Malwina Wędzikowska, prowadząca program „The Traitors. Zdrajcy”: pierwszy raz w życiu poczułam siłę władzy [WYWIAD]

2024-03-28 13:13 aktualizacja: 2024-03-29, 08:20
Malwina Wędzikowska. Fot. FOTON/PAP
Malwina Wędzikowska. Fot. FOTON/PAP
Jej nazwisko jest świetnie znane w branży. Malwina Wędzikowska, jako kostiumograf, pracowała przy wielu znanych produkcjach, takich jak „Taniec z gwiazdami”, „The Voice of Poland” czy „Top Model”. Ale dopiero teraz wyszła na plan pierwszy i została prowadzącą reality show „The Traitors. Zdrajcy”. Ten format święci triumfy w 25 krajach i cieszy się popularnością także w Polsce. „Pierwszy raz w życiu poczułam siłę władzy i sprawczości, i przeraziło mnie to, jakie to jest przyjemne, i jak cienka jest granica pomiędzy dobrem a złem” – mówi PAP Life o swoich wrażeniach związanych z programem.

PAP Life: Przyznam, że nie jestem fanką reality show, ale z ciekawości obejrzałam pierwsze odcinki „The Traitors. Zdrajcy”. Wrażenie robi rozmach tej produkcji. Zamek, w których wszystko się rozgrywa, przypomina filmowy Hogwart.

Malwina Wędzikowska: To jest projekt, który został dopracowany pod każdym względem. Pracują przy nim najlepsi. Zuza Jóźwiak, która robiła scenografię, dopieściła każdy detal, nawet kwiaty były wymieniane codziennie. 120 osób na planie, 10 kamer na zamku - od 15 lat pracuję w telewizji, uczestniczyłam w produkcji wielu programów, ale z takim rozmachem spotkałam się po raz pierwszy. Taka jest magia dobrej telewizji, kiedy robią ją fachowcy.

PAP Life: Twoje stylizacje są wyjątkowo spójne z konwencją programu. Sama się stylizowałaś?

M.W.: Nawet nie byłoby czasu, żeby ktoś inny zajął się kostiumami, bo mój udział w tej produkcji był potwierdzony dosłownie na ostatniej prostej i miałam mało czasu, żeby przygotować sobie ten wizerunek i tę postać. Okazało się, że lubię taki gotycko-mroczny klimat. Dużo rzeczy wyciągnęłam po prostu z własnej szafy, ale pakowałam się w bardzo przemyślany sposób. Jako kostiumograf, nie miałabym odwagi pojawić się na planie bez walizek, w których nie byłoby dobrych, estetycznych rzeczy, kolorystycznie dobranych pod wizualizacje, które dostałam wcześniej z planów scenograficznych zamku. Wizerunek to jest coś, czym zajmuję się od ponad 20 lat. Dlatego z pełną świadomością mogę powiedzieć, że jest to coś, co ma naprawdę ogromne znaczenie w życiu. Jestem ostatnią osobą, która użyje sformułowania „bawić się modą”.

PAP Life: Bo wizerunek może być na przykład narzędziem manipulacji?

M.W.: Jak najbardziej. Może nam bardzo pomóc, ale może też namieszać. Dla mnie wizerunek i to, jak wyglądamy, co na siebie codziennie zakładamy, to jest podstawa tego, jak jesteśmy oceniani w życiu. Więc po części może to być też narzędzie manipulacji. Możemy dzięki ubiorowi dodać sobie pewności siebie, wyrazu, charakteru, ale możemy też ukryć się w neutralnym ubraniu po to, by zwieść w pole przeciwnika, na przykład w sądzie czy w urzędzie, na rozmowie o pracę. To jest świetne narzędzie do negocjacji, dlatego uważam, że rola ubioru jest niesłychanie ważna i warto się na tym znać, bo to może bardzo nam się przydać w życiu.

PAP Life: Czy uczestnicy programu „The Traitors. Zdrajcy” wykorzystywali swój wizerunek w grze?

M.W.: Oczywiście. Uważam, że casting został przeprowadzony w mistrzowski sposób, bo znaleziono ludzi, którzy oprócz charyzmy, są też świadomi swojego wizerunku i drogi, którą chcą iść przez życie. Jedni są młodsi i pewnie mają tę świadomość mniejszą, chociaż świetnie sobie radzą w social mediach. Ale mamy też szafiarkę, która na emeryturze odkryła w sobie umiejętność przemawiania do ludzi i dzielenia się z nimi poradami stylizacyjnymi.

PAP Life: Po co zgłosili się do tego programu? Po sławę, która później przełoży się na pieniądze?

