Kucharz, historyk, podróżnik i ulubieniec internautów. Robert Makłowicz kończy 60 lat

2023-08-12 16:21 aktualizacja: 2023-08-13, 15:22
Robert Makłowicz. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Robert Makłowicz. Fot. PAP/Darek Delmanowicz
Jest jednym z najbardziej lubianych Polaków. Zdaniem niektórych wygrałby z łatwością wybory prezydenckie. Tyle że Robert Makłowicz od polityki woli podróże i gotowanie. Przynajmniej na razie. 12 sierpnia wkracza w kolejną dekadę życia i ani myśli zwalniać tempa. Można się zatem spodziewać, że wydarzy się jeszcze wiele.

Podobno zamiłowanie do podróżowania w Robercie Makłowiczu rozbudził jego ojciec, Włodzimierz, który był marynarzem. Poprzez opowieści i podarunki, które przywoził z rejsów. Bo jednak nie dane było Robertowi pływać razem z nim. Ojciec mógł tylko od czasu do czasu zabrać w rejs matkę Roberta. Beatę z domu Preiss, córkę Witolda Preissa. Chirurga, który został rozstrzelany w Auschwitz a podczas wojny w Instytucie Mikrobiologii UJ zarażał wszy tyfusem. Później te wszy były podrzucane do mundurów żołnierzy Wehrmachtu.

Rodzina Makłowicza to po mieczu polscy Ormianie, a po kądzieli mieszanka polsko-węgiersko-austriacka. Ślub z Agnieszką Pogodą, kierowniczką produkcji filmowej, wziął w obrządku ormiańskim w kościele św. Idziego w Krakowie. Ceremonia trwała pięć godzin. "Nic nie rozumiałem, bo ksiądz mówił po ormiańsku" - wspominał Makłowicz. Kapłan stał tyłem do publiczności, a przodem do ołtarza. Co więcej, zamiast nałożenia obrączek, było nałożenie koron. Później w obrządku ormiańskim chrzest przyjęli ich synowie, Mikołaj i Ferdynand.

Makłowicz poznał Agnieszkę Pogodę, absolwentkę teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz organizacji produkcji filmowej i telewizyjnej w Łódzkiej Filmówce, w czasie jej pracy w TVP. "Gdy ją zobaczyłem, to był momencik, mgnienie oka, gdy się w niej zakochałem..." - mówił Makłowicz. To ona zachęcała Roberta do stworzenia programu łączącego podróże, kulinaria i kulturę. Od lat jako kierowniczka produkcji wspiera poczynania Makłowicza, najpierw telewizyjne, a od 2020 r. internetowe. "Moja żona nie mówi mi, co mam gotować, ja nie wtrącam się do spraw technicznych i organizacyjnych. A dzięki temu jesteśmy razem. Jeśli człowiek połowę czasu spędza w hotelach, to przyjemniej się obudzi u boku kogoś bliskiego" - zdradził sekret ich udanego związku.

Nim został dziennikarzem kulinarnym, ten były student prawa i historii (nie ukończył żadnego z tych kierunków) chwytał się różnych zajęć, pracując na Zachodzie. W Niemczech zatrudnił się w fabryce przetworów owocowych. W Londynie przez rok pracował na budowie. Najpierw zamiatał, a później jeździł na wózku widłowym. Zarobione na Zachodzie pieniądze, jak twierdzi, "przejadał i przepijał". "Do Londynu pchnęła mnie także pewna osobista sprawa, czyli kobieta, w której byłem zadurzony. Można w zasadzie powiedzieć, że pojechałem tam za nią. Skończyło się to moją klęską, bo pani ta wyszła za mąż za Anglika, a ja zostałem na budowie, tracąc jedyny cel wyjazdu, który zniknął w angielskim Pałacu Ślubów" - opowiadał w rozmowie z "Playboyem".

Poza żoną Agnieszką i damą, w której kochał się bez wzajemności, ważną kobietą w życiu Makłowicza była Ewa Wachowicz. Poznali się, gdy była Miss Polonia produkowała w Krakowie dla Polsatu swój pierwszy autorski program telewizyjny "Poradnik imieninowy". Makłowicz był wtedy krytykiem kulinarnym, recenzującym restauracje w krakowskim dodatku "Gazety Wyborczej". Do programu został zaproszony jednak jako specjalista od innej materii... "Był dla widzów doradcą w sprawach savoir‑vivre’u, odpowiadał na listy - Ewa Wachowicz mówiła w swojej autobiografii. - Wszystko z typowym dla niego poczuciem humoru, swadą. Pokazywał swoją wielką erudycję. Jeden z programów robiliśmy o grillowaniu, które wtedy stawało się w Polsce bardzo modne. +A może byś coś ugrillował przed kamerą?+ – zagadnęłam go. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam go w kuchennej akcji. Powiedział też, że chciałby mieć program kulinarny. Ja również chciałam, ale nie miałam zamiaru występować. Robert został gwiazdą +Podróży kulinarnych+, a ja jego producentką. To była nasza decyzja. On miał ten projekt przemyślany. Od początku było wiadomo, że to nie będzie tylko pichcenie na ekranie". Wachowicz udało się później namówić TVP do zakupu odcinków programu "Kulinarne podróże Roberta Makłowicza", który zadebiutował na antenie w 1998 r. Współpraca dziennikarza z Wachowicz trwała do 2008, gdy ta postanowiła związać się z Polsatem i sama stanąć przed kamerą.

