Publicysta "prześwietla" Adama Michnika. "To przywiodło go do upadku"

2022-04-06 11:00 aktualizacja: 2022-04-08, 23:16
24 października 2003 r. Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik podczas zeznań przed sejmową komisją śledczą badającą sprawę Rywina. Fot. PAP/Tomasz Gzell
24 października 2003 r. Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik podczas zeznań przed sejmową komisją śledczą badającą sprawę Rywina. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Robert Krasowski, historyk filozofii, publicysta i wydawca najnowszą książkę poświęcił Adamowi Michnikowi i jego roli w polskiej polityce. „Ta książka nie ujawnia nowych faktów na temat Adama Michnika, ale interpretuje fakty, które są już znane. Celem jest zrozumienie jego politycznych zachowań oraz opis ich wpływu na główny nurt wydarzeń. Nie jest to zatem ani biografia, ani biografia polityczna, ani biografia polityczna, ale fragment historii politycznej. Michnik opisany został z perspektywy jego własnych przyjaciół, z perspektywy środowisk centrowych i lewicowych" – wyjaśnia autor „Po południu” i serii książek o współczesnej polityce. Jak dodaje, „to obraz cząstkowy, skupiony wyłącznie na twardej polityce. Na tym wszystkim, co Michnik robił na planszy, na której prowadzili rozgrywkę wielcy gracze epoki”.

W publikacji, która właśnie trafiła do księgarń aferę Rywina, czyli jeden z największych skandali korupcyjnych III Rzeczypospolitej, który wybuchł na tle propozycji korupcyjnej złożonej przez producenta filmowego Lwa Rywina Michnikowi 22 lipca 2002 r. Robert Krasowski określa jako kluczowe wydarzenie w życiu redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" a jego zachowanie przed komisją śledczą powołaną do zbadania ujawnionych w mediach zarzutów - w ocenie publicysty - przywiodło Michnika do upadku. "Nie dlatego, że zrobił coś innego niż zwykle, tylko dlatego że inni po raz pierwszy zobaczyli Michnika takiego, jaki był, gdy wchodził za polityczne kulisy" - czytamy. "W negocjacjach z Millerem był brutalnym oligarchą wymuszającym na władzy swoje interesy, ale przed komisją pokazał twarz, jakiej nawet oligarchowie nie pokazują, zamiast grzecznie kłamać, drwił. Prawdopodobnie zabrnął w kłamstwach za daleko, a nie chciał posypywać głowy popiołem, był na to zbyt dumny, czuł się moralnym autorytetem, więc nie miał zamiaru uczestniczyć w spektaklu, w którym musi publicznie przyznać się do winy" - stwierdza autor "O Michniku".

Ta strategia, zdaniem Krasowskiego, okazała się fatalna. "Opinia publiczna nie była w stanie śledzić meandrów śledztwa, reagowała na proste bodźce, na zachowanie świadków, a Michnik w tamtych miesiącach robił fatalne wrażenie. Obrażał komisję, szydził z prokuratorskich pytań, rugał dziennikarzy. I dlatego przegrał przed trybunałem opinii publicznej, w jej oczach okazał się człowiekiem, który nie walczy ze złem polityki, ale w nim uczestniczy" - stwierdza publicysta.

Krasowski stawia tezę, że nad Michnikiem władzę przejęła mania wielkości, chęć bycia sumieniem polskiej polityki, iluzja posiadania osobistej misji od Boga, poczucie swojego historycznego znaczenia. "Nawet gdy miał rację, szedł o kilka kroków za daleko, a gdy jej nie miał, szedł jeszcze dalej. Ta mania wielkości stała się również przyczyną jego upadku, zawieszony między ziemią polityki a niebem własnych wyobrażeń sam już nie wiedział, co robi. Aż w końcu obudził się w roli bezwzględnego lobbysty, zacierającego ślady działań własnych, ale też działań ludzi, których miejsce było na ławie oskarżonych. Ta rola nie była jego wyborem, ale nie była też przypadkiem, od dwóch dekad mechanika jego zachowań nie była normalna, co kiedyś musiało wyjść na jaw. I wyszło w momencie najbardziej dla Michnika okrutnym" - podsumowuje.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Czerwone i Czarne publikujemy fragment książki "O Michniku" opisujący rolę Adama Michnika w aferze Rywina.

"Jeszcze przed wyborami ekipa Millera zaczęła pracować na nową ustawą medialną. Zapisano w niej sporo restrykcji wobec prywatnych mediów, ale naprawdę ważny był jeden zapis, zabraniający nadmiernej koncentracji mediów. Zapis wyraźnie skrojony pod Agorę, uniemożliwiający jej zakup Polsatu. Koncern poszedł na wojnę, po Polsce rozbiegli się lobbyści, członkowie zarządu ruszyli budować sojusze z innymi mediami, a szef 'Gazety' poszedł do politycznych gabinetów, do prezydenta, do premiera, do ministrów.

