Na nagraniu wideo opublikowanym we wtorek przez niezależny portal Meduza, Nawalna skomentowała akcję "w południe przeciw Putinowi". Miała ona, według zamysłu, pokazać, że ludzi sprzeciwiających się polityce Putina jest w Rosji wielu. Na nagraniu widać kolejki, które ustawiły się przed lokalami wyborczymi w miastach Rosji.
Nawalna oświadczyła, że ludzie przyszli na jej wezwanie do lokali wyborczych w niedzielę w południe, ponieważ "groźby i zastraszanie nie przyniosły skutku". "Pokazaliśmy sobie i innym, że Putin nie jest naszym prezydentem" - dodała, zapewniając, że "wyniki wyborów nie mają znaczenia".
Wezwała zwolenników opozycji, by działali dalej, powołując się na hasło Nawalnego o "15 minutach dziennie na walkę z reżimem". Te 15 minut - przekonywała - każdy powinien poświęcić na "napisanie kilku zdań, porozmawianie z kimś i przekonanie go". Zapowiedziała, że będzie zabiegać o to, by "nikt na świecie nie uznał Putina za prawomocnego prezydenta" Rosji.
O rządzących Rosją opozycjonistka powiedziała, że mają oni "ogromne domy, jachty i miliardy, które ukradli" , jak również "armię i propagandę", jednak "nie mają najważniejszego - miłości do Rosji i chęci, by zmienić nasz kraj na lepsze".
Julia Nawalna wzięła udział w demonstracji przeciwko Putinowi w dniu wyborów przed ambasadą Rosji w Berlinie. Weszła potem do lokalu wyborczego na terenie ambasady, mimo ryzyka zatrzymania i na karcie do głosowania napisała nazwisko swego męża.
Po ogłoszeniu przez władze Rosji, że Putin zdobył w wyborach prezydenckich ponad 87 proc. głosów, gratulacje złożyli mu m.in. przywódcy Chin, Indii i Turcji.
sma/