W piątek po godz. 9.30 rozpoczęły się obrady sejmowej komisji śledczej ds. wyborów korespondencyjnych. Jako pierwszy świadek przesłuchany został Michał Wypij, były poseł i były polityk Porozumienia. Następnie zeznawać będzie wiceminister Aktywów Państwowych w rządzie PiS Artur Soboń.
Komisja przesłuchała Michała Wypija
Wypij podkreślał przed komisją śledczą, że od początku był przeciwny pomysłowi przeprowadzenia wyborów w formie korespondencyjnej 10 maja 2020 r.
Podczas przesłuchania mówił m.in. o spotkaniu w willi byłego premiera Mateusza Morawieckiego przy ul. Parkowej ws. przeprowadzenia wyborów kopertowych. Jak relacjonował, w spotkaniu brał udział m.in. prezes PiS Jarosław Kaczyński oraz ówczesny MAP Jacek Sasin, szef MSWiA Mariusz Kamiński i prezes Poczty Polskiej Tomasz Zdzikot. Dodał, że nie przypomina sobie, by w spotkaniu uczestniczył sam Morawiecki.
Wypij stwierdził, że na wszelkie wątpliwości Porozumienia dotyczące technicznych kwestii padały zapewnienia od osób odpowiedzialnych za poszczególne aspekty przeprowadzenia wyborów kopertowych, że "da się to zrobić". "Na pytanie o to, jak wymusić od samorządowców, by wydali spis wyborców bez podstawy prawnej, usłyszeliśmy: 'wprowadzimy komisarzy i komisarze wydadzą nam spis wyborców" – stwierdził Wypij. Dodał, że nie pamięta, kto to dokładnie powiedział.
Podkreślił, że nie ma wątpliwości, że do "form nacisku i manipulacji opinii publicznej włączyła się wówczas TVP". "Nasz głos był pomijany (w telewizji publicznej-PAP). Nie mieliśmy szansy tłumaczyć, że stawką wyborów jest życie i zdrowie obywateli. Wydaje mi się, że w drugiej połowie kwietnia, by pokazać, że można przeprowadzić wybory, odwrócono narrację i w mediach publicznych zaczęto pokazywać, ile osób wyzdrowiało (z COVID, PAP). Dla mnie to był jasny sygnał, że opinia publiczna była zmanipulowana (...). Myślę, że o to chodziło, by zbudować wrażenie, że zagrożenia wirusem nie mu lub odchodzi" - ocenił polityk.
Zapytany, kto próbował na niego wpłynąć, by zmienił zdanie ws. wyborów kopertowych, odparł, że "w zasadzie chyba wszyscy ówcześni parlamentarzyści Porozumienia dostawali w pewnym momencie zaproszenia na spotkania na Nowogrodzkiej" (w siedzibie PiS).
"Te spotkania się nazywały ;'rozmowy o Polsce', ale moim zdaniem miała to być rozmowa, za ile. Takimi rozmowami nie byłem zainteresowany. O takich telefonach poinformował mnie poseł (Porozumienia) Stanisław Bukowiec, który ostrzegł mnie, że z tego numeru dzwonią i zapraszają na spotkania na Nowogrodzką. Też byli posłowie, którzy do mnie dzwonili, by rozmawiać o Polsce. Odmawiałem" - zeznał Wypij. Dodał, że telefonu od tamtego numeru nie odebrał. Dopytywany, kto dokładnie się z nim kontaktował ws. "rozmów o Polsce", poinformował, że dzwonił do niego europoseł Patryk Jaki (wówczas Solidarna Polska).
M. Wypij: doradca prezydenta Jerzy Milewski spotkał się z moim ojcem ws. mojej decyzji dotyczącej wyborów kopertowych
Na poprzednim posiedzeniu komisji były wicepremier, b. prezes Porozumienia Jarosław Gowin zeznał, że członkowie rodziny Michała Wypija, "piastujący stanowiska w organach administracji państwowej, byli nagabywani o to, aby wpłynęli na pana posła, aby on także zagłosował za wyborami kopertowymi".
Wypij pytany w piątek, kto kierował pod adresem jego i jego bliskich groźby i zastraszanie, odparł, że "dochodziło do różnych spotkań". Dodał, że w jednym z wywiadów opowiadał o spotkaniu, "które odbyło się w willi premiera przy ul. Parkowej". "O spotkaniu dowiedziałem się 30 minut przed nim od Jarosława Gowina, który poprosił mnie, abym wziął w nim udział" - powiedział polityk.
Wspominał, że "ze strony PiS w spotkaniu brali udział Jarosław Kaczyński, Mariusz Kamiński, Jacek Sasin, Tomasz Zdzikot jako prezes Poczty Polskiej". Według Wypija, nie było tam premiera Mateusza Morawieckiego. Jak dodał, ze strony Porozumienia była tam też Jadwiga Emilewicz i Marcin Ociepa. Mówiąc o uwagach członków Porozumienia, które dotyczyły kwestii prawno-technicznych poinformował, że podczas spotkania były podnoszone "kwestie braku chętnych do zasiadania w obwodowych komisji wyborczych, kwestia związana z przekazaniem spisu wyborców przez samorządowców".
