Konsultant filmu "Biała odwaga": pewne sceny nie mogły mieć miejsca [NASZE WIDEO]

2024-02-15 08:43 aktualizacja: 2024-02-16, 08:49
Kadr z filmu "Biała odwaga", fot. mat. pras.
Kadr z filmu "Biała odwaga", fot. mat. pras.
Chociaż kanwa filmu "Biała odwaga" przedstawia faktyczny wojenny epizod Goralenvolku, to pewne sceny zupełnie nie mogły się wydarzyć - powiedział PAP konsultant filmu ds. gwary Jan Karpiel-Bułecka po przedpremierowym pokazie filmu Marcina Koszałki w Zakopanem.

"Kanwa filmu, czyli wojenny epizod Gorolenvolku to jest prawda historyczna, ale film został trochę ubarwiony. Uważny odbiorca zauważy, że nie była to zdrada, a dylematy i rozterki ludzi, którzy starali się przetrwać i uchronić bliskich" - powiedział PAP konsultant do spraw gwary Jan Karpiel-Bułecka.

Karpiel-Bułecka zwraca uwagę, że w filmie są dwie fikcyjne sceny, które nie mogły mieć miejsca. Pierwsza z nich to pojawienie się oddziału zwerbowanych do SS górali, którym Niemcy każą mordować swoich za współpracę z ruchem oporu.

"To jest nieprawda, bo takiego oddziału nigdy nie było. Górale zwerbowani do SS faktycznie w większości zdezerterowali, a oddziału nie udało się utworzyć. W rezultacie akcja utworzenia tzw. Legionu Góralskiego SS skompromitowała liderów Goralenvolku w oczach Niemców. Kolejna abstrakcyjna scena to żołnierz Armii Radzieckiej, który po wojnie wkłada mundur Ludowego Wojska Polskiego, a górale grają mu na skrzypcach i basach +czastuszki+ i tańczą w góralskich portkach - takiego numeru to nie było" - stwierdził konsultant.

Dodał on także, że w filmie były także sceny zupełnie fantazyjne, takie jak pochówek dziadka w jaskini w Tatrach.

"To zupełnie nie było możliwe, a już na pewno nie w XX wieku" - podkreślił i dodał, że historia Goralenvolku nigdy nie była ani ukrywana, ani tajona, bo została dogłębnie omówiona.

Wbrew twierdzeniom reżysera "Białej odwagi", który powiedział, że "przez lata nikomu nie zależało, żeby o Goralenvolku głośno mówić", na ten temat powstało wiele publikacji w tym wyczerpujących temat książek takich jak: wydana już w 1948 r. "Walka podziemna na szczytach" Włodzimierza Wnuka, kilkusetstronicowa książka pt. "Goralenvolk - historia zdrady" Wojciecha Szatkowskiego czy "Ludobójcza akcja Goralenvolk" Rudolfa Klimka.

Po przegranej wojnie obronnej w 1939 roku Niemcy szukali wszelkich inicjatyw, które mogłyby pomagać w administrowaniu podbitymi terenami. Wbrew oczekiwaniom Niemców, nie było wielkiego zainteresowania Podhalan, aby posiadać nazistowskie kenkarty z literą "G". Górale zachowali dystans do tej akcji, a wielu z nich przystępowało do Goralenvolku jedynie z obawy o swoje bezpieczeństwo. Szacuje się, że przynależność do Goralenvolk zadeklarowało ok. 18 proc. ludności całego regionu. Goralenvolk był zwalczany przez ruch oporu - Konfederację Tatrzańską, a przywódcy organizacji zostali zabici lub osądzeni tuż po wojnie i trafili do więzień. Niektórzy dostali wyższe wyroki, niż nazistowscy oprawcy jak np. szef placówki gestapo w Zakopanem Robert Weissman skazany na 7 lat więzienia.

Jak twierdzi konsultant filmu, który ma wejść do kin 8 marca, górale nie są w nim pokazani "jako jakieś bezwiedne narzędzie w rękach Niemców, tylko ludzie, którzy mają swoje dylematy, które ich gryzą, a ich wybory wcale nie były takie czarno-białe".

"Wielu zapisanych do Goralenvolku działało na dwie strony. Ostrzegali przed planami Niemców czy pomagali zachować odbierany inwentarz" - mówił.

Szacuje się, że przynależność do Goralenvolk zadeklarowało 27 tys. Podhalan, co stanowiło 18 proc. ludności całego regionu, po wojnie nie zachowała się jednak ewidencja wydanych kart. Pozostała część ludności Podhala, mimo gróźb niemieckich, zażądała wydania polskich kenkart.

Przywódcą Goralenvolku był przedwojenny prezes Stronnictwa Ludowego powiatu nowotarskiego, Wacław Krzeptowski. On też wraz z grupą górali w listopadzie 1939 r. złożył hołd gubernatorowi Hansowi Frankowi na Wawelu, a fakt ten wykorzystały niemieckie gazety propagandowe ukazujące się w Warszawie i Krakowie.

Od samego początku Goralenvolk był zwalczany przez polski ruch oporu. W styczniu 1945 roku, z wyroku Polskiego Państwa Podziemnego, przywódca Goralenvolku Wacław Krzeptowski został powieszony na świerku niedaleko własnego domu przez partyzantów z oddziału Armii Krajowej. W listopadzie 1946 roku przed sądem w Zakopanem zapadł wyrok na pozostałych działaczy Goralisches Komitee, którzy zostali skazani na kary więzienia od 3 do 15 lat. Część działaczy, w tym kreatorzy operacji Henryk Szatkowski i agent Abwehry Witalis Wieder, uciekła razem z wycofującymi się Niemcami.(PAP)

Autor: Szymon Bafia

mmi/