazywał też, że obecność najemników z Grupy Wagnera na Białorusi miała zwiększać presję psychologiczną przede wszystkim na państwa na naszego regionu. "Ale był to fragment większej całości, bo przecież wiemy, że od prawie trzech lat istnieje wyreżyserowana, nadzorowana przez służby białoruskie presja migracyjna na naszą granicę, która sama w sobie nic nie miała wspólnego z obecnością części Grupy Wagnera na Białorusi" - powiedział Rau.
"Ta częściowa obecność Grupy Wagnera na Białorusi wiele tutaj nie wnosiła i podobnie niewiele zmieni to, jeśli fakt jej wycofania do Rosji" - dodał szef polskiej dyplomacji.
W ocenie zachodnich i ukraińskich analityków, m.in. ekspertów amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW), jest bardzo prawdopodobne, że środowa katastrofa była zemstą Władimira Putina za czerwcowy bunt Prigożyna i Grupy Wagnera.
W czerwcu doszło do buntu Prigożyna skierowanego przeciwko władzom w Moskwie. Najpierw najemnicy Grupy Wagnera zajęli sztab rosyjskiej armii w Rostowie nad Donem, a następnie zaczęli posuwać się w kierunku Moskwy. Szef najemników Jewgienij Prigożyn, od dawna skonfliktowany z częścią rosyjskiego establishmentu wojskowego, dowodzącą inwazją na Ukrainę, domagał się "przywrócenia sprawiedliwości" w armii i odsunięcia od władzy ministra obrony Siergieja Szojgu. Tego samego dnia wieczorem Prigożyn ogłosił odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem układu białoruskiego autorytarnego lidera Aleksandra Łukaszenki z Prigożynem, zawartego w porozumieniu z Władimirem Putinem. Zgodnie z tymi uzgodnieniami najemnicy Grupy Wagnera mieliby przemieścić się na Białoruś. (PAP)
autor: Karol Kostrzewa
mar/