Poseł KO Tomasz Kostuś pytał w piątek w Sejmie przedstawicieli Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej o informacje w sprawie "niecelowego i niegospodarnego wydatkowania kilkudziesięciu milionów złotych na promocję programu Rodzina 800 plus w 2023 r. przez rząd Prawa i Sprawiedliwości".
Wiceministra rodziny Aleksandra Gajewska stwierdziła, że tzw. sprawa pikników 800 plus to "wymowny przykład mechanizmów funkcjonowania państwa w ostatnich 8 latach".
"Waloryzacja świadczenia z 500 na 800 zł następowała z urzędu, do tego nie trzeba było wykonać żadnej czynności formalnej. Jak przyznaje Najwyższa Izba Kontroli nie było potrzeby promowania tego faktu i w konsekwencji poniesione wydatki na akcje informacyjną zostało ocenione jako niecelowe i niegospodarne" - wskazała wiceministra.
Dodała, że choć decyzja o rozpoczęciu organizacji pikników została przekazana ustnie pracownikom wybranych komórek ministerstwa przez ówczesne kierownictwo resortu bez żadnej dokumentacji, to MRiPS wystąpiło formalnie w maju 2023 r. z wnioskiem o przyznanie środków z rezerwy ogólnej budżetu państwa na działania informacyjne dotyczące świadczenia 800 plus.
Gajewska zaznaczyła, że wniosek w pierwotnej wersji składał się z jednego zdania. "Kiedy ówczesny szef KPRM Marek Kuchciński otrzymał to pismo cofnął je i prosił o uzupełnienie tego wniosku, oczywiście zostało to uczynione.(...) KPRM wraz z Ministerstwem Finansów mimo oczywistych wątpliwości podjęli decyzję o uruchomieniu środków i 20 czerwca 2023 r. dotacja została przyznana w maksymalnej możliwej wysokości" - powiedziała Gajewska.
Jak podała, według wyliczeń Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wydatki na organizację wszystkich pikników 800 plus opiewały na kwotę ponad 8,5 mln zł. "Na samą promocję tych pikników wydano 1 mln 400 tys. zł" - powiedziała wiceministra.
Podkreśliła, że do "organizacji pikników 800 plus zaangażowano tak naprawdę cały aparat państwowy". "Rząd wykorzystał środki z rezerwy budżetowej, które powinny być przeznaczone na nieprzewidziane wydatki, na sytuacje losowe, a zostały wykorzystane do organizacji wydarzeń, które można uznać za prowadzenie zakamuflowanej kampanii wyborczej" - oceniła Gajewska.
Zaznaczyła, że "same atrakcje - wiatraczki, wata cukrowa, malowanie twarzy dla dzieci to nic niewłaściwego", jednak "użycie środków publicznych w trakcie kampanii wyborczej budzi wątpliwości". Osoby za to odpowiedzialne - jak dodała - zostaną pociągnięte do odpowiedzialności.(PAP)
kh/