Jan Holoubek o swoim nowym projekcie – serialu „Rojst Millenium”

2024-02-26 16:21 aktualizacja: 2024-02-27, 17:36
Reżyser i scenarzysta Jan Holoubek. Fot. PAP/	Rafał Guz
Reżyser i scenarzysta Jan Holoubek. Fot. PAP/ Rafał Guz
„Pierwszy 'Rojst' był otwarciem dla mnie nowego życia. On mi otworzył drogę do wszystkiego, co potem robiłem i robię do dziś. Więc patrzę na trylogię rojstową z wielką wdzięcznością” – reżyser i scenarzysta Jan Holoubek stwierdza w rozmowie z PAP Life. Trzecia i ostatnia części „Rojsta” – „Millenium” będzie miał premierę 28 lutego na platformie Netflix.

PAP Life: Przyznam, że byłam zaskoczona, kiedy dowiedziałam się, że trzecia część „Rojsta” rozgrywa się zaledwie trzy lata po drugiej serii. Uważasz, że tytułowe millenium było takim przełomem, że zakończyłeś trylogię „Rojsta” w tym momencie?

Jan Holoubek: Moim zdaniem było ważne. Millenium jest poważną klamrą dla nas wszystkich: koniec tysiąclecia i początek nowego. Wiadomo, że to się wydarzyło realnie rok później, ale w naszej świadomości ten przeskok z 1999 na 2000 rok jest symboliczną zmianą i wstępem do czegoś nowego. Taki przełom wiąże się z niepewnością, lękiem przed nieznanym. Zawsze z Kasprem (Bajonem, współscenarzystą serii „Rojst”) szukamy ciekawego tła, momentu historycznego dla naszej opowieści, a ponieważ nie chcieliśmy rezygnować z bohaterów, których lubimy i kochamy z dwóch poprzednich serii, czyli z Wanycza, Zarzyckiego, Jass i Miki, to zdecydowaliśmy się nie wyskakiwać aż tak bardzo w przód. Te trzy lata wystarczyły, żeby wymyślić coś nowego dla tych bohaterów. Ale w trzecim sezonie zrobiliśmy także bardzo głęboki skok w przeszłość, do lat 60.. Akcja „Millenium” toczy się równolegle w dwóch planach czasowych, więc może to jest jakiś rodzaj rekompensaty za te trzy lata, które dzielą drugą i trzecią serię.

PAP Life: A dla ciebie osobiście millenium było ważne?

J.H.: Tak, kończyłem wtedy studia operatorskie w Łodzi i wchodziłem w taką prawdziwą dorosłość, czyli musiałem zacząć pracować i żyć na własny rachunek. Wiedziałem, że będę funkcjonował w filmie, ale nie wiedziałem, jak się wszystko potoczy i czy uda mi się wsiąść do tego pociągu zwanego filmem czy nie.

PAP Life: Udało się, choć od millenium musiałeś trochę na to poczekać. Pierwszy „Rojst” miał premierę w 2018 roku i to był twój debiut fabularny. Minęło sześć lat, a ty nakręciłeś cztery seriale i dwa filmy, a do tego dostałeś sporo nagród.

J.H.: Bardzo dużo się wydarzyło i dalej się wydarza. Można powiedzieć, że pierwszy „Rojst” był otwarciem dla mnie nowego życia. On mi otworzył drogę do wszystkiego, co potem robiłem i robię do dziś, więc patrzę na trylogię rojstową z wielką wdzięcznością. Jestem wdzięczny zarówno wszystkim ludziom, którzy mi w tym pomogli, jak i opatrzności, że pozwoliła mi zrealizować moje marzenia o byciu reżyserem.

PAP Life: W swoich filmach często przenosisz się do lat 80. i 90. Dlaczego lubisz opowiadać o tych właśnie czasach? Tęsknota za dzieciństwem, młodością?

