Media o szczycie UE. "Europa obudziła się, ale powstał konflikt interesów"
Komentując wyniki szczytu UE poświęconego obronności i pomocy Ukrainie, niemiecka prasa zwraca uwagę na utrudniający porozumienie konflikt interesów między krajami z południa Europy a członkami UE położonymi na wschodniej i północnej flance.

„W Unii Europejskiej często mówiono o pobudce, nie wyciągając z tego faktu w rzeczywistości żadnych konsekwencji. Opiewający na setki miliardów euro program obronny wreszcie to zmienił. Jest jednak jeden problem” – pisze Hubert Wetzel w piątkowym wydaniu „Sueddeutsche Zeitung”.
Zdaniem autora Europejczycy „robią wreszcie to, czego można oczekiwać od związku zamożnych, dorosłych, suwerennych narodów, których bezpieczeństwo jest zagrożone - sami troszczą się o swoje bezpieczeństwo, chociaż jest to trudne politycznie i kosztuje nieskończenie dużo”. Kapitulacja przed Rosją i Ameryką Trumpa byłaby znacznie droższa – uważa Wetzel.
"Tylko część krajów się obudziła"
Komentator zastrzegł, że jedynie część krajów członkowskich rzeczywiście się obudziła i zdecydowała się stawić czoło podwójnemu zagrożeniu z Moskwy i Waszyngtonu, i to nie za pomocą werbalnych deklaracji, lecz jak najbardziej realnie.
Gotowość do wydawania miliardów na zbrojenia jest w UE odwrotnie proporcjonalna do położenia geograficznego, a dokładniej mówiąc do odległości od rosyjskiej granicy zachodniej. Europejczycy z północy, centrum i wschodu „przewodzą i płacą”, ponieważ odczuwają „egzystencjalny strach”. Europejczycy z południa i zachodu wloką się z tyłu, ponieważ są daleko (od rosyjskiej granicy). Uwaga premiera Hiszpanii Pedro Sancheza, że Rosjanie nie przejdą przez Pireneje, jest „symptomatyczna dla tego podziału”.

Europa nie może stać się wspólnotą obronną, jeżeli tak ważne kraje jak Hiszpania, Włochy czy Francja nie zaangażują się. „Europejczycy z północy i wschodu są za mali i za biedni” – ocenił Wetzel. Jego zdaniem Niemcy jako „gospodarczy kolos” mogą wziąć na siebie „ponad proporcjonalny ciężar” i prawdopodobnie będą musiały tak postąpić, wzorując się na Ameryce w NATO, która przez dziesięciolecia płaciła za bezpieczeństwo innych krajów. Udział Niemiec nie jest jednak nieograniczony – zastrzegł komentator.
Europa jest sama w niebezpiecznym świecie – uważa dziennikarz „SZ”. „Budzik dzwoni od lat. Jeżeli połowa europejskich rządów znów zrzuci go z nocnego stolika i przewróci się wygodnie na drugi bok, to skutki takiej postawy mogą być dramatyczne. Pewnego dnia mogą zostać obudzeni hukiem dział” – podsumowuje Wetzel.
„Sceptycy znajdują się na południu Europy” – pisze Carsten Volkery w największej niemieckiej gazecie kół gospodarczych „Handelsblatt”.
„Zaciągając nowe długi Niemcy naciskają na przyspieszenie zbrojeń, ale kraje położone nad Morzem Śródziemnym nie śpieszą się. W temacie obronności w Europie zarysowuje się kolejny konflikt interesów” – podkreślił autor.
Cele szczytu
Celem szczytu UE był „podwójny sygnał w kierunku zbrojeń” – przekształcenie Ukrainy w „jeżozwierza” zdolnego do obrony przed Rosją oraz dozbrojenie armii krajów europejskich, żeby mogły stawić czoło Rosji bez pomocy amerykańskiej.
„Podczas gdy Niemcy wykonały krok do przodu, niektórym krajom UE wcale się nie spieszy w naśladowaniu Niemiec. Dekownicy znajdują się na południu i zachodzie Europy” – pisze Volkery. Autor zwraca uwagę, że kraje sceptyczne wobec pomocy dla Ukrainy nie osiągnęły dotychczas celu 2 proc. PKB na wojsko.
To decydujący czynnik ws. obronności
Decydującym czynnikiem jest geografia – tłumaczy komentator. Im dalej od rosyjskiej granicy, tym mniejsze odczuwalne zagrożenie, a tym samym mniejsza gotowość do zwiększenia wydatków na obronność. Drugą przyczyną jest jego zdaniem wysokie zadłużenie krajów z południa Europy. Rządy tych krajów nie chcą zwiększać deficytu budżetowego poprzez zakupy drogiej broni. Wydają się myśleć, że bezpieczeństwo Europy jest sprawą partnerów z północy i wschodu.
„Jest zrozumiałe, że takie nastawienie wywołuje irytację u Litwinów i Polaków oraz Duńczyków i Holendrów. W innych sprawach, jak choćby w kwestii migracji, Europejczycy z południa domagają się głośno od Europejczyków z północy solidarności” – czytamy w „Handelsblatt”.
W kwestii obronności rysuje się kolejny wielki konflikt interesów w Europie – pisze w konkluzji komentator.
"Polityka sabotażu"
Na łamach tygodnika „Die Zeit“ politolożka Thu Nguyen pisze, że UE nie może dłużej tolerować „polityki sabotażu” uprawianej przez premiera Węgier Viktora Orbana.

Blokując pomoc dla Ukrainy Orban podkopuje systematycznie zdolność do działania Wspólnoty i działa przeciwko interesom UE. Ponieważ traktaty nie przewidują wykluczenia kraju członkowskiego wbrew jego woli, UE powinna nadal wstrzymywać wypłatę funduszy dla Węgier oraz politycznie izolować władze w Budapeszcie. Kolejnym krokiem powinno być odebranie Węgrom prawa głosu.
Aby wyzwolić się z uścisku prawicowo populistycznych rządów, UE musi znieść jednomyślność w podejmowaniu decyzji, co zlikwiduje możliwość szantażu.
Jacek Lepiarz (PAP)
wr/ pap/