Jak podaje gazeta, nad sprawą Andrzeja P., ps. Nos pracowali policjanci z Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej i prokuratorzy z Mazowieckiego Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Do sądu właśnie trafił akt oskarżenia przeciwko P., który został oskarżony o podżeganie do zabójstwa ciotki i jej partnera – z chęci przejęcia majątku.
"Ciała 86-letniej Jadwigi P. i rok młodszego Ryszarda F. odkryto w lutym 2020 r. w mieszkaniu przy ul. Osowskiej w Warszawie, zostali uduszeni. Lokal nosił ślady plądrowania, ale w rzeczywistości sprawcy wiedzieli, do kogo idą i gdzie mają szukać łupów, a drzwi otworzyli kluczem, który dał im Andrzej P. – ustalili śledczy" - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Według informacji dziennika Jadwiga P. wzięła pod opiekę młodszą o osiem lat siostrę Janinę – matkę Andrzeja P. "Jadwiga udzieliła siostrzeńcowi pełnomocnictw – w efekcie została ograbiona z majątku, w tym ze 118 tys. dolarów, jakie miała w domu. Wszystko przejęła Janina, a docelowo jej syn. Na nią też spisała testament. Po pół roku Jadwiga P. przejrzała na oczy, kazała siostrze się wynieść i podjęła starania, by odzyskać swoje dobra – zablokowała sprzedaż działki, zaczęła odwoływać darowizny na rzecz Janiny i jej syna, a w sierpniu 2019 r. doniosła na nich do prokuratury" - podaje "Rzeczpospolita".
"Tym wydała na siebie 'wyrok'. (...) Nie chcąc tracić zapisanego majątku, 'Nos' zlecił jej zabójstwo – ustalili śledczy. Kilerom miał mówić, że 'ma problemy z ciotką i będzie musiał ją okraść', że w jej domu są słoiki z 'diamentami i złotem'. Sugerował, że można wejść 'na śpiocha' i udusić seniorów" - wskazuje gazeta.
W czasie zbrodni był na safari w Kenii, to miało zapewnić mu alibi
"Zlecenia podjęli się Krzysztof Z. i Mirosław G. Weszli nocą, jeden udusił Jadwigę, ściągnął jej z palca pierścionki. Drugi udusił jej partnera i wziął obrączkę. Skrytki w ścianach były puste, nie było nic cennego. Po zabójstwie kilerzy pojechali do Niemiec (gdzie pracowali). W czasie zbrodni Andrzej P. był na safari w Kenii – co miało mu zapewnić alibi" - pisze dziennik.
Jak czytamy, śledczy jednak znaleźli dowody, że Andrzej P. wydał zlecenie. "Wsypali go zresztą wynajęci zabójcy, a ich pogrążyły m.in. logowania telefonów, zapisy monitoringu, ślady DNA, zostawili odciski palców i fifkę. Jeden z kilerów na portalu w sieci wstawił swoje zdjęcie w identycznych butach, jakie miał podczas zabójstwa. Mirosław G. najpierw się przyznał do zabójstwa, potem zaprzeczył. Krzysztof Z. twierdził, że stał pod domem, a do środka wszedł jego kompan. 'Nos' zaprzeczył, by wydał zlecenie, i odmówił wyjaśnień" - dodaje gazeta. (PAP)
js/