Mijają 53 lata od pożaru w Rafinerii Czechowice. Jedna z największych tragedii w PRL

2024-06-26 11:41 aktualizacja: 2024-06-26, 14:02
Rafineria w Czechowicach-Dziedzicach. Fot. PAP/ Stanisław Jakubowski
Rafineria w Czechowicach-Dziedzicach. Fot. PAP/ Stanisław Jakubowski
53 lata temu, od uderzenia pioruna w element zbiornika, wybuchł pożar w Rafinerii Nafty w Czechowicach-Dziedzicach koło Bielska-Białej. W akcji gaszenia zginęło 37 osób, a 105 zostało rannych. Była to jedna z największych tragedii w PRL.

Czechowicki magistrat poinformował w środę, że uroczystości upamiętniające ofiary pożaru odbędą się najbliższą niedzielę. W południe odprawiona zostanie w ich intencji msza św. w miejscowym kościele NMP Królowej Polski. Po niej delegacje złożą kwiaty przy pomniku ofiar.

26 czerwca 1971 roku wieczorem nad Czechowicami-Dziedzicami przechodziła burza. Jeden z piorunów uderzył w tak zwany kominek oddechowy zbiornika ropy. Zbiorniki nie były wówczas wyposażone w "pływające dachy", które uniemożliwiają gromadzenie się mieszaniny wybuchowej nad powierzchnią ropy. Uderzenie wywołało zapłon oparów w zbiorniku, w którym znajdowało się blisko 9 tys. ton ropy. Ogień szybko ogarnął zbiornik oraz ropę rozlaną na "tacę" przy nim. Wówczas nikomu nic się nie stało.

Na miejsce docierały kolejne zastępy strażaków zawodowych i ochotników, a także milicjantów i żołnierzy. Rafineryjne instalacje gaśnicze były niesprawne. Strażacy mogli korzystać jedynie z własnego sprzętu. Z relacji uczestników akcji ratunkowej wynikało, że nikt nie panował nie tylko nad ogniem, ale i nad żywiołową akcją gaszenia.

Podczas gaszenia zbiornika dostało się niego kilkadziesiąt tysięcy litrów wody, które były podgrzewane przez palącą się na "tacy" ropę. Po godzinie 1. w nocy, 27 czerwca, woda osiągnęła temperaturę wrzenia i zaczęła przedzierać się ku górze zbiornika podnosząc lżejszą ropę naftową. W zbiorniku rozległo się potężne bulgotanie, a w chwilę później wystrzelił w górę, sięgający kilkuset metrów słup ognia. Na strażaków i stojące niedaleko od palącego się zbiornika samochody spadło około 7 tys. ton płonącej ropy. Na miejscu zginęły 33 osoby. Cztery kolejne zmarły w szpitalach wskutek oparzeń. Obrażenia odniosło 105 osób. Zniszczone zostały 22 samochody pożarnicze.

Po wybuchu ogień rozprzestrzenił się. Strażacy początkowo nie byli w stanie go opanować. Dopiero 29 czerwca po godzinie 15. przypuścili skuteczny atak. Po kolei dogaszano wydziały rafinerii. Akcja trwała jednak jeszcze trzy doby.

Pożar miał wiele przyczyn. Najpoważniejsze z nich to zbyt ciasne rozmieszczenie zbiorników i ich przestarzała konstrukcja, gdyż brakowało „pływających dachów”, nieodpowiednia instalacja odgromowa i niesprawna instalacja chłodząca zbiorniki. Brak było odpowiedniego sprzętu technicznego i środków gaśniczych. Drogi pożarowe były źle wybudowane. Wylano na nich asfalt, który pod wpływem temperatury zaczął płonąć.

Odbudowa zakładu trwała kilka miesięcy. Pożar przyczynił się do zwiększenia bezpieczeństwa w rafinerii. Nowe zbiorniki wybudowano w innej części zakładu, w bezpiecznej odległości od osiedli mieszkaniowych. Wyposażone zostały w nowoczesną instalacją odgromową, gaśniczą oraz "pływające dachy”. (PAP)

Autor: Marek Szafrański

pp/