W ubiegłym tygodniu rzecznik prasowy PiS Rafał Bochenek poinformował, że prezes partii zawiesił Jurgiela w prawach członka tego ugrupowania.
Jurgiel był ministrem rolnictwa w rządach Kazimierza Marcinkiewicza, Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego w latach 2005-2006 i 2015-2018. Od 2019 roku jest europosłem PiS. Został wybrany w okręgu obejmującym woj. warmińsko-mazurskie i podlaskie. W czerwcowych wyborach nie kandyduje.
Sprawa jego zawieszenia wiąże się z przejęciem władzy w sejmiku województwa podlaskiego przez ugrupowania koalicji rządowej, przy wsparciu dwojga radnych PiS. Taka sejmikowa większość doprowadziła do wyboru nowego przewodniczącego sejmiku, a później zarządu regionu. W ten sposób Zjednoczona Prawica, sprawująca władzę w tym sejmiku w minionej kadencji, straciła tę władzę, choć po wyborach miała połowę mandatów w 30-osobowym sejmiku.
Marszałkiem nowej kadencji został Łukasz Prokorym (KO). Na wicemarszałków zgłosił on Wiesławę Burnos i Marka Malinowskiego; oboje dostali się do sejmiku z listy PiS, w poprzedniej kadencji byli członkami zarządu województwa. W tajnym głosowaniu dostali po 16 głosów za, 14 przeciw. Pozostałe dwa miejsca w zarządzie województwa przypadły Trzeciej Drodze i KO; Trzecia Droga ma również przewodniczącego sejmiku.
Komentując kilka dni temu zawieszenie Jurgiela w prawach członka PiS, prezes partii Jarosław Kaczyński mówił, że to europoseł "w oczywisty sposób" stoi za tym, co stało się w sejmiku. Sugerował, że jego partia utraciła władzę w samorządzie województwa podlaskiego w wyniku "zemsty Jurgiela". Według niego, europoseł miał mieć żal o to, że nie znalazł się na liście kandydatów PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Jurgiel, który jest w PiS od ponad 30 lat, był też w przeszłości członkiem Porozumienia Centrum zaprzecza, by miał jakikolwiek udział czy wpływ na decyzję tych dwóch osób.
Jak mówił w piątek na konferencji prasowej w Białymstoku, nie miał zamiaru kandydowania w tegorocznych wyborach do PE w związku z sytuacją w partii w regionie. Wyjaśnił, że chodziło o "postępujące zmiany standardów w PiS oraz brak kontroli organizacyjno-politycznej na Podlasiu". "Nie jest prawdą, że ja się starałem o udział w wyborach" - zapewnił.
"W związku z tym zawieszeniem czuję się skrzywdzony i potraktowany niesprawiedliwie" - oświadczył.
Według niego, szef regionalnych struktur PiS Jacek Sasin powinien złożyć raport z przebiegu procesu ustalania personaliów na listach w wyborach do sejmiku i negocjacji związanych z powołaniem nowego zarządu województwa.
Mówił też, że do tej pory nie dostał na piśmie decyzji o zawieszeniu, nikt mu w inny sposób nie przedstawił powodów tej decyzji, a on sam również nie rozmawiał o tym z prezesem partii Jarosławem Kaczyńskim. "Z uwagi na brak kontroli w województwie podlaskim, Jacek Sasin próbuje za swoją nieudolność obwinić mnie. Prawdziwy lider bierze odpowiedzialność za siebie i swoje działania" - napisał Jurgiel w oświadczeniu przekazanym dziennikarzom.
Podkreślił też, że to Sasin był odpowiedzialny za kształt list wyborczych i efekty rozmów na temat nowego zarządu, co - jak napisał Jurgiel - "zakończyło się totalnym niepowodzeniem". "Szukał kozła ofiarnego a podejmował decyzje, które w mojej ocenie, były nieracjonalne, chociażby nie wystawianie ważnych kandydatów w wyborach" - powiedział. Padło nazwisko Jadwigi Zabielskiej, radnej PiS minionej kadencji.
Odnosząc się do stawianych w mediach zarzutów wobec niego Jurgiel mówił, że Wiesława Burnos nie jest osobą mu bliską.
Zarzucił też europosłowi Karolowi Karskiemu (dwójka na liście PiS w okręgu), rzecznikowi dyscyplinarnemu PiS, że ten - bez zbadania sprawy - "insynuuje" działania Jurgiela, które doprowadziły do zmiany władzy w sejmiku. "Jest to dla prawnika, profesora, kandydata do PE bardzo kompromitujące" - ocenił.
"Analizuję moją sytuację z punktu widzenia formalno-prawnego w zakresie przestrzegania postanowień statutu i podejmowanych przez organy partii działań. Czuję się zniesławiony, pomówiony o działania, których nigdy nie podejmowałem. Będę bronił swego dobrego imienia" - oświadczył europoseł.
Powiedział, że jego celem jest "ustalenie prawdy" na temat decyzji personalnych na listach sejmikowych i negocjowania składu władz samorządowych województwa podlaskiego. Podkreślał, że podczas jego dotychczasowej, 40-letniej działalności publicznej i politycznej, nigdy nikt go nie pomawiał "za nieuczciwość, a tym przypadku za zdradę". "To musi być wyjaśnione, bo dla mnie to jest priorytet, a także kwestia honoru" - przekonywał.
Zapewniał, że był zaangażowany w działalność w partii i Parlamencie Europejskim; w czerwcu ma przygotować raport ze swojej aktywności.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
mar/