Połączone komisje spraw zagranicznych i kontroli zajęły się w poniedziałek grudniową wizytą delegacji NIK na Białorusi. Szef NIK Marian Banaś wygłosił krótkie oświadczenie, a odpowiedzi na szczegółowe pytania o wizytę scedował na pracowników NIK, którzy byli na Białorusi. Później głos zabrał wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk.
Przypominał, że po sfałszowaniu w sierpniu 2020 roku wyborów na Białorusi kraj ten nie jest traktowany jak normalne państwo. Mówił także, że Komitet Kontroli Państwowej (białoruski odpowiednik NIK - PAP) to nie jest niezależna instytucja białoruska, tylko podlega ona bezpośrednio Aleksandrowi Łukaszence. Szef tej organizacji, jak mówił, jest na liście sankcyjnej UE.
"W tym kontekście wyjazd delegacji jakiejkolwiek instytucji reprezentującej państwo polskie na Białoruś stoi w sprzeczności z całą polską polityką zagraniczną, stanowi zaprzeczenie tego co Polska reprezentuje na arenie międzynarodowej" - powiedział Wawrzyk. "Ta wizyta podważa autorytet RP, jest działaniem wbrew interesom państwa polskiego, bo pokazuje, że instytucje państwa polskiego, które z reżimem białoruskim chcą współpracować" - dodał.
"Jeżeli państwo polskie jest zdecydowanym orędownikiem tego, żeby nie uznawać pana Łukaszenki za prezydenta, jeżeli państwo polskie jest zwolennikiem tego, by Białoruś jest obejmowana kolejnymi pakietami sankcji, jeżeli państwo polskie wspiera opozycję białoruską, jakakolwiek współpraca z Białorusią i wizyta w tym kraju jest zaprzeczeniem tych elementów" - mówił także wiceszef MSZ.
Nawiązał też do swoich słów z posiedzenia komisji 17 grudnia. "Zdrada państwa nie powinna paść, to jest z mojej strony zbyt daleko idące sformułowanie, ale ta wizyta była działaniem wbrew interesom państwa polskiego" - zaznaczył. "Była, w moim przekonaniu, zdradą interesów państwa" - dodał Wawrzyk.
Jego zdaniem nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tej wizyty i rozmów, niezależnie od tego, czego by te rozmowy dotyczyły.
Banaś: to polityczny atak na mnie i kontrolerów
Szef NIK nie odpowiadał na pytania posłów. Jak wskazał w oświadczeniu, posiedzenia komisji dotyczące roboczego wyjazdu delegacji Izby do Mińska są "instrumentalnie wykorzystywane celem przeprowadzenia politycznej nagonki" na niego. "To wyłącznie kwestie polityczne determinują działania przewodniczących połączonych komisji, którzy zgodnie realizują scenariusz politycznego ataku na mnie i kontrolerów NIK" - mówił Banaś.
Jego zdaniem chodzi o postawienie go oraz NIK w jak najgorszym świetle przed wtorkową komisją sejmową, która zajmie się wnioskiem prokuratury dotyczącym uchylenia mu immunitetu. "Motywy tych działań są oczywiste: obecna wątpliwa większość parlamentarna boi się niezależności NIK i obrazu Polski, jaki wyłania się z rzetelnych wyników kontroli przeprowadzonych przez niezależnych kontrolerów o najwyższej kompetencji" - ocenił.
Banaś oświadczył, że nie boi się prawdy i nie chowa głowy w piasek, podczas gdy marszałek Sejmu Elżbieta Witek, wezwana przez kontrolerów NIK do złożenia zeznań w charakterze świadka, nie stawiła się na przesłuchanie. Przypomniał, że każdy obywatel, który dostanie wezwanie na przesłuchanie ma obowiązek stawić się lub usprawiedliwić swoją nieobecność. Jeśli ignoruje wyzwanie - dodał - to łamie prawo.
Prezes NIK poinformował, że wyjaśnienia dot. wyjazdu na Białoruś zostały udzielone marszałek Sejmu 21 stycznia. "NIK to niezależny organ kontroli państwowej o konstytucyjnym umocowaniu. Nie pozwolę, aby politycznie sterowany marszałek Sejmu ingerował w niedozwolony sposób w kwestie dot. niezależności NIK" - powiedział.
O szczegółach delegacji poinformował jej przewodniczący, dyrektor białostockiej delegatury NIK Janusz Pawelczyk. Przekazał, że wyjazd dla 5 osób na 3 dni na Białoruś kosztował 4,5 tys. zł.