M.W.: Trzeba by każdego z nich osobno zapytać, ale nie wydaje mi się, żeby to było główną motywacją. Myślę, że duża część przyszła po przygodę, po adrenalinę, po to, żeby zobaczyć siebie w nowej roli, w nowych sytuacjach, sprawdzić, jakie mają granice i spojrzeć w głąb siebie.

PAP Life: A po co ty przyszłaś do tego programu? Pracowałaś przy wielu znanych programach, m.in. „Taniec z gwiazdami”, „The Voice of Poland”, „Top Model”. W branży masz bardzo znane nazwisko, ale kostiumograf pracuje na zapleczu. Chciałaś wreszcie wyjść na pierwszy plan?

M.W.: To nie jest mój pierwszy raz przed kamerą, bo zadebiutowałam sześć lat temu w programie „Druga Twarz”. Zostałam zaproszona do tego projektu i muszę przyznać, że początki na planie były tak trudne, że chciałam się wycofać. Pamiętam, że zadzwoniłam wtedy zapłakana do mojego kolegi Michała Piróga i on mi udzielił takiej rady: „Jutro rano idziesz na plan i po prostu jesteś sobą. Nie słuchasz tego, co ci mówi reżyser, producent, tylko włączasz intuicję i działasz. Jeżeli okaże się, że nadal tego nie czujesz, to po prostu zrezygnuj”. Tak też zrobiłam, tego dnia znalazłam klucz, zaczęłam rozumieć, co mogę w telewizji zrobić dobrego, żeby to było ciekawe dla mnie, i dla innych, a zarazem nie nadużywające nikogo. I tak się zaczęła moja przygoda przed kamerami. Myślę więc, że moja droga wejścia do telewizji była najbardziej naturalna, jaką znam.

PAP Life: Dużo osób pokonałaś w castingu?

M.W.: Nie wiem, stacja nie chce mi tego powiedzieć. Próbuję ich zmanipulować na wszystkie możliwe sposoby, prośbą, groźbą, płaczem, ale są nieugięci. Więc tę grę rozgrywają zdecydowanie lepiej ode mnie (śmiech). Widziałam tylko dwie osoby na castingu i z jedną się przez przypadek zgadałam, więc znam trzy nazwiska. To są bardzo dobre, topowe nazwiska z show biznesu i telewizji.

PAP Life: „The Traitors” jest obecnie najpopularniejszym formatem reality show w wielu krajach. Według ciebie, skąd się bierze jego fenomen?

M.W.: I co ciekawe, ten format jest stosunkowo młody, bo powstał w pandemii, a w tej chwili święci triumfy już w 25 krajach, więc to jest naprawdę ogromny sukces. Myślę, że stoi za nim świetny pomysł, który jest oparty na grze Mafia, ale jest bardziej rozbudowany. Do tego aspekty psychologiczne, które zostały wymyślone na potrzeby tego formatu i robią najfajniejszą rzecz. Niektórzy porównują go do „Agenta” czy do „Azja Express”, ale moim zdaniem on ma w sobie coś jeszcze. Na oczach widzów rozgrywa się potajemne knucie zdrajców i próba detektywistycznych rozkminek lojalnych, którzy polują na kilku zakapturzonych. Ogląda się to jak świetny serial psychologiczny.

PAP Life: Ty wiesz, kto jest zdrajcą i musisz to dobrze ukrywać. Dla ciebie to też był eksperyment psychologiczny, który na sobie przeprowadziłaś?

M.W.: Nikt przed przyjazdem na plan nie zdradził mi, że będę się mierzyła z takimi emocjami. Jak robisz pierwszy sezon formatu, to wszystko jest nowe i ciężko było założyć, co się wydarzy. Faktycznie zostałam wciągnięta w grę, bo uczestnicy wypatrują w moich reakcjach, spojrzeniu, sposobie zwracania się do poszczególnych osób jakiejś podpowiedzi. Cały czas muszę zachować czujność, żeby nie zdradzić tego, co ja wiem. To była dla mnie na pewno szkoła przetrwania, ale tyle się nauczyłam, że w tej chwili mało jest wyzwań, których bym się bała. Ale zdarzyły się momenty, w których nawet ja nie wytrzymywałam presji.

PAP Life: Na przykład, kiedy?

M.W.: Jednym było „wysypanie się” Moniki na okrągłym stole. My jako produkcja byliśmy zszokowani poziomem presji, jaką wywarła na nią grupa, był to wręcz rodzaj linczu na jednostce. Obserwowanie tego było dla mnie bulwersujące, byłam autentycznie przerażona, bo bałam się, że ona zdradzi też innych zdrajców i będziemy mieć po programie.

PAP Life: Mnie zaskoczyło, że grupa sama eliminuje swoich liderów i do kolejnych etapów przechodzą ci, którzy nie zwracają na siebie uwagi.

