Michael Sheen: będąc celebrytą mogę zrobić coś dla innych. To prawdziwy przywilej [SYLWETKA]

2024-02-06 09:12 aktualizacja: 2024-02-06, 17:42
Aktor Michael Sheen. Fot.
Aktor Michael Sheen. Fot.
“Zmieniłem się w przedsiębiorstwo społeczne, aktora non-profit” - ogłosił w 2021 roku Michael Sheen. Wówczas zapowiedział, że swoje przyszłe zarobki zamierza przekazywać na cele charytatywne. Jeden z najbardziej cenionych walijskich aktorów, gwiazdor takich produkcji jak “Zmierzch”, “Królowa” czy “Underworld”, od wielu już lat miarę swojego sukcesu mierzy nie wyróżnieniami i liczbą zer na koncie, a tym, jak może swój sukces skonsumować w szczytny sposób.

Pierwszym marzeniem nie było jednak aktorstwo. Urodzony 5 lutego w walijskim mieście Newport Sheen w młodości chciał zostać piłkarzem, Ba, w wieku 12 lat dostał nawet propozycję grania w młodzieżowej drużynie Arsenalu. Jednak rodzice nie chcieli przenosić się do Londynu. Dlatego, jak wspomina dziś 55-letni aktor ten młodzieńczy zapał i pasję musiał spożytkować gdzie indziej. O magii aktorstwa przekonał się w szkole teatralnej, gdy niespodziewanie jego tata, Meyrick Sheen, został profesjonalnym naśladowcą Jacka Nicholsona.

Na przełomie lat 80. i 90., gdy byłem jeszcze w szkole teatralnej, ktoś podszedł do mojego taty i stwierdził, że wygląda dokładnie jak Jack Nicholson. Mój tata postanowił znaleźć agenta i pracował jako sobowtór Nicholsona. Jak zwykł mawiać, był nawet lepszy od oryginału. Kiedyś został zaproszony do Niemiec, na premierę, na której miał się pojawić Nicholson. Okazało się, że ten jest nieobecny, zatem mój tata przejął jego obowiązki, udzielał wywiadów rozgłośniom radiowym. Moim zdaniem te nie do końca były udane, ze względu na mocny walijski akcent. Ale tam, gdzie miał wyraźne braki nadrabia dużym zaangażowaniem” - przyznał w rozmowie z “The Morning Show”, dodając, że obserwując to zaangażowanie ojca sam nabrał umiejętności pozwalające mu niemal perfekcyjnie portretować rzeczywiste postaci. Takich zresztą w swoim dorobku ma kilku. Sheena widzowie mogli podziwiać trzykrotnie w roli Tony’ego Blaira, piłkarza i trenera Briana Clougha czy dziennikarza Davida Frosta.

W każdym z wywiadów, które w jakiś sposób próbują podsumować dotychczasową karierę aktora, jego niezaprzeczalne osiągnięcia, pojawia się jeszcze jeden istotny wątek, walijskie miasto przemysłowe Port Talbot. To właśnie tam rodzina Sheena przeprowadziła się, gdy ten miał osiem lat. Dlaczego z punktu widzenia jego kariery, to uważane przez mieszkańców za niezbyt perspektywiczne miejsce jest tak ważne? Ano dlatego, że związani z nim byli dwaj wielcy aktorzy, Anthony Hopkins i Richard Burton. Zatem ktoś, kto zdaniem reżysera Sama Mendesa jest scenicznym zwierzęciem jak Sheen, musiał podążać ich ścieżką. „To oni pokazali mu, że można aspirować do wspaniałej kariery aktorskiej i w końcu podbijać Hollywood” – mówił Sheen.

