Na parkingu przed dworcem Centralnym od strony Alei Jerozolimskich stanął we wtorek z inicjatywy urzędu wojewódzkiego ogrzewany namiot. W środku są ustawione ławy i stoły, przy których uchodźcy mogą zjeść posiłek przygotowany przez stołeczne restauracje, warszawiaków i setki wolontariuszy. W dwóch mniejszych namiotach rozdawane są owoce, kanapki i napoje oraz artykuły dla dzieci.
Wewnątrz dużego namiotu jest ciepło. Tam z termosów dania rozdaje, jedna z chińskich restauracji, a obok stoi Wietnamka, która przygotowała kotleciki na parze i makaron. "Nie mogłam nie przyjść, wczoraj zobaczyłam, ilu jest potrzebujących. Nie można ich zostawić samych" - mówi reporterce PAP.
Obok przy długich stołach stoją wolontariusze, którzy rozdają kanapki i ciepłe napoje. Kolejek nie ma, co jakiś czas ktoś podchodzi po dolewkę zupy czy dodatkową porcję makaronu. "Na pewno jest lepiej niż wczoraj, ale jeszcze jest wiele do poprawienia. Wielkim plusem jest to, że jest tu ciepło i ludzie mogą się ogrzać" - podsumowuje pani z restauracji, która dowiozła ciepłe posiłki.
Jednak tłum nie zmniejszył się. Ludzie wciąż gnieżdżą się na podłodze w hali dworcowej. "Informujemy, że jest tam ogrzewany namiot i można coś zjeść, ale bardzo mało ludzi tam idzie. Wolą zostać" - uważa wolontariusz Jurek.
Widok w hali dworcowej praktycznie się nie zmienił od poniedziałku. Tłumy uchodźców, którzy oblegają prowizoryczne stoiska wolontariuszy. Wśród nich można dostrzec kilka patroli policjantów. "Pomagają. Szczególnie ci młodzi. Tłumaczą, przenoszą bagaże, pokazują, gdzie się zgłosić po pomoc i informację" - powiedział Andrzej, który przyjechał tu specjalnie z Ostrołęki. Wcześniej dwa razy był na granicy, skąd swoim samochodem zawiózł w wybrane miejsca dwie grupy uchodźców. "Pomagam, bo tak trzeba. Nam Polakom też kiedyś pomagali, więc trzeba oddać dobro" - mówi.
Znacznie natomiast zmniejszyła się kolejka przy kasach biletowych. Wszystko za sprawą "mobilnych kas". To kilku kolejarzy, którzy wyposażeni w terminale sprzedają bilety "z ręki". Obok są też informatorzy PKP. "Najczęściej pytają mnie, gdzie kupić bilet, wymienić pieniądze czy załatwić kartę startową do telefonów" - mówi jeden z informatorów PKP. Rozmowę przerywa nam Ukrainka, która kupiła właśnie bilet do Lublina i pyta, jak dojść na odpowiedni peron.
W tłumie widać charakterystyczne stroje ratowników medycznych. "Wczoraj też tu byliśmy i przez 4 godziny pomogliśmy około 30 razy. Pomagamy głównie przy drobnych interwencjach, ale np. wczoraj zemdlała pani w ciąży" - mówi ratownik. Dodaje, że potrzebny jest tu lekarz, bo wielu uchodźców ma przy sobie recepty, których nie mogą zrealizować. Lekarz mógłby po badaniu i wywiadzie po prostu ją przepisać, a ratownicy takich uprawnień nie mają. "Jesteśmy wolontariuszami i dopiero przyszliśmy, więc idziemy sprawdzić, czy komuś nie trzeba pomóc" - ucina rozmowę ratowniczka.
Przy ladzie pełnej leków, która stanowi stanowisko medyczne, stoją studenci medycyny stołecznego Uniwersytetu Medycznego z fundacji Ambulans Serca. To również wolontariusze. "Najczęściej przychodzą do nas ludzie z bólami głowy, podziębieni. Dzisiaj pomogliśmy już kilkuset osobom" - mówi Ksawery, student medycyny. "Leki przynoszą nam zwykli ludzie. Potrzeba leków na gardło, przeciwbólowych i uspokajających. Takich bez recepty" - mówi koordynator z ramienia fundacji Alex. Apeluje, żeby przynosić mniej słodyczy dla dzieci, a więcej konkretnego jedzenia. "Potrzebne też są elektrolity" - dodaje Ksawery.
W kolejnym punkcie wolontariusze pomagają znaleźć transport lub nocleg. Z jednej strony długiej lady młode dziewczyny przyjmują zgłoszenia od osób oferujących pomoc, w drugiej części zgłaszają się uchodźcy, którzy tej pomocy potrzebują. "Nasza praca polega na parowaniu ich" - mówi jedna z dziewczyn po środku lady. "Dużo osób chce zostać tu na dworcu. Tłumaczymy, że możemy zorganizować nocleg nawet na jedną noc. Zapewniamy też transport. Głównie do Areny Ursynów i na Torwar" - wyjaśnia.
We wtorek duży problem to niedostępność toalet. Około godziny 18 reporterka PAP sprawdziła trzy. Działała tylko jedna, druga była zamknięta opuszczoną żaluzją, na której wisiała kartka z napisem "Awaria", a wejście do trzeciej zamknięte było blokadą podobną do rowerowej. Na klucz.
W kącie hali jest punkt informacyjny zorganizowany przez urząd wojewódzki. Widoczna jest informacja o wyjazdach na trasie Warszawa - Niemcy. Autobusy odjeżdżają w godzinach 9-21, co dwie godziny. W kolejce stoi kilkadziesiąt osób z dziećmi, pakunkami i zwierzętami domowymi. Jeden z informatorów roznosi wśród nich soczki.
Jak ocenił na poniedziałkowej konferencji wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł, fala jest tak duża, że "nie wystarczy miejsc bardziej komfortowych". "Dlatego przygotowaliśmy, jedną pod Warszawą w Nadarzynie, a drugą na warszawskim Żeraniu, ogromne hale targowe wyposażone w łóżka, pościel, koce, ale także punkty żywieniowe, punkty zabaw dla dzieci, opiekę psychologiczną - wszystko to, co jest potrzebne ludziom w takiej niezwykle trudnej sytuacji" - zapewnił.
"Organizujemy również różnego rodzaju środki transportu. Sprzed Dworca Centralnego i innych dworców odjechało już mnóstwo autobusów zarówno do wszystkich możliwych destynacji w samej Polsce, jak i za granice. Nie jest tajemnicą, że sprzed Dworca Centralnego odjeżdżają busy do Berlina czy dalej" - dodał Radziwiłł.(PAP)
Autorka: Marta Stańczyk
kgr/