M.W.: Myślimy kalkami, dlatego dla nas to niewyobrażalne, że lider, osoba, która jest takim mężem zaufania może odpaść. A cicha myszka, której nikt nie traktuje poważnie, która ciągle ma ze sobą jakieś problemy, bo albo się boi pszczół, albo nie je mięsa, albo jest jej za zimno, albo za ciepło i ogólnie nie ogarnia rzeczywistości, może dojść dużo dalej.

PAP Life: I o czym to według ciebie świadczy?

M.W.: Moje doświadczenie życiowe pokazało mi, że warto milczeć, nie wychylać się, bo zazwyczaj dostaje się za to bęcki. Ale niestety mama mnie tak wychowała, że za wszelką cenę chcę dowodzić prawdy i mam z tego tytułu mniej znajomych. Myślę, że to nie była najmądrzejsza strategia w moim życiu. Z wiekiem na pewno więcej milczę, pomimo że czasami mnie ciska i chciałabym powiedzieć coś dosadniej.

PAP Life: Nie warto mówić wszystkiego, co się wie.

MW: Dokładnie. Słynne powiedzenie naszych babć: „Trzymaj znajomych blisko, a wrogów jeszcze bliżej”. Żeby mieć kontrolę nad sytuacją, nie można do końca powiedzieć, jakie się ma intencje. Dlatego byłam tak zafascynowana wzięciem udziału w tym projekcie, bo dla mnie ta gra bardzo dużo mówi o człowieku. Ona pokazuje bardzo dużo uniwersalnych prawd o człowieku.

PAP Life: Na przykład?

M.W.: Choćby to jak działa siła grupy, jak człowiek traci kontrolę nad sobą, kiedy jest na nim wywierana presja i podejmuje nieprzemyślane decyzje, wbrew sobie. W trzecim odcinku lojalni skazują na wypędzenie z zamku dziewczynę, która jest lojalna. Robią to, bo ona ich strasznie irytuje, dlatego wolą pozbyć się jednego ze swoich, pomimo, że w ten sposób osłabiają grupę.

PAP Life: Tak jak w życiu?

M.W.: Tak jak w życiu. Nie chcemy się otaczać ludźmi niewygodnymi.

PAP Life: Każdy ma dwie natury: dobrą i złą. I tak naprawdę zależy od okoliczności, która weźmie górę. Obserwowałaś to w programie?

M.W.: Dla mnie naturalne było, że manipulacje i niesportowe zachowania między zawodnikami będą się nasilać, im silniejszy będzie zapach pieniędzy na mecie. Ale najbardziej zszokowało mnie to, że zobaczyłam to też w sobie. Pierwszy raz w życiu poczułam siłę władzy i sprawczości, i przeraziło mnie to, jakie to jest przyjemne i właśnie jak cienka jest granica pomiędzy dobrem a złem.

PAP Life: Władza po prostu uderza do głowy.

M.W.: To jest uwodzące i niebezpieczne. Myślę, że to jest miarą ludzkiego intelektu, kiedy zdaje sobie sprawę z tego, co czuje i będzie umiał zawrócić z tej drogi, żeby nie dać się wciągnąć w to zło. Dlatego tak bardzo się boimy tej swojej mrocznej części naszej natury i tak nieumiejętnie o tym rozmawiamy.

PAP Life: Bo lubimy o sobie myśleć dobrze. Kiedy do ciebie dotarło, że nie jesteś wolna od złych emocji?

M.W.: Jako postać staję się coraz bardziej mroczna w tym projekcie. Kiedy grupa napędza się ku unicestwieniu, są już bardzo silne tarcie wewnątrz i każdy myśli tylko o wygranej, ja zapadłam się w jakimś smutku i mroku. Wtedy zobaczyłam, że miła Malwina jest gdzieś nadal miłą Malwiną. Ale po drugiej stronie planszy jest Malwina, która jest bezwzględna, brutalna, która rozdaje karty i nie waha się zrzucić uczestnika z fosy. Pod koniec programu bardzo głęboko w to weszłam.

PAP Life: A gdybyś ty była uczestniczką tego programu, to wolałabyś być lojalną czy zdrajcą?

M.W.: Każda z tych ról jest pociągającą. Polowanie na zdrajców wydaje mi się bardzo ciekawe, chociaż lęk przed tym, że zostałabym którejś nocy zabita, utrzymywałby we mnie emocje na najwyższym poziomie. Z drugiej strony bycie zdrajcą i tropienie, odbijanie, taka pozorna kontrola nad grą, jest rajcująca. Powiem szczerze: kocham prowadzić ten program. Gdybym miała wystąpić jako uczestnik, po prostu pociągnęłabym los na loterii i popłynęłabym w grze.

