"Bez względu na to, czy jest to propaganda, groźby militarne, wojna kognitywna czy rozpowszechnianie fałszywych wiadomości – robią wszystko, co w ich mocy" – podkreślił kandydat Demokratycznej Partii Postępowej (DPP), który obecnie pełni funkcję wiceprezydenta Tajwanu i prowadzi w sondażach przedwyborczych. Lai przyznał również, że będzie kontynuował politykę Caj Ing-wen i pozostanie otwarty na współpracę z Pekinem.
Wyborcy na Tajwanie pójdą do urn w najbliższą sobotę, aby wybrać następcę urzędującej od ośmiu lat prezydent Caj Ing-wen oraz nowy parlament.
W wyborach Lai rywalizuje z Hou You-yi z głównej opozycyjnej Partii Nacjonalistycznej (KMT) i z Ko Wen-je z Tajwańskiej Partii Ludowej (TPP).
Zarówno KMT, jak i TPP opowiadają się za zbliżeniem z rządzonymi przez komunistów Chinami, które potępiły Laia jako "separatystę" i "wichrzyciela".
Chiny nigdy nie sprawowały władzy nad Tajwanem, ale twierdzą, że rządzona demokratycznie wyspa jest częścią ich terytorium i nie wykluczają możliwości przejęcia jej siłą.
Lai zwrócił uwagę, że Pekin określa sobotnie głosowanie jako wybór między "wojną a pokojem", aby wywrzeć wpływ na decyzję 23 mln wyborców i doprowadzić do powołania nowego rządu, który będzie "prochiński".
W ostatnich latach Chiny zwiększyły presję militarną na wyspę, wysyłając niemal codziennie w jej pobliże statki i samoloty wojskowe. W ubiegłym roku ponad 1,7 tys. chińskich samolotów wojskowych naruszyło tajwańską strefę identyfikacji obrony powietrznej.
Lai zapewnił jednocześnie, że będzie kontynuował "stabilną i pragmatyczną" politykę prezydent Caj i "zawsze będzie utrzymywał przyjazne podejście" do dialogu z Chinami.
"Nawet walcząc na froncie obrony naszych wartości przed autorytaryzmem, jesteśmy zdeterminowani chronić pokój i stabilność w Cieśninie Tajwańskiej" – powiedział Lai. "Pokój jest bezcenny, a wojna nie ma zwycięzców" – podkreślił. (PAP)
sma/