PAP Life: Po przesłuchaniu płyty „Dobrostan” miałam wrażenie, że jest jakimś rodzajem terapii. Te teksty są bardzo osobiste. Śpiewasz o drodze do samoakceptacji, pracy nad związkiem, relacjami, pogodzeniu się z tym, że nie wszystko dzieje się w naszym życiu tak, jak byśmy chcieli. To o tobie?
Natalia Kukulska: Śpiewam bardzo o sobie. Jestem bardzo szczera na tej płycie. Natomiast wspaniałe jest to, że inni się w tych tekstach odnajdują. To jest dla mnie nagroda, że to, co jest bardzo moje, staje się uniwersalne i ktoś inny może powiedzieć: „Dokładnie mam tak samo, czuję tak samo”. W piosence „Jednogłośna” śpiewam, że jeśli jesteśmy ze sobą w prawdzie, ściągniemy z siebie maskę, którą nosimy przed światem, to okaże się, że mimo różnic bardzo wiele nas łączy. Mamy podobne lęki, podobne obawy, podobne pragnienia.
PAP Life: Płyta nosi tytuł „Dobrostan. Ty już swój dobrostan znalazłaś?
N.K.: Cały czas szukam i jestem w procesie jego osiągania. Mniej więcej wiem, jak to wszystko jest poukładane i którą drogą iść, a którą omijać, ale wciąż się jeszcze wielu rzeczy uczę. Ta płyta to też próba zdefiniowania tego, czym jest tytułowy dobrostan. On pojawia się jako mój cel, ale droga do tego bywa kręta. Dlatego na tej płycie nie ma tylko pogodnych piosenek. Są różne refleksje, czasami bardziej gorzkie. To trochę wiwisekcja tego, co we mnie się teraz kłębi. Ale też spostrzeżenia dotyczące tego, gdzie ja jestem w stosunku do świata. Wiem, że wiele zależy od formowania naszych myśli. Ważne jest afirmowanie tego, na czym mi zależy. Dlatego staram się nie być malkontentką czy pesymistką, tylko programować swoją podświadomości na to, co dobre.
PAP Life: W piosence „Jednogłośna” śpiewasz: „Uczę lubić się, choć wiele to zajęło mi”. Miałaś problem z samoakceptacją?
N.K.: Z akceptacją może nie, ale byłam bardzo wymagająca wobec siebie i nie potrafiłam odpuszczać. Ale, tak jak w tym cytacie, nie śpiewam, że nauczyłam się siebie lubić, tylko uczę lubić się i uczę się też sztuki odpuszczania. Przyznaję, że jestem perfekcjonistką, lubię mieć wszystko pod kontrolą. Moi współpracownicy nazywają mnie: „Natalia "Jeszcze bym powalczyła" Kukulska”, bo podobno, kiedy dostaję coś do akceptacji, często to słyszą. Powiem szczerze, że dla mnie ważne jest, żeby mieć wokół siebie ludzi, którym mogę zaufać. To jest wąskie grono, ale ich mam i bardzo mi to pomaga. Bo jak już mam do kogoś zaufanie, to jestem w stanie odpuścić. Z drugiej strony, uważam, że jeśli sama czegoś do końca nie dopilnuję, to później mogę mieć tylko do siebie pretensje. Kiedy wchodzę na scenę, wszystko idzie na moje konto. Brzmiało tak jak brzmiało, wyglądało tak jak wyglądało i ona za tym stoi. Nie będę tłumaczyła, że ktoś coś... To ja dopuściłam do tego, że jest taki efekt.
PAP Life: W prywatnych relacjach potrafisz odpuszczać?
N.K.: Tutaj bardziej mi się to udaje. Chociaż, jak coś jest nie tak - nie mówię tylko w małżeństwie, ale także o relacjach przyjacielskich czy rodzinnych - to zawsze staram się wyjaśniać wszystko do końca. Lubię budzić się z lekkością ducha. Jakieś niedopowiedzenia, nieporozumienia bardzo mi ciążą, przeżywam je. Trzeba wyjaśniać i rozmawiać.