Chociaż związek z tym ostatnim dla Sheena był raczej miłością z rozsądku, aniżeli ślepym zauroczeniem. Gdy związał się z aktorką Kate Beckinsale, z którą ma córkę Lily, po ich rozstaniu w 2003 roku zdecydował się zamieszkać w Stanach Zjednoczonych, by być bliżej rodziny. Hollywood, blichtr Fabryki Marzeń, nigdy nie był jego bajką. “To mnie nie interesuje, nudzę się, nic mi to nie daje. A może nie mam wystarczającej pewności co do swojej pozycji w tym świecie, nie wiem?” - przyznał w rozmowie z “The Guardian”. W tym samym wywiadzie z pewnym rozbawieniem rozprawiał o sławie. Bo żaden z jego związków i rozstań, czy to Kate Beckinsale czy Rachel McAdams, nie był szczególnie palącym tematem dla prasy brukowej. Nie jest też bohaterem żadnego obyczajowego skandalu. No, może z wyjątkiem incydentu z Jeremym Northamem, którego uderzył, gdy ten obraził Beckinsale.

Jak udaje mu się zachować tę anonimowość? “W moim przypadku to bardzo proste. Nikt nie jest zainteresowany. A to nie jest tak, że tego zainteresowania wzbudzić nie próbuję” - stwierdził z rozbawieniem. “Prawda jest taka, że są chwile, gdy zastanawiam się, co mam zrobić by zwrócić na siebie uwagę. Są takie momenty w mojej karierze, gdy widzę, że ta sława pomaga. Więc jestem trochę rozdarty między niechęcią do niej i jej pragnieniem” - przyznał.

O potrzebie sławy mówi jak aktor, który był na długim i bolesnym bezrobociu. Faktycznie będąc w USA wielokrotnie doświadczył zawodowego odrzucenia. “Jesteś najlepszym aktorem, jakiego posłuchaliśmy, ale potrzebujemy większego nazwiska” - słyszał. I, gdy w chwili największego kryzysu raz powiedział sobie “koniec z aktorstwem”, nagle branża sama się o niego upomniała. Co zresztą wyraźnie widać w jego dorobku.

W ubiegłym roku poinformowano o nowej produkcji platformy Amazon z jego udziałem. Sheen ma wcielić się w postać księcia Andrzeja, w serialu “A Very Royal Scandal”. Fabuła trzyczęściowej produkcji, w której Sheen ponownie błyśnie talentem do portretowania doskonale znanych postaci, opiera się na sensacyjnym wywiadzie, którego syn Elżbiety II udzielił dziennikarce programu „Newsnight”, Emily Maitlis.

I oby tych zajęć miał jak najwięcej, nie tylko ku uciesze widzów, ale i tych, z którymi swój sukces postanowił dzielić. Sheen od wielu lat sukces i sławę mierzy inaczej. Nie tym, ile osiąga i zarabia, a tym iloma rzeczami może się podzielić. “Sława to coś, co pozwala wyrazić, przekazać pewne tematy i istotne kwestie.

Ktoś w jednym z programów informacyjnych powiedział mi: "Nie możemy codziennie mówić o Syrii, bo stracimy widzów, ale kiedy ty o tym będziesz mówić, opowiesz, co widziałeś, ludzie będą to oglądać". To sprawia, że rola celebryty jest bardzo jasna. Według mnie reprezentuję każdą osobę, która chciałaby coś zrobić, ale nie ma takiej możliwości. Dla mnie to nie tylko odpowiedzialność czy obowiązek; to prawdziwy przywilej” - podkreślił w rozmowie z portalem “Hunger”.

Trzeba przyznać, że tę misję spełnia nienagannie. Listę organizacji, z którymi współpracuje i wspiera można czytać prawie tak długo, jak listę jego filmowych ról. A dla słusznej sprawy jest gotowy sprzedać dwa domy i, jak zadeklarował w 2021 roku, większą część swoich zarobków przekazywać na cele charytatywne, co zapowiedział w wywiadzie dla “The Big Issue” – brytyjskiego czasopisma sprzedawanego na ulicach przez osoby bezdomne.