Miller wobec Michnika przyjął taktykę: 'O niczym nie wiem, rozmawiaj z autorami ustawy'. Ale te rozmowy nic nie dawały, więc Michnik dalej napierał, dzwonił do premiera, odwiedzał go, naciskał. Miller pochylał się z troską, obiecywał kompromis i znowu odsyłał do swoich ludzi, a ci nawet nie ukrywali wrogości wobec Agory. Premier brał odwet za długie lata, kiedy 'Gazeta' go biła, a Michnik bezradnie rozkładał ręce, mówiąc, że nie ma wpływu na swoją redakcję. Teraz Miller robił to samo, obiecywał jedno, Aleksandra Jakubowska robiła drugie. Po pół roku widać już było, że Miller się nie ugnie, Michnik przegrywał, gdy nagle pojawiła się szansa na przełom. Prezes Agory Wanda Rapaczyńska poprosiła o pomoc Lwa Rywina, znanego producenta, z którym od lat robiła biznesy, chwalił się, że ma świetne kontakty z premierem, że może wszystko załatwić. Rapaczyńska spisała mu żądania Agory, ten wziął kartki i po tygodniu wrócił rozradowany. Oświadczył, że jest w stanie sprawę załatwić, ale pod warunkiem że 1) to on zostanie prezesem Polsatu, 2) 'Gazeta' załagodzi krytykę wobec rządu, 3) Agora zapłaci 17,5 milionów dolarów łapówki.

Kto stał za pomysłem łapówki, do dziś nie wiadomo. Wiemy jedno, Michnik i Agora przez kluczowy tydzień afery utwierdzali wysłanników Rywina w poczuciu, że są gotowi przyjąć wszystkie warunki. W tych dniach Rywin przedstawił ofertę trzem osobom: prezes Agory, wiceprezesowi oraz Michnikowi, ani razu nie usłyszał 'nie'. A ponieważ nie było odmowy, kilka godzin po tym, gdy Rywin zaproponował Rapaczyńskiej łapówkę, Jakubowska przysłała projekt korzystny dla Agory, pozwalający jej kupić Polsat. Agora natychmiast ruszyła do rozmów, przez następny tydzień, dzień po dniu Michnik i szefowie Agory negocjowali zapis, nadal nie odrzucając oferty łapówki. Po wielu miesiącach przed sejmową komisją śledczą będą tłumaczyć, że byli 'idiotami', że nie powiązali obu wydarzeń – faktu, że po raz pierwszy rząd położył na stół korzystną ofertę, oraz faktu, że miało to miejsce w dniu, w którym Rywin złożył swoją propozycję, nie słysząc 'nie' w odpowiedzi. Ale było inaczej, nie byli idiotami. Do drzwi Agory zapukał przestępca z ofertą załatwienia za łapówkę czegoś, co już się wydawało przegrane. Więc zrodził się pomysł, aby powiedzieć przestępcy: przygotuj korzystny projekt ustawy. I w ostatniej chwili zamiast płacić łapówkę zaszantażować premiera ujawnieniem sprawy. Powiedzieć mu: Patrz, dla łapówki twoi ludzie napisali korzystny dla nas projekt. I jeśli tego projektu nie zaakceptujesz, my ujawnimy ofertę łapówki, co skompromituje ciebie.

W tej grze Michnik odegrał kluczową rolę, Agora jemu przekazała rozgrywkę, Michnik osobiście poprowadził całość negocjacji, zarząd pozostawał w drugiej linii, pisał i opiniował kolejne wersje ustawy, informował Michnika, czy kolejne zapisy są już korzystne dla Agory, czy jeszcze nie. Natomiast Michnik wziął na siebie najważniejsze sprawy, on zwodził drugą stronę oraz on przykładał premierowi pistolet do głowy, strasząc ujawnieniem sprawy. Równo przez tydzień Jakubowska i Agora wspólnie pisali projekt, każdego dnia obie strony po kilka razy dziennie wymieniały się kolejnymi wersjami. Jakubowska ciągle tasowała projekty, raz pokazywała wersję korzystną dla Agory, raz - nie mogąc się doczekać łapówki - niekorzystną. A wtedy do gry wkraczał Michnik, uderzając coraz mocniej. Najpierw poszedł do premiera i dał mu notatkę Rapaczyńskiej z opisem oferty, jaką dostała od Rywina. Miller się nie ugiął, powiedział, że to bzdury. Wtedy Michnik ujawnił sprawę kilku politykom Sojuszu, aby do Millera dotarło, że jest gotów sprawę publicznie ujawnić. Informacja natychmiast dotarła do Millera, ale znowu się nie poddał. Wtedy Michnik zaprosił Rywina do siebie i nagrał jego ofertę.