PAP Life: Miałaś 10 lat, kiedy ukazał się twój pierwszy album „Natalia” ze słynnym przebojem „Puszek-okruszek”. Jako córka słynnych rodziców byłaś znana właściwie od urodzenia. Jak bardzo zaciążyło to na twoim życiu?
N.K.: Bardzo. Przez to stałam się bardzo ambitna i pracowita. Chciałam sobie, ale też innym, coś udowodnić. Faktycznie, przez długi czas tak było, ale szczęśliwie udało mi się kompletnie z tego wyjść. Od dawna już nie mam takiego poczucia. Mogę robić wszystko na swoich zasadach, mam swoją publiczność, która mi zaufała. Pod wieloma względami miałam trudniej niż ktoś, kto debiutował bez takiego obciążenia.
PAP Life: Dziś myślisz, że za szybko musiałaś dorosnąć?
N.K.: Nie wiem, trudno mi to ocenić. Ale na pewno szybko stałam się osobą odpowiedzialną. Zdecydowanie nie żałuję tej drogi. Myślę, że mając tyle lat, ile mam, mam poczucie naprawdę bardzo bogatego życia. Zbudowałam rodzinę, wydałam 14 płyt solowych, dużo podróżowałam. Nie mam wrażenia, że coś mi umknęło, chociaż kiedy zastanowię się nad tym, że mój syn ma dokładnie tyle lat, ile ja, gdy go urodziłam, wciąż mnie to zdumiewa. Chociaż oczywiście fajnie mieć dorosłego syna, z którym się współpracuje.
PAP Life: Kiedy pracujesz nad nową płytą, masz głowę do domowych obowiązków, czy proces twórczy w całości cię pochłania?
N.K.: To wszystko się tasuje. Robienie muzyki to nie jest normalna praca od do. Cały czas jestem w pracy i cały czas jestem w życiu. Często kosztem przebodźcowania, zmęczenia, ale staram się nie zaniedbywać różnych płaszczyzn mojego życia. Kiedy jest premiera płyty, tak jak teraz, to jest zdecydowanie bardziej intensywnie i wiem, że nie będę teraz np. gotowała obiadów w domu. Co nie znaczy, że życie domowe się zawali. Mam wszystko pod kontrolą. To też kosztuje mnie sporo uważności. Ale jestem wielozadaniowa.
PAP Life: W jednym z wywiadów powiedziałaś, że utwór powinien powstawać w takim czasie, jak się go słucha. Naprawdę masz takie tempo?
N.K.: To powiedział Elton John, a ja go przytoczyłam. Ale też uważam, że często z tego typu podejścia powstają dobre piosenki. Wtedy człowiek nie ma czasu na kombinowanie czy racjonalizowanie swoich pomysłów. Muszę przyznać, że piosenki na ostatnią płytę powstawały naprawdę szybko. Przychodziłam do studia do Archie Shevsky’ego, z którym stworzyłam tę płytę kompozycyjnie, a on ją też produkował. Rozmawialiśmy, sesja nagraniowa trwała sześć, czasami osiem godzin, a kiedy wychodziłam, to piosenka już była. Oczywiście później jeszcze powstawał tekst, dogrywaliśmy żywe instrumenty, więc to był cały proces. Ale opieraliśmy się na zajawce.
PAP Life: Pisanie słów idzie ci równie szybko?
N.K.: Jest zdecydowanie trudniejsze. Muszę wpaść na to, o czym ma być piosenka, próbuję usłyszeć, o czym ta muzyka opowiada. Jak mi się to uda, to już jest połowa sukcesu. Potem jest dłubanina. Czasami mam lepszy flow - coś nagle mi wpadnie do głowy i od razu pójdzie szybciej. A czasami chodzę wokół jakiegoś tematu, wersu, refrenu bardzo długo i nie mogę się skupić. Z weną nie może się człowiek umówić.
PAP Life: W piosence „Bez kontaktu” śpiewasz, że czasami potrzebujesz pobyć w samotności, odciąć się, uciec - choćby na chwilę. Dokąd ty uciekasz?
