Piotr Cieplak o swoim "Wieczorze Trzech Króli": nie sposób znaleźć dla miłości jedną miarę, jeden wzorzec

2021-12-04 07:31 aktualizacja: 2021-12-04, 13:36
To będzie przedstawienie w żartobliwym tonie o przebierankach, ludzkich maskach. Ta piramidalna kołomyja, utrzymana w pogodnym tonie, w efekcie jest jednak przypowieścią o naturze ludzkiej. O tym, że to właściwie nie płeć, ale konkretna osoba jest kluczem, celem, obiektem i powodem miłości - mówi PAP Piotr Cieplak, reżyser "Wieczoru Trzech Króli" Szekspira. Dziś premiera w Teatrze Narodowym.

Polska Agencja Prasowa: O czym będzie w pana ujęciu ta komedia pomyłek, przebieranek, zmian tożsamości, czyli "Wieczór Trzech Króli"?

Piotr Cieplak: To będzie przedstawienie w żartobliwym tonie o przebierankach, ludzkich maskach. Szekspir już 400 lat temu dla zabawy o tych najróżniejszych perypetiach i przebierankach pisał. Ale to jest jednak Szekspir i ta zabawa w tym przedstawieniu jest podszyta znacznie głębszą myślą. My w sposób dowcipny i zabawny, zgodnie z duchem autora, ale jednak opowiadamy o tym "borykaniu się" ludzi z rozpoznaniem siebie, z pytaniem: czy te uczucia, miłość, którą darzę tę osobę, są autentyczne? Czy to ją kocham tę osobę, czy też kocham się we własnym zakochaniu? To po pierwsze.

Po drugie te niestworzone perypetie, które opisuje Szekspir, polegają na zamianie ról, płci. Mamy bliźnięta - dziewczynę Violę i chłopaka Sebastiana. Dziewczynka przebiera się za chłopczyka. W tym przebranym chłopczyku zakochuje się kobieta… Krótko mówiąc, ta piramidalna zupełnie kołomyja - mimo że utrzymana w pogodnym tonie - w rezultacie jest jednak przypowieścią o naturze ludzkiej. O tym, że to właściwie nie płeć, ale konkretna osoba jest kluczem, celem, obiektem i powodem miłości.

PAP: W komedię Szekspira są wpisane najróżniejsze odcienie miłości, pożądania, tęsknoty, ale i - jak pan to nazywa - banialuki. Sacrum miesza się tu z profanum. Ton serio sąsiaduje ze śmiechem, choć pojawiają się też elementy okrucieństwa i tragizmu. Jaka jest więc natura miłości?

P. C.: Natura miłości jest bogata i trudno definiowalna. Nie sposób znaleźć dla niej jedną miarę, jeden wzorzec. W tej sztuce i dzięki temu autorowi mówimy o miłości w sposób wielowymiarowy. Wiele tych tonacji, wiele teatrów jednocześnie Szekspir uruchamia - a my w ślad za nim kilka tych konwencji i brzmień muzycznych, poziomów żartów proponujemy w naszym spektaklu.

PAP: Powiedział pan, że kompozytor Jan Duszyński napisał "Wieczór Trzech Króli" na nowo. Czemu miała służyć tak rozbudowana strona muzyczna tej inscenizacji?

P. C.: Z upodobaniem powtarzam pierwsze zdanie tej sztuki, gdy Książę, wychodząc do orkiestry, powiada: "jeżeli miłość żywi się pokarmem muzyki - to grajcie!". I od zwrócenia się do orkiestry rozpoczynamy to przedstawienie. Od pierwszych taktów, pierwszych stron i wypowiedzianych w spektaklu słów towarzyszy im muzyka. Wraz z kompozytorem Janem Duszyńskim próbowaliśmy właściwie całe to przedstawienie przetłumaczyć na muzykę.

Gatunkowo trudno to określić, bo jest to muzyka osobna Jana Duszyńskiego - między absolutnie serio rozumianą muzyką współczesną a tonacją nieco popową, musicalową. Co więcej, w przedstawieniu bawimy się też Mozartem, fragmentami z "Don Giovanniego". W zasadzie można mówić o spektaklu, który lokuje się gdzieś między operą buffo, operetką a musicalem.

Słowem, ta muzyka posiada bardzo wiele różnych odcieni. Ale za każdym razem to jest Jan Duszyński.

PAP: Jak wyglądać będzie sceneria, bo wydaje się wysoce umowna? Dlaczego kostiumy pochodzą z różnych epok i porządków?

P. C.: Chcę podkreślić, że "Wieczór Trzech Króli" jest umieszczony w teatrze. To spektakl bardzo umowny, bardzo sztuczny, potraktowany z przymrużeniem oka. Nie lokujemy tego w blokowisku gdzieś na peryferiach Warszawy czy w nowoczesnym lofcie. Akcja rozgrywa się w ogrodzie, ale ten ogród jest cały na kółkach.

Na żywo gra orkiestra kameralna. Kostiumy są anachroniczne, pochodzą z różnych porządków - od współczesnych po wysoce stylizowane. Bo to jest taka dzisiejsza zabawa w teatr, zabawa teatrem. Chciałbym, żeby ten spektakl był taką czystą pochwałą teatru.

PAP: Błazen w "Wieczorze Trzech Króli", jak zawsze u Szekspira, jest błyskotliwy, ale samotny, mimo że powiada, iż "błazeństwo wędruje nad światem jak słońce". Czy to znaczy, że wiedza, mądrość jest przekleństwem?

P. C.: Wiedza i mądrość są pożądane i upragnione. Jednak w kwestii mądrości wiem tyle, ile przeczytałem w Księdze Koheleta. To znaczy: "uważaj, żebyś nie był za mądry, bo zgłupiejesz" i "szukałem mądrości i głęboka głębia, kto ją znajdzie". "Nie nasyci się ucho widzeniem, ani oko napełni słyszeniem" - powiada Kohelet i to jest tyle w kwestii mądrości.

Błazen u Szekspira jest mądry, bo wie, jak bardzo jest głupi. Jego sceptycyzm, gorycz są mądre. Z kolei ten jego najczystszy szekspirowski ton w naszym przedstawieniu bardzo się zaznacza. Pod tą zabawą - obok, równolegle z nią - poprzez wątek Błazna i przez jego postać nadaję tej pogodnej opowieści głębszy ton, przyprawiony goryczą.

PAP: Minęło 21 lat od pańskiej realizacji nagrodzonych Złotym Yorickiem na Festiwalu Szekspirowskim "Wesołych kumoszek z Windsoru" i 20 lat od inscenizacji "Króla Leara" w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Dlaczego reżyser Piotr Cieplak tak rzadko sięga po Szekspira?

P. C.: Nie pamiętałem o tych datach i o tym, że to już 21 lat upłynęło od "Wesołych kumoszek z Windsoru". Trzeba było ponownie dojrzeć do takiego przedstawienia jak "Wieczór Trzech Króli".

Jednym z podstawowych powodów, u źródła - gdy podejmowałem decyzję, że chcę wystawić tę komedię Szekspira - było poczucie, że moje ostatnie przedstawienie w Teatrze Narodowym, "Woyzeck", to było najmroczniejsze przedstawienie, jakie zrobiłem w życiu. Było bardzo ważne dla mnie. Bardzo poważnie je traktuję, bo było dla mnie osobistym przeżyciem.

Chciałem spróbować jakoś uleczyć się trochę od "Woyzecka", a właściwie nie tyle od "Woyzecka", ile od świata, o którym opowiada. I pragnąłem to uczynić właśnie taką komedią Szekspira, i takim przedstawieniem.

Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)

js/