"To nie była wycieczka, żeby zrobić komuś na złość"
Wskazywał, że głównym celem rozmów była sytuacja w Puszczy Białowieskiej, w której prowadzona jest kontrola NIK. "To nie była wycieczka, żeby zrobić komuś na złość, czy też pogłębić kryzys pomiędzy oboma państwami. Ten wyjazd podyktowany był bardzo pragmatycznymi kwestiami. Na dzień dzisiejszy mamy poważne ustalenia, które wskazują na konieczność podjęcia radykalnych działań, zmierzających do tego, żebyśmy zniwelowali ryzyka, bo w niedługim okresie czasu możemy mieć poważny problem chociażby w komunikacji z UNESCO i innymi organizacjami międzynarodowymi" - mówił.
"Podczas spotkań ze stroną Białoruską nie poruszaliśmy kwestii politycznych, bo nas to nie interesuje. Poruszaliśmy kwestie merytoryczne, te kwestie, które mają istotne znaczenia dla aktualnie prowadzonych kontroli, a które mogą mieć poważny wpływ w najbliższym czasie" - oświadczył.
"Jako osoba odpowiadająca za przebieg tego wyjazdu z ubolewaniem przyjąłem sytuację, gdzie podczas zwołanej połączonej komisji podjęliście się oceny tak naprawdę nie wysłuchując osób, które w rzeczywistości były tam na miejscu, które organizowały ten wyjazd i które posiadają pełną, merytoryczną wiedzę nt. przyczyn i okoliczności" - mówił Pawelczyk.
Dyrektor zarzucił też wiceministrowi Wawrzykowi, że "w sposób bezceremonialny" oskarżył osoby uczestniczące w wyjeździe i prezesa NIK o "zdradę państwa".
"Ten materiał poddano merytorycznej analizie, panowie posłowie wspominali o stenogramie, po analizie prawnej zapadła decyzja o skierowaniu zawiadomienia do prokuratury, które - mam nadzieję - spowoduje uruchomienie procedury, która będzie miała na celu wyjaśnienie okoliczności opiniowania nt. funkcjonariuszy NIK, w tym prezesa NIK. Mam nadzieję, że ta sprawa zostanie w sposób jednoznaczny wyjaśniona" - poinformował Pawelczyk.
Wskazywał, że do NIK nie wpłynął jakikolwiek dokument z MSZ ani z innych resortów dotyczący sytuacji bezpieczeństwa, który obligowałby Izbę do określonego działania.
"Po dojechaniu na granicę białorusko-polską, po powrocie z tego spotkania zostaliśmy zatrzymani na granicy. Przez kilka godzin oczekiwaliśmy w trudnych warunkach atmosferycznych, następnie zostaliśmy przekazani kolejnym funkcjonariuszom, którzy poinformowali nas, że działając zgodnie z poleceniem, dokonają osobistego przeszukania każdego z członków delegacji (...). I to się stało. Zostaliśmy przeszukani. Mało tego, sprowadzono psy tropiące, które również przeszukiwały samochód NIK" - relacjonował dyrektor.
Jak mówił, funkcjonariusze przekazali, że szukali wyrobów bez akcyzy, narkotyków, broni i innych nielegalnych środków. "Nic nie znaleziono, po kilku godzinach zostaliśmy wypuszczeni" - dodał.
Pawelczyk poinformował też, że żadna z osób biorących udział w wyjeździe nie brała bezpośredniego udziału w kontrolach dot. Straży Granicznej. Przypominał też o etosie kontrolera NIK, który obliguje do zachowania tajemnicy kontrolerskiej. "Żadna z informacji, która stanowiłaby tajemnicę kontrolerską, tajemnicę państwową nie została przekazana stronie białoruskiej" - zapewnił.
Delegacja NIK w Mińsku
W grudniu PolsatNews.pl podał, że delegacja NIK pojechała do Mińska na rozmowy z białoruskim odpowiednikiem Izby - Najwyższym Organem Kontroli; miały one dotyczyć sytuacji w Puszczy Białowieskiej. Na czele delegacji stał szef podlaskiej delegatury NIK, a w jej skład wchodził m.in. syn prezesa Jakub Banaś. Rzecznik NIK Łukasz Pawelski pytany wówczas przez PolsatNews.pl, czy wizyta delegacji NIK na Białorusi i współpraca instytucjonalna jest właściwym działaniem w sytuacji kryzysu dyplomatycznego między Polską i Białorusią, nie chciał komentować sprawy. Jak podał portal, rzecznik zaznaczył, że wizyta w Mińsku odbywa się w ramach standardowej współpracy międzynarodowej.
W reakcji na te doniesienia marszałek Sejmu Elżbieta Witek zażądała od prezesa NIK Mariana Banasia pilnych wyjaśnień. 17 grudnia połączone sejmowe komisje ds. kontroli państwowej i spraw zagranicznych przyjęły stanowisko mówiące, że delegacja NIK powinna natychmiast wrócić z Mińska do kraju, a winni decyzji o wyjeździe powinni ponieść konsekwencje. (PAP)
Autor: Piotr Śmiłowicz
mmi/