N.K.: Żeby dać sobie szansę kontaktu ze sobą, to czasami trzeba być bez kontaktu ze światem. Nie zdarza mi się to tak często, ale są momenty, kiedy muszę się zregenerować. Szukam takich momentów i przestrzeni nawet w intensywnej trasie. Kiedyś wyżywałam się towarzysko, a teraz sam na sam ze sobą w hotelowym pokoju bardzo mi pomaga odreagować bodźce. Czasami czytam książkę, czasami oglądam jakiś film, a czasami po prostu sobie leżę i patrzę w sufit. A na co dzień uwielbiam kontakt z naturą.
PAP Life: Artyści często mówią, że najważniejsze są dla nich koncerty. A dla ciebie?
N.K.: Są bardzo ważne, bo są niepowtarzalne. A ja też ogólnie unikam rutyny. Każda moja płyta jest inna. Zawsze próbowałam się trochę zdefiniować na nowo, nie powielać siebie czy dawnych pomysłów. Ciągle szukam nowych inspiracji, eksperymentuję. Oprócz tego, że występuję z moimi muzykami w stałym składzie, to śpiewam również w różnych konfiguracjach - z orkiestrą symfoniczną, kwartetem smyczkowym, czy w odsłonie elektronicznej. Często miewam gościnne występy w różnych projektach. Natomiast z koncertami trzeba też uważać, bo to może być niezła pułapka. Jeżeli przyjmujemy za dużo takich propozycji i śpiewamy wszystko jak leci, to wtedy człowiek może się zatracić, staje się w zasadzie wyrobnikiem. Trzeba mieć czas na tworzenie. Dla mnie to jest punkt wyjścia, żeby potem tą muzyką dzielić się na scenie.
PAP Life: Na koncertach wracasz do swoich starych przebojów?
N.K.: Tak, ale są też piosenki, których już nie śpiewam, bo po prostu czuję, że jestem na innym etapie, na przykład „Czy ona jest taka jak ja” z mojej płyty „Puls”. Ta piosenka była hitem, ale w tym momencie wydaje mi się zbyt infantylna, bardziej dziewczęca niż kobieca. Tego typu myślenie teraz nie jest mi bliskie. Albo na przykład piosenka „Dłoń”, którą bardzo dużo ludzi kocha i śpiewa na różnych konkursach wokalnych, bo jest dość wymagająca, taki wielki song. A ja już nie posługuję się takim patosem i nie umiem myśleć, że niewidzialna dłoń mnie ochroni. Nie odcinam się jednak od przeszłości.
Miałam potrzebę wybrania repertuaru do płyty „MTV Unplugged”, czyli do tego formatu, który jest od lat znany i kultowy. Tam jest takie założenie, że śpiewa się piosenki hitowe, ale też takie, które są ważne, w nowych wersjach akustycznych. I tutaj dobrałam takie utwory, które moim zdaniem się nie zestarzały i które nadal są mi też bliskie. A w styczniu moja płyta „Bajki Natalki”, która wyszła w 1987 roku, będzie miała inscenizację musicalową w teatrze WAM. Mój mąż i syn zrobili nowe aranżacje, a ja jestem konsultantem i współproducentem muzycznym. Reżyseruje to Paweł Podgórski. Bardzo się na to cieszę, bo te piosenki, które skomponował mój tata, a teksty napisał Jerzy Dąbrowski, są naprawdę wspaniałe. Nigdy to nie było wystawiane, więc jestem bardzo podekscytowana.
PAP Life: Mam wrażenie, że z piosenek, które śpiewałaś na różnych etapach swojego życia, można ułożyć opowieść o tobie.
N.K.: Jak najbardziej. Czasami nawet się zastanawiam, czy to ja opisywałam swoje życie w piosenkach, czy piosenka tworzy moje życie i wpływa na nie.
PAP Life: Z wiekiem jesteś coraz bardziej odważna?
N.K.: Myślę, że artystycznej odwagi mi nie brakuje. Wydaje mi się, że jak człowiek cały czas jest w ryzach swojej strefy komfortu, boi się zmian, to po prostu nie może się rozwijać. Dlatego czasami warto wejść w jakiś rejon mniej oczywisty dla siebie. Natomiast w życiu lubię czuć bezpieczeństwo, stabilność i tutaj już taka bardzo odważna nie jestem.
PAP Life: Jesteś typem matki-kwoki, która stara się czuwać nad swoimi dziećmi, bez względu na to, ile mają lat?