Przy realizacji swoich kolejnych programów telewizyjnych Makłowicz zjeździł świat wzdłuż i wszerz. Jednak nigdy nie był w USA. Miał ku temu kilka okazji, ale do tej pory się na to nie zdecydował. Obiecał sobie bowiem kiedyś, że dopóki Polacy będą musieli przechodzić uciążliwą procedurę wizową, dopóty jego noga nie stanie w USA. Był za to w Kanadzie i stał przy szlabanie oddzielającym ten kraj od stanu Vermont. Odwiedził też kilkukrotnie Meksyk. Makłowicz bardzo chce polecieć do Stanów - wszak wizy dla Polaków zostały zniesione już kilka lat temu, ale nie ma jeszcze sprecyzowanych planów w tym zakresie. Podróżnik ma też do odhaczenia Chiny i Japonię - tam również jeszcze nie był. Do tej pory najdalej dotarł na Filipiny i do Australii.

Ma dwa adresy zamieszkania. Ten polski - w starej kamienicy w Krakowie. Posiada też dom w chorwackiej Dalmacji, na półwyspie Pelješac, gdzie bywa latem. Makłowiczowie od dawna marzyli o domu w Dalmacji, ale z góry zakładali, że to ponad ich możliwości finansowe. Gdy zaczęli jednak studiować oferty, przekonali się, że nieruchomości, którą są w pewnym oddaleniu od morza, bywają w przystępnej cenie. W 2009 r. spełnili swoje marzenie. "Pokazano nam wprzódy mały i drogi domek nad samym morzem, a potem coś takiego, że tylko spojrzeliśmy z Agnieszką po sobie i po dwóch minutach lustracji jąłem dopytywać się o najbliższy bankomat, by móc natychmiast uiścić choćby najskromniejszą zaliczkę. I tak zostałem właścicielem starego kamiennego domostwa w malutkiej kamiennej wiosce, z ogrodem, co za szczęście, bowiem rosną w nim figi, granaty, migdały i oliwki, lawenda, rozmaryn, szałwia, bazylia, dzikie oregano i włoski koper" - Makłowicz opisywał w swojej książce "Cafe Museum".

Mimo że przez większość roku przebywa poza Polską, to poprzez swój youtubowy program regularnie gości w domach swoich rodaków i uchodzi za jednego z najbardziej lubianych Polaków. Wielu internautów namawia go nawet, by startował w wyborach prezydenckich. Nawet jednak ktoś cieszący się tak wielką sympatią jak Makłowicz ma pewne wady. Wachowicz wskazała jedną z nich. "Jego słabym punktem jest może niecierpliwość, potrafi bardzo się zdenerwować, jak mu coś nie pasuje. Maniakalnie nie lubił powtarzania ujęć, dostawał furii, jak musiał coś robić jeszcze raz, a nie daj Boże kolejny. W związku z tym, jak inaczej się nie dało, to z jego Agnieszką wkraczałyśmy na plan, szybciutko kroiłyśmy to, co na początku ujęcia miało być pokrojone, żeby Robert przez przypadek nie musiał jeszcze raz wycierać łez nad cebulką. Lubił wejść na gotowe, mieć wszystko przygotowane" - wspominała w książce "Wszystkie korony Ewy Wachowicz".

Ciekawe, na jak długo starczy mu cierpliwości, by działać w branży spożywczej... W tym roku wspólnie z firmą Pamapol stworzył własną linię produktów żywnościowych pod szyldem Makłowicz i Synowie. Z tym dużym producentem dań gotowych podpisał umowę na 30 lat. Pamapol ma 60 proc. udziałów w tym przedsięwzięciu. Obecnie Makłowicz oferuje inspirowane swoimi podróżami sosy, gulasze i makaron. W ten projekt gwiazdor zaangażował swoich synów, Mikołaja i Ferdynanda. Pierwszy zajmuje się marketingiem, drugi sprawami organizacyjnymi. Strategiczne decyzje biznesowe podejmują we czwórkę, razem z Agnieszką Makłowicz. Mają nadzieję, że kiedyś powstanie fabryka Makłowicz i Synowie. Jak synom pracuje się z ojcem? "Tata jest wymagający, ale dzięki temu my też mamy możliwość bycia cały czas lepszymi. Kłócimy się na maksa, mamy swoje zdanie, krzyczymy na siebie. Jesteśmy jak we włoskiej rodzinie, to jest absolutnie normalne. Czasami nie jest cukierkowo i cudownie, ale nikt na końcu tej więzi nie rozerwie" - przyznał Mikołaj na łamach "Forbesa". (PAP Life)

Autor: Andrzej Grabarczuk

kgr/