J.H.: To nie ma nic wspólnego z nostalgią, raczej cieszę się, że mamy tamten czas już za sobą. Ale lubię ten świat pokazywać, bo to jest opowieść o naszej nowej rzeczywistości, o tym, jak Polska weszła na zupełnie nowe tory. Wydaje mi się, że to jest też historia o tym, jak długą drogę pokonaliśmy od 1989 roku. Pierwszy „Rojst” rozgrywa się w 1984 roku, więc można tę trylogię potraktować jako zapis różnych dekad – to też był nasz cel, żeby złapać jakiś rodzaj tamtej codzienności. To nie jest tak, że fetyszyzuję lata 80. czy 90.. Po prostu tak wyszło. Trochę się sam w taką szufladę wsadziłem, ale myślę, że tym skokiem w lata 60. w „Millenium” pokazujemy, że generalnie interesuje nas przeszłość.

PAP Life: Przez całą trylogię „Rojsta” przewija się wątek lasu, bagna, które skrywają różne tajemnice.

J.H.: Na tym opiera się konstrukcja „Rojsta” - koło miasta jest las, w którym kryją się tajemnice tego miasta z przeszłości i które wpływają na co dzień na życie tego miasta. I nawet jeżeli jego obywatele nie zdają sobie z tego sprawy, to są nieustannie przez tę przeszłość bodźcowani, czy działają według pewnego paradygmatu, który ustawiła przeszłość. Wydaje mi się, że tak jest też z nami, z każdym narodem. Nie żyjemy na co dzień tą świadomością, ale przeszłość nieustannie nas definiuje i dokonuje pewnych wyborów za nas.

PAP Life: Dwa poprzednie sezony „Rojsta” zostały świetnie przyjęte. Co było najtrudniejsze przy ostatnim „Rojście”?

J.H.: Właśnie to, żeby utrzymać poziom dwóch poprzednich. Ale myślę, że też rekonstrukcja lat 60. Im dalej sięgamy w przeszłość, tym trudniej jest ją pokazać. Chociaż rekonstrukcja to może złe słowo, po prostu stworzenie 60. w naszej wersji. Ale chyba ja nie traktuję tego jako wyzwania, tylko raczej jak wspaniałą zabawę. Dla mnie w filmach najważniejsze jest opowiadanie historii, które angażują widza. Temu służy odtwarzanie czy stwarzanie świata, do którego widz chce na dwie, trzy godziny wejść i uwierzyć. Na tym polega cała ta zabawa między nami a widzami. Zresztą my sami robiąc film, ulegamy tej iluzji - przez jakiś czas żyjemy w wykreowanym świecie.

PAP Life: Od drugiego sezonu „Rojsta” grają w nim Magda Różczka, twoja życiowa partnerka i Wanda, córka Magdy. W „Millenium” jej postać zamieszana jest w handel kobietami. Nie bałeś się, że to zbyt duże wyzwanie dla 15-latki?

J.H.: Po pierwsze Wanda jest niezwykle dojrzałą i świadomą dziewczyną. Po drugie była przygotowywana do tego serialu przez psychologa dziecięcego, który przez cały czas był na planie, przy wszystkich scenach zarówno Wandy, jak i pozostałych dzieci, które występują w „Millenium”. Poza tym Wanda od dziecka wie, że my na planie po prostu udajemy pewne sytuacje i to się nie dzieje naprawdę. Myślę, że świetnie sobie poradziła, a przy okazji dobrze się bawiła. U nas na planie, zaraz po tym jak pada komenda „stop”, od razu pojawia się dowcip, wpadają dziewczyny z charakteryzacji i od kostiumów. Dobrze się znamy, lubimy ze sobą przebywać, panuje niemal rodzinna atmosfera.

PAP Life: Wracacie z Magdą po zdjęciach do domu i omawiacie to, co się wydarzyło na planie i raczej staracie się od tego odciąć?

J.H.: Pewnie, że omawiamy, ciężko tego nie robić. Ale to też nie jest coś, co jakoś strasznie dezorganizuje nasze prywatne życie. Nie jesteśmy domem, w którym twórcza atmosfera jakoś nas paraliżuje. Toczy się normalne życie, w moim domu rodzinnym było podobnie. Twórczość była ważna, ale była gdzieś obok. Nigdy nie miałem poczucia, że coś mi zabiera.