N.K.: Na pewno wszyscy jesteśmy w dużej bliskości ze sobą, o wielu sprawach rozmawiamy, nie unikamy trudnych tematów. Sama miałam taką relację z moim tatą. Bardzo mocno się kochaliśmy i czasami bardzo burzliwie się spieraliśmy. Teraz z perspektywy czasu wiem, że ta troska wynikała z jego olbrzymiej miłości. I wolę taką relację, która jest intensywna, w której nie zamiata się trudnych spraw pod dywan. Przyznaję, że miałam zakusy na bycie taką mamą, która będzie trzymała dzieci w garści i chciałam, żeby wszystko było po mojemu, udzielałam dobrych rad: róbcie tak, tego nie wolno, itd. Ale tutaj, na szczęście, po pierwsze dzieci się nie dały, a po drugie, mój mąż ma inne podejście i to też mi ułatwiło, żeby taką nie być. Zdaję sobie sprawę, że oni muszą mieć własną drogę, przeżyć swoje. A ja po prostu jestem bacznym i czujnym obserwatorem.
PAP Life: Masz na koncie platynowe i złote płyty, wiele nagród. Ale wciąż pojawiają się nowi artyści. Niektórzy mają milionowe odsłony swoich piosenek. Porównujesz się z innymi?
N.K.: Jestem już trochę poza tym. Teraz, gdy wydaję nową płytę, bardziej mnie ciekawi, jak to będzie przyjęte, czy trafi do ludzi, bo tego nie jestem w stanie do końca przewidzieć. Po prostu robię swoje od serca. Ten zawód jest zaskakujący. Wiele rzeczy decyduje, dlaczego akurat ta piosenka, a nie inna staje się najbardziej popularna. Jasne, że zależy mi na dobrym odbiorze. To jest przecież wielka radość i satysfakcja, jak płyta odnosi sukces, kiedy dostaje się taki feedback: „Ojej, to jest bardzo moje, chcę tego słuchać, to dużo mi daje”. Ale coraz bardziej też widzę, że ta słuchalność i klikalność zależy od wielu innych rzeczy, w które - nie ukrywam - po prostu nie chce mi się grać. Bo uważam, że też nie muszę. Już byłam w miejscu, kiedy moje wszystkie piosenki były na pierwszych miejscach list przebojów. Nadal oczywiście chciałabym, żeby były grane, ale nie po to wydaję tę płytę.
PAP Life: Cześciej zdarza ci się nagrywać mniej komercyjne piosenki.
N.K.: Zdarza się mi tworzyć utwory, które może są mniej komercyjne, ale to nie znaczy, że mniej wartościowe. Staram się rozwijać, dotykać jeszcze innych sfer muzycznych. Zdaję sobie sprawę z konsekwencji takiego podejścia. Na przykład piosenka „Jenga”, która wyszła jako singiel, ma prawie pięć minut, więc jest kompletnie nieradiowa. Wydawała mi się jednak na tyle ważna i ciekawa artystycznie, że uparłam się, by była singlem. Nie muszę już za wszelką cenę walczyć o atencję, niczego komukolwiek udowadniać. Przyszedł czas, że mogę odpiąć wrotki. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
ikl/ag/ep/
Natalia Kukulska – piosenkarka, autorka tekstów, kompozytorka i producentka muzyczna. Córka Anny Jantar i Jarosława Kukulskiego. Debiutowała w wieku 10 lat albumem studyjnym „Natalia” (1986 r.), który zawierał piosenki skierowane do dzieci, w tym przebój „Puszek-okruszek”. W okresie dzieciństwa wydała jeszcze dwie płyty. Już w dorosłych życiu wydała 14 albumów (w tym trzy platynowe i sześć złotych) wylansowała wiele przebojów m.in. „Piosenka światłoczuła” oraz „Im więcej ciebie tym mniej”. Laureatka wielu nagród, m.in. Fryderyka. Jej mężem jest muzyk Michał Dąbrówka, z którym ma troje dzieci: 24-letniego Jana, 19-letnią Annę i 7-letnią Laurę. 15 listopada ukazała się jej najnowsza płyta, „Dobrostan”.