PAP Life: Finał cię zaskoczył?

M.W.: Najciekawsze jest to, co dzieje się w całym programie. Moim zdaniem to, kto wygrał, nie ma aż takiego znaczenia. Finał jest fascynujący, ale chyba w sumie jednak mnie nie zaskoczył. Jest raczej gorzką refleksją na temat ludzkiej natury.

PAP Life: Wygrywa spryt?

M.W.: Wygrywa umiejętność gry i wykorzystanie wszystkich narzędzi. To jest sportowy finał. Wszyscy jesteśmy tacy sami i to rozwiązanie - bez spojlerowania - dokładnie o tym świadczy. Będziemy się może frustrować, będzie wokół tego dużo emocji, ale każdy z nas, gdyby był w butach tych ludzi, zrobiłby dokładnie tak samo.

PAP Life: Dla ciebie ten program jest bez wątpienia ważnym krokiem w karierze. Będziesz jeszcze pracowała jako kostiumograf?

M.W.: Chciałabym pracować w branży jako kostiumograf, ale ta branża jest bardzo trudna i sama siebie sabotuję. Dopóki producenci nie zaczną kostiumografom dobrze płacić i nie zrozumieją, że każdy element w produkcji jest ważny, dopóty moja noga już tam nie powstanie. Nie można przez 15 lat być źle traktowanym, niedocenianym, boksować się z niedoszacowanym budżetem, walczyć o nadgodziny dla swojej ekipy. „The Traitors” dał mi trochę wytchnienia od tej ciągłej walki z przeciwnościami losu kostiumografa. Branża filmowa, reklamowa, telewizyjna pięknie wygląda na obrazku, bo to jest tworzone przez ludzi, którzy mają pasje i kochają tę pracę ponad życie, ale w pewnym momencie człowiek ma zwyczajnie dość. Dlaczego na przykład kostiumograf jest gorzej opłacany niż scenograf? Chciałabym wrócić do branży, w której jest szacunek do wszystkich pionów, dobre pieniądze, wtedy to się po prostu samo robi.

PAP Life: Wobec tego: co dalej?

M.W.: Na razie pył nie opadł, jesteśmy dopiero na początku, ten program będzie się pięknie rozwijał i wciągał widza różnymi wątkami. Liczę na to, że Polacy pokochają ten format, będą czuli niedosyt po pierwszej edycji, zrobimy drugi sezon i wtedy będziemy już się dobrze bawić na planie. A poza tym myślę o tym, żeby skierować się w stronę Polaków i Polek i zająć się wizerunkiem od podstaw. Szkolenia, praca z indywidualnym klientem, podcast o tematach, które stały się moim życiowym doświadczeniem i chciałabym je przeanalizować ze specjalistami z różnych branż. Wydaje mi się, że przez 20 lat w branży zebrałam sporo doświadczeń, którymi mogłabym się podzielić. Szukam takiego projektu, w którym będą mogła wszystkie swoje doświadczenia połączyć i zobaczyć, co z tego wyrośnie.

PAP Life: Zauważyłaś, że ludzie traktują cię inaczej, odkąd zostałaś prowadzącą „The Traitors”?

M.W.: Pytasz o rozpoznawalność? Czasami czuję, że ktoś dłużej mi się przygląda, ale w Warszawie ludzie raczej mnie nie zaczepiają. To się czasem dzieje w mniejszych miastach, ale reakcje są raczej pozytywne. Natomiast zaczęły się pielgrzymki ludzi, którzy nagle chcą się ze mną pogodzić, przeprosić mnie za coś. Mam już wystarczająco dużo lat na karku i bardzo dużo widziałam w życiu. Mam stałą grupę przyjaciół, którzy byli ze mną nie tylko w chwilach sukcesu, ale przede wszystkim, gdy było mi ciężko. I na razie nie szukam nowych znajomych. Przyznam jednak, że to miłe, że na ludziach robi wrażenie czyjś sukces i potrafią wyciągnąć rękę, pomimo tego, że przez lata byli zacietrzewieni. To dla mnie fajne czyszczenie gruntu, natomiast mam nadzieję, że mi nie odbije. Codziennie staję przed lustrem i zastanawiam się, czy już mi odwaliło. Na razie jeszcze odpowiedź jest negatywna (śmiech).

Malwina Wędzikowska – stylistka, scenograf, kostiumograf, prezenterka telewizyjna. Ukończyła ASP w Łodzi. Jako kostiumograf pracowała przy wielu filmach i produkcjach telewizyjnych, m.in. „Taniec z gwiazdami”, „The Voice of Poland”, „Top Model”, była ekspertka w programie „Druga twarz”. Obecnie jest prowadzącą program „The Traitors. Zdrajcy” (TVN). (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

kh/