Kto wierzy w Gruzińskie Marzenie? Władze przekonują, że mają poparcie większości

2024-06-02 08:24 aktualizacja: 2024-06-02, 11:57
Kto wierzy w Gruzińskie Marzenie? Władze przekonują, że mają poparcie większości. Fot. PAP/EPA
Kto wierzy w Gruzińskie Marzenie? Władze przekonują, że mają poparcie większości. Fot. PAP/EPA
Partia władzy Gruzińskie Marzenie twierdzi, że jej ustawę o tzw. agentach zagranicznych popiera ponad 60 proc. obywateli. Przeczą temu badania opinii społecznej i masowe protesty przeciw nowemu prawu. Według opozycji jego przyjęcie pogorszyło notowania ugrupowania władzy.

W Tbilisi łatwiej znaleźć wyznawców głoszonych przez władze prorosyjskich i antyzachodnich teorii niż osoby jednoznacznie popierających ustawę. Jedną z takich osób jest Zaza, który pracuje w stolicy w sektorze usługowym.

„Nie wiem, co myśleć o tej ustawie, bo rząd mówi jedno, a opozycja coś zupełnie innego” – mówi PAP.

„Szczerze mówiąc nie mam zdania, ale przekonuje mnie to, że np. w Ameryce i innych krajach są takie same ustawy i nikt się nie awanturuje” – dodaje, powtarzając argumenty partii rządzącej, która m.in. w ten sposób uzasadniała przyjęcie kontrowersyjnych przepisów.

Wcześniej o swojej ustawie o tzw. agentach zagranicznych - którą do złudzenia przypominają przepisy przyjęte w Gruzji - to samo mówił Kreml. Chociaż teza ta była wielokrotnie obalana, chętnie powtarzają ją sympatycy władzy i obrońcy ustawy uderzającej w społeczeństwo obywatelskie.

W czwartek po raz kolejny prawniczego wyjaśnienia w tej sprawie udzieliło Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR) OBWE. Obowiązujące w USA czy Australii prawo o agentach dotyczy struktur, o których wiadomo, że „realizują (obce) interesy”, np. lobbują na rzecz obcych rządów. W Gruzji natomiast stygmatyzujący status agenta zostanie nadany każdej organizacji, która otrzymuje ponad 20 proc. finansowania z zagranicy, nawet jeśli będzie zajmować się kastracją bezdomnych psów i kotów.

Zaza jest przekonany, że „Zachód chce wciągnąć Gruzję w wojnę”. Nie umie powiedzieć, dlaczego Zachód miałby tego chcieć, ale jego zdaniem świadczy o tym fakt, że Zachód pomaga Ukrainie i krytykuje Rosję.

Jest to dyżurna teza gruzińskiego rządu, który utrzymuje, że w świecie trwa spisek „partii globalnej wojny”. Jednym z jego celów ma być właśnie Gruzja, której owa "partia" rzekomo życzy, by „stała się drugą Ukrainą”. Władze w Tbilisi w ocenie ukraińskiego Euromajdanu w 2014 r., czyli masowych ukraińskich protestów przeciwko prorosyjskiej polityce władz, coraz bardziej zbliżają się do stanowiska Rosji, powtarzając jej propagandowe narracje. Strasząc „powtórzeniem Ukrainy” - czym na Białorusi straszył swoich rodaków samozwańczy przywódca kraju Alaksandr Łukaszenka - gruziński premier Irakli Kobachidze pomija fakt, że Rosja od 2014 r. podważa międzynarodowy porządek, na którym opiera się suwerenność także Gruzji. Przemilcza też, że to Rosja okupuje terytoria, które w świetle prawa międzynarodowego są częścią Gruzji.

Zaza przyznaje, że Rosji nie lubi, ale „nie powinniśmy się z nią kłócić, bo to sąsiad”, a poza tym „jeśli Rosję drażnić, to wiadomo, jak to się skończy”. Według niego „wszyscy powinni żyć w pokoju”. Odkąd zaczęła się wojna, do Gruzji przyjechało bardzo wielu Rosjan, uciekających przed mobilizacją i krytycznie nastawionych do działań władz w Moskwie. „Oni przywieźli tutaj pieniądze. Owszem, ceny poszły w górę, ale dzięki nim też zarabiamy” – mówi zgodnie z faktami rozmówca PAP.

„Nie rozumiem, po co mamy iść do Europy. Czy nam jest tutaj źle? Najlepiej, żeby Gruzja była oddzielnie – ani z Europą, ani z Rosją” – przekonuje Zaza. Jego obawy przed eurointegracją Gruzji wiążą się również z tym, że jak mówi, „jeśli wejdziemy do UE, to będziemy musieli zgodzić się na to, że, no wie pani, kobieta z kobietą, mężczyzna z mężczyzną”. Chociaż nie ma jednoznacznego zdania w sprawie ustawy o tzw. agentach, Zazie zdecydowanie bliżej jest do partii władzy niż do opozycji i entuzjastycznie proeuropejskich uczestników demonstracji w Gruzji.

Według niedawnego sondażu ośrodka IPM ustawę o tzw. agentach zagranicznych poparło 22 proc. badanych w całym kraju, a przeciwko było 56 proc. Jednocześnie aż 22 proc. nie miało zdania lub nie wiedziało, czy ustawę popiera czy nie.

Jeśli chodzi o poparcie partii władzy, to w marcu premier Kobachidze twierdził, że Gruzińskie Marzenie ma 55-60 proc. poparcia, a największa partia opozycyjna Zjednoczony Ruch Narodowy – 18 proc. Tymczasem większość niezależnych sondaży stabilnie dawała dotąd obu tym siłom politycznym o połowę mniej głosów. Teraz - jak przekonują opozycjoniści, aktywiści i niezależni analitycy - notowania Gruzińskiego Marzenia pogorszyły się w wyniku przyjęcia ustawy o agentach, ponieważ zablokuje ona eurointegrację kraju, którą od dawna popiera ponad 80 proc. obywateli.

Wbrew zapewnieniom władz wydaje się, że większość Gruzinów tej ustawy nie chce i widzi w niej zagrożenie. Wskazują na to zarówno statystyki, jak i fakt, że znalezienie zwolennika ustawy o agentach jest dość trudne.

W gruzińskim internecie od kilku dni krąży za to historia sprzedawcy pomarańczy, która – według oponentów władz – dość dobrze oddaje nastroje społeczne. Po odrzuceniu prezydenckiego weta wobec ustawy deputowany Gruzińskiego Marzenia Wiktor Dżaparidze został na ulicy nazwany rosyjskim niewolnikiem”. Rozgniewany, w emocjach sięgnął po pomarańcze z pobliskiego stoiska z owocami i goniąc swojego krytyka, obrzucał go nimi. Następnego dnia polityk wrócił do sklepiku, by zapłacić za owoce i to właśnie ta sytuacja została uwieczniona na nagraniu. „Pomarańcze to drobiazg, ale odebrałeś przyszłość naszym dzieciom” – usłyszał Dżaparidze od sprzedawcy. Sklepik - jak się okazało - nazywa się More Freedom, czyli "więcej wolności".

Z Tbilisi Justyna Prus (PAP)

kh/

TEMATY: