"Napoleon" Ridleya Scotta to bardzo nietypowe, trudne do zrealizowania kino akcji". Wybitny operator o pracy nad filmem

2023-11-18 11:15 aktualizacja: 2023-11-18, 17:43
Napoleon premiera. Fot. PAP/Cat Morley / Avalon
Napoleon premiera. Fot. PAP/Cat Morley / Avalon
"Napoleon" Ridleya Scotta to bardzo nietypowe, trudne do zrealizowania kino akcji m.in. dlatego, że główny bohater jest w samym centrum bitwy tylko na początku i pod koniec filmu – powiedział operator Dariusz Wolski. Obraz pretenduje do Złotej Żaby podczas 31. Festiwalu Energa Camerimage w Toruniu.

Film otwiera sekwencja publicznej egzekucji Marii Antoniny, do której doszło w październiku 1793 r. na paryskim Placu Rewolucji. Wśród rozemocjonowanego tłumu stoi Napoleon Bonaparte (w tej roli Joaquin Phoenix), który apatycznie, z półprzymkniętymi powiekami obserwuje opadającą gilotynę. Taka postawa będzie towarzyszyć mężczyźnie jeszcze wielokrotnie w tej historii, akcentując jego korsykańskie pochodzenie, poczucie odosobnienia i to, że nigdy nie pozbył się obcego akcentu.

Jednak Ridley Scott opowiada nie tylko o drodze Bonapartego do cesarskiego tronu, śledzi rozwój jego strategicznego geniuszu, ale również życie uczuciowe, w którym szczególne miejsce zajmuje Josephine (Vanessa Kirby). Napoleon poznaje ją w 1795 roku jako wdowę po Aleksandrze de Beauharnais, a niedługo później biorą ślub. Ich relacja jest pełna wzlotów i upadków, romansów i kłótni wywołanych przez to, że Josephine nie może zajść w ciążę. Porywczy, dziecinny w relacjach z kobietami Bonaparte stawia jej ultimatum: potomek albo rozwód. Łącząc pełną paradoksów osobowość wodza, kameralne, malarskie ujęcia z długimi, epickimi scenami batalistycznymi, Scott tworzy wielowymiarowy portret cesarza Francuzów, który ma na swoim koncie wiele pozytywnych reform, ale dla Francji i władzy gotów jest poświęcić wszystko. Najdobitniej obrazują to przypisy do filmu wskazujące liczbę ofiar, które poległy w walkach napoleońskich.

Autorem scenariusza jest David Scarpa. Za zdjęcia odpowiada Dariusz Wolski. Polski operator mieszkający od lat w USA ma na swoim koncie m.in. nominacje do Oscara i BAFTA za "Nowiny ze świata" w reż. Paula Greengrassa. "Napoleon" to jego dziewiąta współpraca z Ridleyem Scottem po m.in. "Prometeuszu", "Marsjaninie" i "Domu Gucci". "Potrafimy porozumiewać się już praktycznie bez słów. Wypracowaliśmy ten sposób komunikacji na przestrzeni lat. Pierwsza produkcja, którą wspólnie zrealizowaliśmy - "Prometeusz" - zajęła nam więcej czasu, ale później było coraz lepiej. Ja rozumiem coraz lepiej jego styl działania, a on mój. Poza tym Ridley Scott ma niesamowite doświadczenie w realizacji filmów i dokładnie wie, jaki efekt chciałby uzyskać. A zatem nie marnuje czasu, podejmuje zwykle bardzo trafne decyzje. Potrafi szybko ustawić sceny z aktorami, biorąc pod uwagę przestrzeń, w jakiej pracują i sposób, w jaki ta przestrzeń musi być oświetlona. Ma świetne oko. Ustawiając scenę, obaj lubimy czerpać inspirację z naturalnego światła, np. wpadającego przez okno. Chodzi o to, żeby nie bać się cienia, światła" – powiedział Wolski podczas spotkania z publicznością festiwalu Energa Camerimage w Toruniu, gdzie przedpremierowo pokazano film. Obraz trafi do kin już 24 listopada. Jego dystrybutorem jest United International Pictures.

