Korespondenci europejskich mediów na granicy z Białorusią
Blisko 60 korespondentów europejskich mediów na co dzień pracujących w Brukseli znalazło się w czwartek w strefie przy granicy z Białorusią. Na wyjazd zaprosiła ich polska prezydencja, która z kwestii bezpieczeństwa na granicach UE uczyniła jeden ze swoich priorytetów.

Funkcjonariusze Straży Granicznej w nieoficjalnych rozmowach z PAP przyznawali, że rzadko zdarza się, by na polsko-białoruskiej granicy w jednym momencie znalazło się tak wielu dziennikarzy. Odwiedzili oni zamknięte od 2022 r. przejście graniczne w Połowcach, gdzie rozciąga się dzisiaj tzw. strefa buforowa. Przebywanie w niej bez odpowiedniego pozwolenia jest niedozwolone na mocy rozporządzenia resortu spraw wewnętrznych, przeciwko czemu protestują organizacje pozarządowe. Strefa ta wzdłuż 44 km granicy ma 200 metrów szerokości, natomiast tam, gdzie znajdują się rezerwaty przyrody - rozciąga się na 2 km w głąb terytorium Polski.
Wyjazd na granicę polsko-białoruską zorganizowała polska prezydencja. Zgodnie z panującym w Brukseli zwyczajem kraj sprawujący przewodnictwo w Radzie UE zaprasza korespondentów ze wszystkich państw członkowskich, którzy na co dzień relacjonują prace UE w Brukseli. W wizycie w Polsce wzięło udział blisko 60 europejskich dziennikarzy, także z trzech polskich redakcji: PAP, IAR i "Rzeczpospolitej". Oprócz nich na granicę przyjechali m.in. korespondenci francuskiego dziennika "Le Monde", włoskich "La Stampa" i "Corriere della Sera", niemieckich "Die Welt" i "Frankfurter Allgemeine Zeitung"; były też obecne agencje Reutera, Bloomberga, AFP i dpa.
Jak mówił dziennikarzom wiceminister spraw wewnętrznych Maciej Duszczyk, do tej pory na wjazd do tzw. strefy buforowej zezwolono łącznie 346 dziennikarzom i pracownikom organizacji pozarządowych. "Ograniczamy ruch nie tylko ze względu na bezpieczeństwo, ale też chcemy utrudnić życie tzw. pośrednikom, biorącym udział w całym procederze, którzy podjeżdżają pod granicę po migrantów, by potem zawieźć ich do Niemiec" – zaznaczył.
W ubiegłym roku zatrzymano ponad 800 takich "pomocników". Byli to przede wszystkim Ukraińcy, Polacy, Białorusini, Mołdawianie, Gruzini. Jak mówił pułkownik Andrzej Stasiulewicz ze Straży Granicznej, największą liczbę stanowią obywatele Ukrainy, którzy legalnie mieszkają i pracują w Polsce. "Jest to dla nich dodatkowe źródło pieniędzy i to szybkich. Dostają 500 dolarów za transport jednej osoby, a więc w zaledwie kilka godzin mogą całkiem sporo zarobić" – tłumaczył. Kara za to jest jednak odpowiednio surowa – złapani, według Stasiulewicza, są deportowani do kraju pochodzenia.
Na niefunkcjonującym przejściu granicznym Polskę od Białorusi oddziela wysoki na 5,5 metra mur. Licząca 186 km zapora rozciąga się odcinkami wzdłuż całej granicy. Jej budowę zlecono po tym, gdy w 2022 r. Białoruś zaczęła prowadzić operację masowego wysyłania migrantów na granice zewnętrzne UE.
Granicy pilnuje także blisko 5 tys. kamer. Pułkownik Wacław Samocik mówił jednak, że prace nad automatycznym wykrywaniem migrantów przekraczających granicę wciąż trwają. "Sztuczna inteligencja wciąż się uczy" – powiedział. Jak podkreślił, w większości przypadków AI nie ma problemu z odróżnieniem człowieka od zwierzęcia. Zdarzają się jednak wyjątkowe sytuacje. "Jak wtedy, gdy podniósł się alarm, bo granicę przekraczał zając, który stanął na dwóch nogach" – opowiadał.
"Polska coraz więcej wie o organizowanym przez Białoruś i Rosję procederze"
Duszczyk przekonywał, że Polska coraz więcej wie o organizowanym przez Białoruś i Rosję procederze używania ludzi jako broni i coraz lepiej sobie z nim radzi. "Do czerwca skończymy prace nad wzmacnianiem ochrony granic" – mówił. Wówczas też powinna obowiązywać procedowana w Sejmie ustawa o udzielaniu cudzoziemcom ochrony międzynarodowej, która przewiduje możliwość czasowego zawieszenia przyjmowania wniosków od przybyszów. Wiceminister spraw wewnętrznych przekonywał jednak, że nie będzie to dotyczyło osób potrzebujących pomocy, np. pobitych czy kobiet w ciąży.
Pytany o to, jak na te zmiany zapatruje się Komisja Europejska w związku z obawami o masowe zawracanie ludzi na granicy, odpowiedział, że "jest ona po naszej stronie". Tymczasem organizacje pozarządowe, takie jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka, zwracają uwagę, że projektowane przepisy powielają schemat nielegalnych pushbacków i potęgują ryzyko naruszania zakazu zbiorowego wydalania cudzoziemców, wynikającego z przepisów prawa międzynarodowego. "Wszystko zależy od tego, jak zdefiniujemy pushback" - odpierał zarzut Duszczyk.
Przypomniał, że Polska w ramach swojego przewodnictwa w Radzie UE, które będzie sprawować do końca czerwca, chce postawić kwestię ochrony granic zewnętrznych UE na unijnej agendzie. Ministrowie spraw wewnętrznych na nieoficjalnym posiedzeniu w marcu w Warszawie zajmą się np. kwestią usprawniania powrotów migrantów do kraju pochodzenia.
Funkcjonariusze przekazali, że w nowym roku sytuacja na granicy jest zaskakująco spokojna. W środę nie odnotowano np. żadnego incydentu, podczas gdy w 2024 r. było ich średnio dziesięć każdego dnia. Jak doniosła wcześniej PAP, Straż Graniczna podejrzewa, że Alaksandr Łukaszenka zmniejszył presję na granicę, bo może mu zależeć na spokoju w kraju przed wyborami prezydenckimi, które zapowiedziano na styczeń. Według Stasiulewicza migranci przebywający na Białorusi w strefie przy granicy z Polską zostali wywiezieni w kierunku Rosji.
Nieuznawany przez Zachód Łukaszenka zamierza ponownie wziąć udział w wyborach, by pozostać u władzy na siódmą z rzędu kadencję. Białoruska opozycja nazwała te wybory "bez-wyborami" ze względu na masowe represje i brak możliwości jakiejkolwiek konkurencji politycznej w kraju. (PAP)
mce/ szm/ lm/gn/