“W ciągu ostatnich kilku lat zdałem sobie sprawę, że chcę być jedną z tych osób, które pomagają innym ludziom. Tak, jak wiele osób pomogło mi. Nie chcę być po prostu kimś, kto cieszy się owocami tego, co zrobili inni. Jestem na takim etapie mojego życia i kariery, w którym otwiera się przede mną szansa, która prawdopodobnie już nigdy się nie powtórzy. Potrafię zwabić ludzi do pokoju, mogę otworzyć pewne drzwi. Nie chcę patrzeć wstecz i myśleć, że mogłem coś zrobić z tą platformą, potencjałem. Mogłem coś zrobić z tymi pieniędzmi” - oznajmił.

O swojej sprawczości i tym, jak niewiele trzeba, by pomóc innym przekonał się w 2011 roku. Wówczas wspólnie z Teatrem Narodowym wystawił na ulicach miasta, w którym się wychowywał, trwający 72 godziny spektakl, w którym brały udział m.in. dzieci z ubogich lokalnych rodzin. “Ten projekt był swego rodzaju punktem zwrotnym w moim życiu. Poznałem ludzi i organizacje, o istnieniu których nie miałem pojęcia. Niewielkie grupy, które usilnie starały się pomóc młodym ludziom, których fundusze wystarczały na tyle, by choć w jeden wieczór tygodniowo zorganizować wyjście na kręgle, filmowy seans, tak by choć przez jeden wieczór dzieci mogły być dziećmi” - wspomniał w wywiadzie. Po kilku miesiącach, gdy przyjechał do miasta z zapałem, głową pełną pomysłów, okazało się, że nie ma funduszy, że wspomniane fundacje nie istnieją. “Takie rzeczy nie trafiają na czołówki gazet, ale to właśnie one czynią ogromną różnicę w życiu dzieci. Zdałem sobie sprawę, że potrzeba niewielkiej kwoty, by zmienić życie dziecka na lepsze. Chciałem pomóc tym ludziom, ale nie chciałem być tylko wspierającym głosem, chciałem zrobić coś więcej. To wtedy zdecydowałem, że muszę wrócić i ponownie zamieszkać w swoim mieście” - wspomniał.

Słów na wiatr nie rzucił. W 2019 roku, by sfinansować mistrzostwa świata w piłce nożnej bezdomnych w Cardiff, wystawił na sprzedaż dwa domy w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Gest śmiały, zaskakujący, ale i mówiący wiele o jego podejściu do sławy właśnie. Bo skoro zobowiązał się pomóc, słowa postanowił dotrzymać.

“Mogłem odpuścić i odejść, ale wtedy ci wszyscy ludzie, którzy tak bardzo liczyli na to wydarzenie, które być może zmieni ich życie, zostaną z niczym. To było przerażające i potwornie stresujące. Ale stwierdziłem, że jeśli nadal będę pracował i zarabiał pieniądze, to nie zrujnuje mnie to finansowo. Czułem, że tak po prostu trzeba postąpić. Było w tej decyzji coś niesamowicie wyzwalającego. Zasadniczo przekształciłem się w jednoosobowe przedsiębiorstwo społeczne. Stałem się swego rodzaju aktorem non-profit” – dodał.

Ponadto Sheen angażuje się w przeciwdziałanie bezdomności, wspiera osoby uzależnione i ich rodziny, sponsorował kobiecą drużynę piłkarską, założył fundację End High Cost Credit Alliance, która zapewnia pomoc w uzyskaniu kredytów na korzystnych warunkach. W 2014 roku zaprojektował jeden z 50 posągów Misia Paddingtona ustawionych w okolicach Londynu przed premierą filmu, które następnie zostały zlicytowane w celu zebrania funduszy dla NSPCC.

Pomysłów jak i komu pomóc Sheen ma wiele i jeśli ta charytatywna lista w przyszłości będzie równa tej ekranowej, może mówić o swojej karierze z największą satysfakcją. Bo jeśli świat potrzebuje dziś więcej gwiazd, to nie tylko takich, które sowicie wynagradzane dzielą się swoim talentem, a właśnie tych, które magię kina potrafią roztaczać poza nim. (PAP Life)

ep/