Magdalena Różczka: „Matki Pingwinów” są dopełnieniem wszystkiego, co od dawna robię [WYWIAD]

2024-11-16 15:39 aktualizacja: 2024-11-18, 15:01
Aktorka Magdalena Różczka. Fot. PAP/Mateusz Marek
Aktorka Magdalena Różczka. Fot. PAP/Mateusz Marek
Od lat wspiera różne instytucje pomagające dzieciom, pół roku temu założyła własną fundację Ukochani. Dlatego mówi, że serial „Matki Pingwinów” jest dopełnieniem wszystkiego, co od dawna robi, o czym myśli. „Najcudowniejszy był moment poznania Maksa, mojego filmowego syna Michała i jego rodziców, którzy są naprawdę niesamowici” – mówi PAP Life Magdalena Różczka. Historia tej rodziny pokazuje, że niepełnosprawność nie musi wykluczać i pozbawiać marzeń.

PAP Life: Kiedy kilka miesięcy, przy okazji premiery „Rojsta Millenium”, powiedziałaś, że masz bardzo dobrze poukładaną hierarchię wartości. Na pierwszym miejscu jest rodzina, potem długo nic, później działalność charytatywna i wreszcie praca. „Matki Pingwinów” to była propozycja nie do odrzucenia?

Magdalena Różczka: Zawsze słucham swojej intuicji. „Matki Pingwinów” opowiadają o rodzicach dzieci atypowych i z różnymi niepełnosprawnościami. W serialu występują m.in. dzieci z autyzmem, zespołem Downa, na wózkach. Dla mnie ten serial jest bardzo ważnym projektem, dopełnieniem wszystkiego, co od dawna robię, o czym myślę. Od lat wspieram różne instytucje pomagające dzieciom, od pół roku prowadzę własną fundację. Ale, przyznam szczerze, że przed przeczytaniem scenariusza nie wyobrażałam sobie, że tak trudny temat może zostać tak lekko i zabawnie przedstawiony. Od razu wiedziałam, że chcę wziąć udział w tym projekcie.

PAP Life: Grasz Tatianę, mamę chłopca na wózku. Czy poczułaś, że to jest postać spójna z tobą?

M.R.: Często słyszę opinie, że do jakiejś roli pasuję bardziej czy mniej. Przed „Rojstem” wiele osób nie wyobrażało sobie mnie w roli policjantki Jass i pewnie było to jakieś przełamanie mojego wizerunku. Z Tatianą od razu poczułam, że jest to postać spójna ze mną, ale też na pewno inna niż moje dotychczasowe role. Tatiana całą swoją energię życiową inwestuje w opiekę nad synem. Kocha swoje dziecko całym sercem i stąd czerpie siłę do tego, by walczyć o jego szczęście. Chociażby kosztem własnego. To sprawia, że jest naprawdę wycieńczona. I w takim stanie poznaje Kamę (główna bohaterka „Matek Pingwinów”, zawodniczka MMA, mama chłopca w spektrum autyzmu grana przez Maszę Wągrocką – red.), która jest jej totalnym przeciwieństwem.

PAP Life: Tatiana wydaje się być najbardziej smutną bohaterką.

M.R.: Trochę tak, chociaż później przechodzi pewną przemianę. A ja z kolei jestem wesoła na co dzień, więc pod tym względem bardzo się od niej różnię. Tatiana jest przede wszystkim wycofana – przez to, że zawsze na pierwszym miejscu są potrzeby jej syna, a swoje własne sprowadza na daleki plan. Dlatego reżyserka „Matek Pingwinów” miała pomysł, żebym na zdjęcia próbne przyszła zupełnie bez makijażu, była jak najbardziej przezroczysta.

PAP Life: Granie bez makijażu było dla ciebie wygodne czy paradoksalnie trudniejsze?

M.R.: To było cudowne! Przygotowanie do wejścia na plan zajmowało mi kilka minut. Ale z drugiej strony, make-up i kostium są pewnym pancerzem, który pomaga aktorowi tworzyć postać, a po zdjęciach wyjść z tej postaci. Zawsze, zanim wejdę na plan, pojawia się trema, ale w „Matkach Pingwinów” czułam się tak, jakbym nie miała skóry.

PAP Life: To znaczy?

M.R.: Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało, że moje emocje były tak bardzo na wierzchu. Na planie starałam się je trzymać pod kontrolą, żeby zapewnić wszystkim – przede wszystkim grającym dzieciom – spokój, ale kończyłam zdjęcia, wracałam do domu i wszystko ze mnie wychodziło. Zaczynałam opowiadać o tym, co się wydarzyło, emocjonować się, a na mojej skórze pojawiały się czerwone plamy. Tak bardzo przeżywałam ten serial, że dziś właściwie niewiele mogę sobie przypomnieć z tego, co działo się na planie. Poza tymi emocjami, które nosiłam w sobie.

