Biden wygłosił na Kapitolu przemówienie z okazji corocznego upamiętnienia Zagłady organizowanego przez waszyngtońskie Muzeum Holokaustu. Przywołał opinię byłego brytyjskiego rabina Jonathana Sacksa o tym, że "antysemityzm jest wirusem, który z czasem przeszedł mutację" i że po zamachach Hamasu przeżywa on obecnie rozkwit.
"Widzimy zaciekłą falę antysemityzmu w Ameryce i na świecie. Propagandę w mediach społecznościowych (...) na kampusach uczelni żydowscy studenci są blokowani, nękani, atakowani, gdy wchodzą do klasy. Antysemickie plakaty i slogany wzywające do unicestwienia Izraela, jedynego państwa żydowskiego. Zbyt wielu ludzi racjonalizuje, umniejsza lub neguje horror Holokaustu i 7 października" - wyliczył prezydent, odnosząc się do propalestyńskich protestów na uniwersytetach.
Biden zapewnił, że popiera prawo do demonstracji, lecz dodał, że w Ameryce nie ma miejsca na nienawiść i antysemityzm i na protesty z wykorzystaniem przemocy. Zapewnił też o poparciu zarówno dla amerykańskich Żydów, jak i dla Izraela.
"Moje zobowiązanie na rzecz bezpieczeństwa Żydów, bezpieczeństwa Izraela i jego prawa do istnienia jako niepodległe państwo jest żelazne, nawet kiedy się nie zgadzamy" - powiedział prezydent, nawiązując do rosnących między władzami obu krajów napięć w sprawie wojny w Strefie Gazy.
W bardziej bezpośredni sposób do sytuacji odniósł się podczas uroczystości spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson, który wyraził dumę z przegłosowanego niedawno przez Kongres pakietu pomocowego dla Izraela i wezwał, by dostarczyć Izraelowi broń "bez jakiejkolwiek zwłoki". Johnson odniósł się w ten sposób do doniesień o wstrzymaniu przez administrację dwóch partii dostaw uzbrojenia dla Izraela. Krytykował też tych "którzy wolą krytykować Izrael i pouczać go na temat jego taktyki wojskowej, zamiast ukarać terrorystów".
Szef waszyngtońskiego Muzeum Holokaustu Stuart Eizenstat przywołał tymczasem w swoim przemówieniu cierpienie Ukraińców oraz zniekształcanie i wykorzystywanie pamięci o Zagładzie przez rządzoną przez Władimira Putina Rosję.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
sma/