W niedzielę w mediach społecznościowych pojawił się spot, w którym szef MON Mariusz Błaszczak przywołuje fragmenty planu użycia Sił Zbrojnych RP w ramach samodzielnej operacji obronnej, zatwierdzonego w 2011 roku przez b. szefa MON Bogdana Klicha. "Rząd Tuska, w razie wojny był gotowy oddać połowę Polski. Plan użycia Sił Zbrojnych, zatwierdzony przez ówczesnego szefa MON Klicha zakładał, że samodzielna obrona kraju potrwa maksymalnie dwa tygodnie, a po siedmiu dniach wróg dotrze do prawego brzegu Wisły" – mówi Błaszczak w nagraniu.
Narodowe plany użycia Sił Zbrojnych to dokumenty zatwierdzane przez prezydenta RP, na wniosek MON. Zawierają one scenariusze wykorzystania Sił Zbrojnych RP do obrony państwa, dostosowane do potencjalnych wariantów napaści na polskie państwo.
Pytany o fragmenty planu z 2011 gen. Komornicki w rozmowie z PAP ocenił, że to "zamiar strategiczny wyjątkowo nieodpowiedzialny, biorąc pod uwagę wyniszczający charakter rosyjskiej agresji". "Wojna w Ukrainie pokazuje, biorąc pod uwagę rosyjskie wyposażenie - rakiety dalekiego zasięgu, samoloty, które mogłyby oddziaływać na całe terytorium Rzeczpospolitej (...) że nie byłoby różnicy między frontem a tyłem, jeżeli chodzi o wyniszczanie potencjału obronnego RP. W obszarze, gdzie nastąpiłoby starcie wojsk lądowych, byłyby niesamowite straty materialne i ludzkie; te obszary trzeba by wcześniej ewakuować" - ocenił, zwracając uwagę na zbrodnie popełniane przez Rosjan na okupowanych obszarach Ukrainy.
Jak dodał, obecnie okupowana przez Rosję część Ukrainy to obszar porównywalny z terenami Polski na wschód od Wisły. "Ta strefa byłaby zaminowana, przygotowana do obrony i byłaby wprost nie do odzyskania. (...) Nie możemy sobie pozwolić, żeby zaplanować takie ustępstwo wobec armii rosyjskiej. Planowanie zatrzymania agresora na Wiśle to planowanie klęski, przegranej wojny" - ocenił. "Żeby do tego nie doszło, główny wysiłek w obronie państwa trzeba skupiać na granicy państwa - granica ma być tą strategiczną rubieżą obrony" - stwierdził generał. Jak tłumaczył, chodzi przede wszystkim o wyposażenie wojska w systemy walki dalekiego zasięgu - rakiety czy lotnictwo, które pozwoli nie wpuścić wojsk napastniczych w granice kraju. "Polska nie ma przestrzeni, żeby oddawać, żeby bić przeciwnika u siebie; przeciwnika trzeba tam powstrzymywać i ostatecznie zatrzymać" - stwierdził gen. Komornicki
Jak mówił, chodzi tu np. o samoloty wielozadaniowe F-16 czy zamówione F-35 oraz pociski takie jak JASSM, które pozwalają lotnictwu atakować cele naziemne nawet na dystansie 1000 km, a także systemy lądowe, jak wyrzutnie rakietowe HIMARS. "Trzeba odstraszać, ale też i mieć zdolności pozwalające ostatecznie zatrzymać agresora na jego terytorium" - podkreślił.
Ocenił, że plany z 2011 roku świadczyły o tym, że "planujący taką obronę nie rozumieli, czym jest Rosja i rosyjska armia, istota rosyjskiej agresji i czym są systemy uzbrojenia, które są na wyposażeniu rosyjskiej armii". "Rosyjska armia prowadzi wojny wyniszczające potencjał nie tylko armii, ale całego państwa - potencjał gospodarczy, przemysłowy czy społeczny" - ocenił.
Gen. Komornicki dodał, że wobec braku strategii obrony granic Wojsko Polskie nie dysponowało zdolnościami do takich działań. "Tym, co było na wyposażeniu naszego wojska, nie byłoby ono w stanie takiej obrony wykonać" - ocenił. "Potencjał był lichy (...) W przestrzeni między Bugiem a Wisłą praktycznie nie było wojsk operacyjnych; nie było też WOT. Jedynie 16. Dywizja Zmechanizowana była położona na granicy z Obwodem Królewieckim" - zaznaczył gen. Komornicki, wskazując m.in. na likwidację 1 Dywizji Zmechanizowanej w 2010 roku.
Jak dodał dowódca, podczas budowania armii zawodowej "zaniedbano szkolenia rezerw osobowych". "Armia bez rezerw, a tych rezerw było jak kot napłakał, jest armią jednorazowego użytku" - powiedział.
"Ale armia sama nie wygrywa wojny. Nie tylko nie było rezerw i określonego potencjału wojsk operacyjnych i WOT, ale także pozostałe elementy stanowiące siłę obronną państwa były w rozsypce. Wojna w Ukrainie pokazuje, że fundamentem obrony jest obronnie, psychologicznie przygotowane społeczeństwo, znające swoje zadania i obowiązku" - zauważył gen. Komornicki.
"Jeżeli dzisiaj by zapytać tych, którzy nie są zaangażowani w struktury militarne czy pokrewne, to praktycznie nikt nie wie, co ma robić. A takie społeczeństwo spontanicznie wpada w panikę i zaczyna uciekać" - mówił. Dodał, że przygotowane społeczeństwo powinno być filarem, na którym zbudowana będzie strategia czy doktryna obronna, a także same siły zbrojne, ich rezerwy oraz przemysł obronny.
Oficer zwrócił też uwagę, że określona strategia i plany obronne pociągają za sobą m.in. działania dotyczące przygotowania terenu do działań. "Drogi, mosty, wiadukty, które zabezpieczają potrzeby wojska. (...) Odpowiednio zaprojektowane drogi rokadowe - biegnące równolegle do linii frontu - pomagają obrońcom, podczas gdy drogi odfrontowe służą zawsze agresorowi. Dopiero teraz powstają te drogi rokadowe, a przedtem budowano wszystko w linii wschód-zachód. I to jeszcze te drogi były wyprowadzane z kierunków operacyjnych - z Brześcia czy Grodna w kierunku Warszawy" - dodał gen. Komornicki.(PAP)
kgr/