PAP Life: Tematy związane z dziećmi, chorymi, z niepełnosprawnościami, opuszczonymi od dawna są ci bliskie. To w jakiś sposób pomogło ci w tym serialu?

M.R.: Myślę, że początek na planie miałam łatwiejszy od reszty aktorów, którzy pierwszy raz tak intensywnie doświadczyli tych tematów. Od lat spotykam się z rodzicami i dziećmi w bardzo trudnych sytuacjach życiowych, wiele razy musiałam swoje wypłakać. Inni dopiero teraz znaleźli się tak blisko świata, który jest pełen najróżniejszych emocji. Ja ten etap miałam już za sobą i spokojnie, płynnie weszłam w proces przygotowania. Najcudowniejszy był moment poznania Maksa, czyli mojego filmowego syna Michała oraz jego rodziców, którzy są naprawdę niesamowici. To było wspaniałe doświadczenie.

PAP Life: Musimy w tym miejscu wyjaśnić, że Maks nie gra chłopca na wózku, tylko naprawdę nim jest.

M.R.: Maks choruje na dystrofię mięśniową. Jest radosnym, inteligentnym chłopcem o dużym poczuciu humoru. Ma świetnych rodziców, którzy mają swoje plany, cele i z nich nie rezygnują. Na przykład całą rodziną wyjeżdżają na narty. Zastanawiałam się, jak to możliwe. Wtedy pokazali mi na zdjęciach taką specjalną konstrukcję, długie narty z fotelem; Maks zjeżdża na niej z trenerem. Okazało się, że Maks uwielbia ekstremalną jazdę, przygody. Historia tej rodziny pokazuje, że naprawdę niepełnosprawność nie musi wykluczać, pozbawiać marzeń albo uśmiechu na twarzy.

PAP Life: „Matki Pingwinów” łamią różne stereotypy, w tym serialu oglądamy wiele zabawnych sytuacji. Bohaterowie nie poddają się, nawet jak życie rzuca im kłody pod nogi.

M.R.: Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że w każdej sytuacji można znaleźć powód, żeby nazwać siebie szczęściarzem. Nawet jeśli dla innych osób te powody nie są takie oczywiste. To po prostu jest kwestia wyboru. Zawsze możesz coś takiego znaleźć, żeby się do siebie uśmiechnąć.

PAP Life: Też tak robisz?

M.R.: Tak. Dawno temu postanowiłam, że będę szczęśliwa i wierzę, że dzięki temu przyciągam dobre rzeczy.

PAP Life: W twoim życiu jest ich naprawdę sporo. Trzy zdrowe córeczki, fajny związek, sukces w zawodzie. Jesteś szczęściarą.

M.R.: Doceniam wszystko, co mam i każdego dnia jestem za to wdzięczna. Myślę, że jak człowiek dużo daje innym, to dużo do niego przychodzi i potrafi też to przyjąć. Jedno przyciąga drugie. Nie jestem naiwna. Odkąd prowadzę swoją fundację, przekonałam się, że – tak samo jak w życiu – muszę dokonać wyborów, bo wszystkiego nie dam rady zrobić, nie na wszystko mam wpływ, pewnych rzeczy nie zmienię. Z drugiej strony znalazłam w tej działalności jasne punkty, które dodają mi skrzydeł. Na przykład świadomość, że mam taką możliwość, żeby pomóc w znalezieniu rodziny zastępczej dla dziecka z FAS (alkoholowy zespół płodowy – red.), które dostaje diagnozę, że nigdy nie będzie chodzić. A po trzech miesiącach w tej nowej rodzinie zastępczej już robi pierwsze kroki.

PAP Life: Chyba nikogo na świecie tak bardzo nie podziwiam, jak rodziców dzieci z niepełnosprawnościami.

M.R.: A wyobrażasz sobie rodziców, którzy nie dostali tego od losu, bo to nie jest ich dziecko biologiczne, ale decydują się nad opiekę nad takim dzieckiem, mimo że nie są spokrewnieni? To, że spotykam takich aniołów, daje mi wielką nadzieję. Wciąż poznaję też mnóstwo ludzi, którzy chcą pomagać i wspólnymi siłami robimy coraz więcej. To jest miód na moje serce. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/ag/ep/

Magdalena Różczka pochodzi z Nowej Soli w woj. lubuskim. W 2004 roku ukończyła aktorstwo na warszawskiej Akademii Teatralnej. Wcześniej studiowała informatykę i socjologię, pracowała jako protokolantka w Sądzie Rejonowym w Zielonej Górze. Popularność przyniosła jej rola Moni w komedii „Lejdis”. W filmografii Różczki znajdują się też takie tytuły jak „Czas honoru”, „Lekarze”, „1800 gramów”, „Tajemnica zawodowa” i „Rojst”. W serialu „Matki Pingwinów” (od 13 listopada na Netfliksie) wciela się w matkę chłopca na wózku. W przyszłym roku zobaczymy ją w serialu „Heweliusz” (Netflix). Prywatnie związana z reżyserem Janem Holoubkiem. Ma trzy córki.