Ks. Rakowski przyznał, że na lekcjach często dyskutuje z uczniami, którzy wprost mówią o swoich wątpliwościach dotyczących nauczania Kościoła w kwestiach takich jak aborcja, antykoncepcja czy homoseksualizm.
"Rozmawiamy dużo i otwarcie. Cierpliwie tłumaczę stanowisko Kościoła, ale też pozostawiam wolność. Jeśli ktoś nie zgadza się z nauką Kościoła, to ja szanuję jego zdanie, nie straszę piekłem" - zastrzegł.
Duchowny został zapytany przez PAP o dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, z których wnika, że choć wciąż na lekcje religii w kraju uczęszcza 80 proc. uczniów, to odsetek ten stale maleje. Jego zdaniem powodem wypisywania się uczniów z lekcji religii jest to, że coraz mniej osób świadomie przeżywa swoją wiarę. "Statystyki ISKK pokazują też, że w 2022 r. regularnie we mszy świętej uczestniczyło 29,5 proc. Polaków. Biorąc to pod uwagę, uważam, że frekwencja na lekcjach religii jest i tak bardzo wysoka" - ocenił duchowny.
Zdaniem ks. Rakowskiego duży wpływ na rezygnację z uczestnictwa w lekcjach religii ma to, że jest to przedmiot nieobowiązkowy. "Gdyby matematyka była nieobowiązkowa, też część uczniów przestałaby chodzić" - stwierdził.
Przyznał, że także niektórzy jego uczniowie wypisali się z prowadzonych przez niego lekcji. "W większości dlatego, że chcieli wcześniej wyjść ze szkoły i mieć więcej wolnego. Ale zdarzało się, że od czasu do czasu ci, którzy się wypisali, przychodzili na lekcję, bo chcieli porozmawiać, zadać jakieś pytanie, które ich nurtuje" - dodał.
Jego zdaniem to dobrze, że udział w lekcjach religii i etyki jest dobrowolny.
"Do wiary nikogo nie można zmusić, wolność jest kluczowa. Za Jezusem tłumy szły niczym nie przymuszane, ludzi po prostu fascynowała Jego nauka. Dziś także rozwiązaniem nie jest zmuszanie dzieci do uczestnictwa w lekcjach religii. Lepiej pracować nad tym, żeby ukazywać uczniom i ich rodzicom, że na religię chodzić po prostu warto" - stwierdził ks. Rakowski.
Według duchownego najważniejsze jest to, aby katecheci w szkołach byli właściwymi osobami. "Osobowość katechety jest kwestią znacznie ważniejszą niż w przypadku nauczycieli innych przedmiotów. Zadaniem nauczyciela matematyki czy geografii jest przekazanie wiedzy, a to, jaki ma kontakt z uczniami, ma mniejsze znaczenie" - ocenił.
Ks. Rakowski uważa, że na lekcji religii uczniowie powinni mieć szansę porozmawiania z kimś, kto z uwagą wysłucha ich pytań i wątpliwości, a później postara się na nie odpowiedzieć "bez moralizatorstwa i pouczania".
Katecheta zaznaczył, że na lekcji religii nie powinno się wystawiać ocen.
"Decyzja MEN, by ocena z lekcji religii nie była wliczana do średniej na świadectwie jest dobra. Jeśli uczniowie mają się przed katechetą otworzyć, mówić szczerze, co naprawdę myślą, to nie możemy im za to wystawiać ocen" - stwierdził.
Według niego lekcje religii są wspaniałą okazją do ewangelizacji, dlatego dobrze, że odbywają się w szkole, a nie w parafii. "Lekcje religii w szkole to ułatwienie dla rodziców, którzy nie muszą poświęcać dodatkowego czasu, żeby doprowadzać dzieci do parafii na katechezę. Gdyby jednak rodzice chcieli to zmienić - to jest ich decyzja" - powiedział.
Dodał, że na lekcjach religii organizuje dla uczniów wyjazdy, wyjścia i rozmaite atrakcje. "Pewnie, że to jest trudne - trzeba coś organizować, pozyskiwać zgody, ale w tym widzę przyszłość. Moja rola różni się od ról pozostałych nauczycieli. Ja nie przygotowuję uczniów do matury, tylko uczę ich życia - tego, jak postępuje chrześcijanin. A tego nie da się wykuć na pamięć, to można przekazać jedynie w relacji" - podkreślił.
Zapytany o stosunek do zmian w organizacji lekcji religii zapowiedzianych przez MEN ks. Rakowski stwierdził, że być może zmobilizują one Kościół do tego, by jasno określić cel lekcji religii i poprawić jakość nauczania, czego nie udało się zrobić przez ostatnie 30 lat. "Sprawdza się zasada, że w momencie zagrożenia człowiek zaczyna działać lepiej niż w momencie dobrobytu i stabilizacji" - ocenił.
Ks. Rakowski negatywnie ocenił rozporządzenie z 26 lipca br., wprowadzające możliwość łączenia na lekcjach religii uczniów klas I–III albo klas IV–VI lub klas VII i VIII.
"Uważam, że takie rozwiązanie wpłynie negatywnie na jakość nauczania. W dużych grupach w ogóle trudniej prowadzić lekcje, nie ma indywidualnego podejścia do ucznia. Dziwię się, że w momencie, kiedy cała edukacja zmierza w kierunku indywidualizacji nauczania i tworzenia małych grup, MEN wprowadza zmiany idące zupełnie w odwrotnym kierunku" - mówił.
Zdaniem duchownego w rozmowach Episkopatu i MEN "zabrakło dobrej woli i porozumienia". "Za mało rozmawialiśmy i szukaliśmy porozumienia. W wypowiedziach medialnych widzę dużo złości i nerwowości. Niestety całe to zamieszanie odbije się na uczniach" - ocenił ks. Rakowski. (PAP)
Autorka: Iwona Żurek
iżu/ jann/ wus/ know/