Jak poinformował PAP Bartosz Izdebski z biura prasowego małopolskiej policji, w niedzielę straż Muzeum Auschwitz zatrzymała 29-letnią obywatelkę Holandii w trakcie "hajlowania" przy bramie do byłego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Kobieta wykonując gest nawiązujący do faszystowskiego pozdrowienia miała pozować do zdjęcia. Fotografie wykonywał jej 30-letni mąż. Przed godziną 13 o sprawie zostali poinformowani policjanci. Kobieta oraz jej mąż trafili do oświęcimskiej komendy. 30-latek został przesłuchany jako świadek.
"Głupi żart"
O sprawie niezwłocznie została również powiadomiona Prokuratura Rejonowa w Oświęcimiu, która późnym popołudniem – na podstawie zebranych dowodów – nałożyła na kobietę karę grzywny. Turystka przyznała się do winy i przyjęła karę. "Tłumaczyła się, że to był głupi żart" – wyjaśnił Izdebski.
Za publiczne propagowanie faszyzmu grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności.
To nie pierwszy przypadek "hajlowania" przy bramie do dawnego niemieckiego obozu zagłady. Wśród głośnych spraw jest m.in. z 2013 r. – wówczas przy bramie "Arbeit macht frei" nazistowski salut uwieczniło na zdjęciu dwóch studentów z Turcji. Sąd skazał ich później na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata i grzywnę.
Brama Śmierci
Brama główna zwana też Bramą Śmierci jest jednym z symboli całego obozu i dokonanej w nim Zagłady. Niemcy ukończyli jej budowę w połowie 1942 r. Część centralną stanowi wieża z bramą. Po powstaniu wiosną 1944 r. rampy kolejowej wewnątrz obozu Auschwitz II-Birkenau przez nią przejeżdżały transporty z deportowanymi do Auschwitz, głównie Żydami, ale również Polakami.
Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 r., aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała także sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów. Do obozu deportowali też ok. 150 tys. Polaków, z których blisko połowa nie przeżyła. W Auschwitz ginęli też Romowie, jeńcy sowieccy i osoby innej narodowości.(PAP)
Autor: Beata Kołodziej
ja/