Operator wspominał również, jak powstawały epickie sceny batalistyczne w "Napoleonie". "Kiedy je realizujemy, potrzebujemy jak najwięcej kamer – dziesięć, jedenaście. To wszystko jest opracowane choreograficznie w najdrobniejszych szczegółach. Są na planie konsultanci z armii, statyści, żołnierze w mundurach z XIX w., zbroje, konie, efekty specjalne. To wszystko trzeba ogarnąć największą liczbą kamer, jakiej w danej sytuacji jesteśmy w stanie użyć. Mam tu na myśli zarówno tempo kręcenia ujęć, jak i bezpieczeństwo. I to nawet nie tyle bezpieczeństwo aktorów, co bezpieczeństwo koni, bo aktorzy mogą być na planie dużo dłużej, ale z końmi nie da się tyle pracować. Jeżeli zaś chodzi o sceny kameralne, to w nich zwykle korzystaliśmy z trzech albo czterech kamer, aby dobrze objąć całą scenę. Tym bardziej, że aktorzy często improwizowali. W tych fragmentach było dużo przypadkowości i kamery musiały wszystko objąć. To jest właśnie podejście, które Ridley Scott uwielbia. Próbowałem sugerować coś takiego innym reżyserom, ale nie pojmowali, jak to jest możliwe. Nie są w stanie patrzeć na sześć monitorów i wiedzieć, które ujęcie będzie potrzebne w którym momencie. Ridley po prostu montuje w głowie podczas zdjęć. I to jest świetny sposób" – stwierdził.

Dodał, że Scott prowadził rozmowy z historykami, aby obraz był jak najbardziej zbliżony do prawdy. "Wszystkie te elementy, które widzieliście na ekranie - np. ustawianie się w kwadraty - były jak najbardziej autentyczne w kontekście tego, co rzeczywiście się wydarzyło. Ridley słuchał ekspertów, przetwarzał sobie ich słowa i podejmował bardzo trafne decyzje. +Napoleon+ to bardzo nietypowe, trudne do zrealizowania kino akcji m.in. dlatego, że główny bohater jest w samym centrum bitwy tylko na początku i pod koniec filmu. Natomiast przez całą opowieść pozostaje strategiem, który przygląda się temu, co się dzieje, podejmuje decyzje. Cała sekwencja poświęcona strategicznemu zwycięstwu w bitwie poprzez to, by żołnierze wroga utopili się, wpadając pod lód, była podyktowana obserwacjami, które prowadził" – wyjaśnił Wolski.

Autor zdjęć był pytany również o to, czy Ridley Scott miał dostęp do materiałów o Napoleonie zebranych przez Stanleya Kubricka, który przymierzał się do filmu o tej postaci, jednak ze względu na wysokie koszty produkcji obraz nie doczekał się realizacji.

"Nie wiem, czy Ridley miał kontakt z materiałami Kubricka. Wiem, że istnieje scenariusz Kubricka, że reżyser ten miał wiele danych o Napoleonie. On był bardzo pracowitym, kompulsywnym twórcą, który nawet jeśli nie robił filmu, i tak ciągle coś kręcił. Odkąd jestem w tym biznesie - jakieś dwadzieścia, trzydzieści lat - wiem, że po całej Europie szukał lokacji na film o Napoleonie. Natomiast nie wiem, czy Ridley miał kontakt z tym, co zgromadził. Pewnie nie miał, bo chciał zrobić coś swojego. Oczywiście, w scenach między Josephine i Napoleonem widać inspirację twórczością Kubricka. Ujęcia te są niezwykle ascetyczne, proste. Ale nie ma filmowca, którego w pewnym stopniu nie inspirowałyby dzieła Kubricka" – zwrócił uwagę.

"Napoleon" był ostatnim obrazem zaprezentowanym w konkursie głównym 31. festiwalu Energa Camerimage. Obok niego o Złotą Żabę ubiegają się m.in. "Maestro" Bradleya Coopera, "Granica mroku" Jeana-Stephane'a Sauvaire'a, "Filip" Michała Kwiecińskiego, "Ferrari" Michaela Manna i "Biedne istoty" Yorgosa Lanthimosa. Laureat statuetki zostanie ogłoszony w sobotę wieczorem. Wyłoni go jury, w którym znaleźli się: operatorka Mandy Walker (przewodnicząca), operator Anthony Dod Mantle, montażystka, rektor Szkoły Filmowej w Łodzi Milenia Fiedler, operator Karl Walter Lindenlaub, scenograf Jan Roelfs, a także operatorzy Jonathan Sela i Salvatore Totino.

Z Torunia Daria Porycka (PAP)

autorka: Daria Porycka

ep/