Hollywoodzką karierę Julii Roberts rozpoczął bez wątpienia występ w kultowej komedii romantycznej „Pretty Woman” z 1990 roku. Od tamtej pory aktorka zagrała w szeregu kinowych hitów, takich jak „Sypiając z wrogiem”, „Raport Pelikana”, „Uciekająca panna młoda”, „Notting Hill” czy oparty na faktach dramat „Erin Brockovich”, za rolę w którym gwiazda otrzymała swojego jedynego, jak na razie, Oscara.
Pierwszą nominację do najważniejszej nagrody w branży filmowej Roberts zdobyła, zanim jeszcze trafiła do aktorskiej pierwszej ligi Fabryki Snów. Duże uznanie krytyków zagwarantował jej występ w głośnym dramacie obyczajowym „Stalowe magnolie” w reżyserii Herberta Rossa, nakręconym na podstawie off-brodwayowskiej sztuki Roberta Harlinga. To opowieść o perypetiach sześciu przyjaciółek z prowincjonalnego amerykańskiego miasteczka, które wiodąc na pozór nudne życie wspólnie walczą z przeciwnościami losu. Główne role zagrały Sally Field, Shirley MacLaine, Dolly Parton, Daryl Hannah, Olympia Dukakis i Julia Roberts.
Okazuje się, że 21-letnia wówczas Roberts na planie tej produkcji przeżyła koszmar. Jej ekranowa partnerka zdradziła w rozmowie z magazynem „Vulture”, że gwiazda była nieustannie szykanowana przez twórcę filmu. „Herb dał mi olbrzymią swobodę. Dla Julii był bardzo, bardzo surowy. Ona była wtedy dzieckiem, kimś w rodzaju nowicjuszki, to był jej pierwszy duży film. I była cudowna, ale Herb cały czas się jej czepiał. A potrafił być prawdziwym sukinsynem. Niektórzy po prostu muszą mieć kogoś, na kim mogą się wyżyć” – wyjawiła Field.
Gwiazda zapewniła, że członkowie obsady za każdym razem stawali w obronie prześladowanej Roberts. „Wszyscy staraliśmy się jej pomóc. Pamiętam, jak pewnego dnia Dolly postawiła się Herbowi – z humorem, ale tak wulgarnym, jakiego w życiu się słyszałeś” – stwierdziła. Zapytana o to, czy ją także filmowiec prześladował na planie, Field odparła, że „nie miał odwagi”. „Nie mam nic przeciwko udzieleniu mi merytorycznych wskazówek, ale jeśli się z czymś nie zgadzam, będę bronić swoich racji. A kiedy ktoś jest wobec mnie chamski, musi liczyć się z tym, że jestem wojowniczką” – zaznaczyła. Herbert Ross zmarł w 2001 roku w wieku 74 lat. Przyczyną śmierci reżysera była niewydolność serca. (PAP Life)