PAP Life: Teraz kręcisz „Heweliusza”, który opowiada o zatonięciu polskiego promu w 1993 roku. Z każdym kolejnym filmem stawiasz sobie coraz wyżej poprzeczkę?

J.H.: Na pewno produkcyjnie „Heweliusz” jest dla mnie największym wyzwaniem. Choćby sam fakt, że jest 106 dni zdjęciowych. A do tej pory najdłuższa produkcja, jaką robiłem sam, miała 72, czyli z „Heweliuszem” jest tak, jakbym robił dodatkowo jeden film. Plus dochodzi trudność związana z katastrofą, morzem, pogodą, bardzo dużo nocnych zdjęć w plenerze, na wyjeździe.

PAP Life: „Heweliusz” będzie polskim „Titanikiem”?

J.H.: Bardzo unikam tego porównania. Myślę, że tragedia „Heweliusza” przynajmniej na Pomorzu jest wciąż żywa, to cały czas niezabliźniona rana. Traktuję ten film bardzo poważnie, będzie w nim dużo prawdy. Powszechna wiedza o tej katastrofie jest nikła, większość ludzi słyszało, że zatonął „Heweliusz”, ale nie wiedzą, jakie były przyczyny, ile fatalnych zbiegów okoliczności złożyło się na to, że doszło do zatonięcia.

PAP Life: Czujesz odpowiedzialność, że robisz film oparty na prawdziwych wydarzeniach?

J.H.: Tak, ale nie jest to też pierwszy raz, kiedy opowiadam prawdziwą historię, więc też wiem, jak sobie z tym radzić (Holoubek ma na swoim koncie m.in. film „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” – red.).

PAP Life: I znów pojawia się woda - twój ulubiony filmowy motyw.

J.H.: Będzie bardzo dużo wody, nawet więcej niż w „Wielkiej wodzie”. Natomiast nie powiedziałbym, żeby woda jest moim ulubionym tematem. Ja w ogóle wody nie lubię. Może właśnie dlatego ta woda do mnie powraca?

PAP Life: Wiesz już, co będziesz robił po „Heweliuszu”?

J.H.: Mam plany na film fabularny w 2025 roku, który będzie sięgał dalej w przeszłość niż moje dotychczasowe filmy. Rzecz się dzieje w 1943 roku. Tyle na razie mogę powiedzieć.

Jan Holoubek – ur.4 marca 1978 r. w Warszawie. Syn pary aktorskiej, Magdaleny Zawadzkiej i Gustawa Holoubka. Ukończył Wydział Operatorski PWSFTviT w Łodzi, pracował jako operator przy produkcjach filmów fabularnych, telewizyjnych, m.in. u Juliusza Machulskiego, Krzysztofa Zanussiego, Jerzego Stuhra, Krystyny Jandy. W 2007 roku zadebiutował jako reżyser filmem dokumentalnym „Słońce i cień”, który nagrodzono na wielu festiwalach. W 2018 roku wyreżyserował głośny serial sensacyjno-kryminalny „Rojst”, do którego scenariusz napisał razem z Kasprem Bajonem. Drugi sezon „Rojsta” –„Rojst’97” miał premierę w 2021 i również został świetnie przyjęty. Pierwszy pełnometrażowy film fabularny Jana Holoubka - „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” (2020) został nagrodzony na wielu festiwalach. W 2022 zrealizował dla Netflixa serial „Wielka woda”, który dostał Orła w kategorii najlepszy filmowy serial fabularny. A za swój ostatni film „Doppelganger. Sobowtór” otrzymał pięć Złotych Lwów na Festiwalu w Gdyni. Obecnie pracuje nad serialem „Heweliusz”, który będzie miał premierę w 2025 r. Prywatnie – związany z aktorką Magdaleną Różczką, z którą ma dwie córeczki.

Rozmawiała Iza Komendołowicz

gn/