"Największe wrażenie w tej dyskusji było zachowanie ówczesnego ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego, który wpadł w furię. Wstając, wyskoczył, zaczął mówić, że nasze działania i zachowania nadają się do więzienia, powinniśmy zostać zniszczeni, że nasza działalność jest antypaństwowa i że na nią odpowiemy" - relacjonował. "Wtedy także wiedziałem, że naszą odpowiedzialnością jest, aby się nie cofnąć" - oświadczył Wypij.
"Po tym, jak wypowiadałem się w mediach przeciwko wyborom kopertowym, część polityków władzy miała świadomość, że nie są w stanie wpłynąć na zmianę mojej decyzji w żaden inny sposób, jak w niekonwencjonalnymi metodami" - zaznaczył. "Korzystając z doświadczenia i pewnych znajomości, np. mojego taty, który przed laty funkcjonował w przestrzeni publicznej, próbowali wykorzystać stare kontakty, aby wpłynąć na decyzję syna" - dodał. "O tym mówił mi mój tata" - poinformował Wypij.
Wspominał, że największe wrażenie zrobiła na nim informacja, "że jeden z doradców, czy współpracowników prezydenta Andrzeja Dudy, z Gdańska, były radny PiS, specjalnie poprosił o spotkanie mojego ojca i udał się do miejsca, gdzie moi rodzice wówczas przebywali". "Chodzi o miasto Pasym w okolicach Szczytna, po to, żeby się spotkać i porozmawiać" - dodał. "Spotkanie odbyło się na prośbę tej osoby na stacji benzynowej w Pasymiu, miało przebieg kulturalny acz zdecydowany, z tego, co powiedział mi ojciec. Przede wszystkim ten pan był zainteresowany tym, czy jest jakaś szansa na zmianę mojej decyzji i jak może zakończyć się cała sytuacja" - poinformował Wypij.
Dopytywany przez szefa komisji Dariusza Jońskiego (KO) o nazwisko doradcy prezydenta Andrzeja Dudy powiedział: "Nie znam osobiście tego pana. To był pan Jerzy Milewski". Joński zwrócił uwagę, że firma Jerzego Milewskiego w okresie pandemii zarobiła ogromne pieniądze na testach na covid. Jerzy Milewski był wówczas członkiem Narodowej Rady Rozwoju przy przy prezydencie RP.
"Wiem także od taty, że z racji jego doświadczenia zawodowego i kontaktów kontaktowali się z nim funkcjonariusze różnych służb. (...) Jeden z funkcjonariuszy próbował wpłynąć na ojca, żeby umożliwił spotkanie ze mną, tata zablokował tę możliwość. Jak wnioskowałem po słowach ojca, celem spotkania było wpłynięcie na zmianę mojej decyzji. Nic, ani nikt nie było w stanie wpłynąć na zmianę mojej decyzji" - powiedział Wypij.
Jak zaznaczył, w jednym z artykułów przeczytał, że "jeżeli nie zmienię zdania to jedna z osób bliskich z mojej rodziny straci pracę i nie będzie mogła kontynuować swojej kariery w administracji publicznej, mimo, że zaczęła pracować długo przed moim zaangażowaniem w politykę". W tym artykule, "osoba z otoczenia Pałacu Prezydenckiego mówiła, że są przekonani, że ostatecznie zagłosuję jak trzeba". "W ich rozumienia zakładam, za tym, żeby poprzeć nielegalne wybory" - wyjaśnił polityk.
Pytany, kto według jego wiedzy był pomysłodawcą zorganizowania wyborów korespondencyjnych, odparł: "Adam Bielan był autorem pomysłu, tym pomysłem zaraził kierownictwo PiS, nie informując jak mniemam o danych instytutu Kocha, które mówiły, że wzrost zakażeń po drugiej turze wyborów w części (niemieckich) landów był wyraźny".
"Nie informował też o doświadczeniach bawarskich w wyborach do Bundestagu w roku 1957 i wyborach w Bawarii w 1958, że mają całą procedurę przygotowaną na tyle, że mogli pozwolić sobie w poczucie ogólnego konsensusu wszystkich stron politycznych na to, żeby w 2 turze uzupełniającej spróbować modelu wyborów całkowicie korespondencyjnych" - poinformował.
"Wydaje mi się, że w sposób zmanipulowany wprowadził, mogę domniemywać, kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości w błąd, a potem to już było parcie na ścianę i zderzenie z rzeczywistością. W moim odczuciu sytuacja, w której doszłoby do tych wyborów byłaby katastrofą" - ocenił Michał Wypij.(PAP)
mmi/