Tamten ostatni moment, jak potem odkryła komisja śledcza, miał niezwykłą dramaturgię. Nazajutrz rząd miał przyjąć projekt ustawy medialnej, to już była ostatnia prosta, obie strony postanowiły przypuścić rozstrzygający atak. O tej samej godzinie Miller i Michnik zastawili na siebie pułapkę. Michnik zaprosił do siebie Rywina i nagrał ofertę łapówki. I dokładnie w tym samym czasie, kiedy Michnik nagrywał Rywina, sekretarka Millera zadzwoniła do sekretarki Michnika z zaproszeniem na wieczór, na konfrontację z Rywinem. Wieczorem spotykało się dwóch brutalnych graczy, każdy trzymał w rękawie swojego asa. Miller mówiący: ja jestem czysty, patrz, sam Rywin mówi, że nie ja go wysłałem. I Michnik mówiący: mam coś więcej, mam taśmę, na której Rywin składa ofertę w twoim imieniu. Obaj spotykali się w niezwykłym momencie, w ostatnim akcie dramatu, na kwadrans przed ostatnią rundą rozmów Agory z Jakubowską, która miała się toczyć w pokoju sąsiadującym z gabinetem premiera. Siła asów w rękawach miała zdecydować, kto wyjdzie zwycięzcą, czyj projekt przyjmie jutro rząd.

Michnik przyszedł do Millera, aby mu powiedzieć, że posiada mocniejsze karty, ma nagranie, ma twardy dowód łapówkowej oferty. Dla obu stron istota wydarzeń, czyli korupcyjna oferta, nie była problemem, dla obu liczyła się wyłącznie ustawa, ważne było to, kto kupi Polsat. Obie strony wiedziały, że gdyby Michnik walczył z korupcją, poszedłby do prokuratury, ale przyszedł do premiera, bo w pokoju obok siedziała Jakubowska i wiceprezes Agory. Przyszedł, aby zmusić premiera do zgody na kupno Polsatu. Ponieważ cios Michnika był stanowczo mocniejszy, Miller nie miał wyboru, ugiął się. Po wyjściu Rywina premier razem z Michnikiem przeszli do pokoju obok, do Jakubowskiej i Łuczywo. Jakubowska wręczyła Łuczywo kolejną wersję projektu, a Miller spytał: 'czy to jest to, o co wam chodzi, czy to jest to, co was zadowala?'. Chwilę potem to samo pytanie powtórzył Michnik: 'Helenko, czy to jest to, o co chodzi?'. Łuczywo potrzebowała czasu, aby tekst przeanalizować. Tak, to było to, o co chodzi.

Następnego dnia rząd przyjął ustawę. Ale dla obu stron jasne było, że Miller może projekt zmienić w parlamencie, aby temu zapobiec, Michnik zaczął szerzej historię ujawniać. Opowiedział o niej na kolegium w 'Gazecie', opowiedział Urbanowi, człowiekowi o najdłuższym języku w Warszawie, a potem, jak sam mówił, zaczął 'opowiadać na prawo i lewo' co najmniej 'dwustu, trzystu osobom'. Temat szybko trafił do warszawskich redakcji, a wtedy Michnik dzwonił i prosił, aby o sprawie nie pisały. Nie chodziło przecież o ujawnienie sprawy, gdyby chciał ją ujawnić, sam by to zrobił, chodziło o dalsze straszenie premiera ujawnieniem. Ale premier nie chciał się wystraszyć, dyktat Michnika stał się dla niego nieznośny, a upokorzenie niedawną porażką nie do przełknięcia. Szybko zrozumiał, że sprawy zaszły tak daleko, że w jakiejś formie Michnik będzie musiał sprawę ujawnić, i z tym faktem się pogodził. Uznał, że będzie jakiś skandal, ale warto zapłacić cenę i nie dać Michnikowi Polsatu. Premier przyjął kurs na czołowe zderzenie, przywracał w Sejmie kolejne punkty antyagorowego projektu. W grudniu ustawa wróciła do pierwotnego kształtu, kilka dni potem Michnik zdecydował się ujawnić nagranie rozmowy z Rywinem.

27 grudnia 'Gazeta' opublikowała sławny tekst 'Przychodzi Rywin do Michnika', będący triumfem Agory. Dopięła swego, ze względu na podejrzenie korupcji marszałek Sejmu natychmiast zawiesił pracę nad ustawą medialną, a jej projekt trafił do kosza. Zakaz kupna Polsatu został ponownie uchylony i na tym sprawa się miała zakończyć, ale ta żyła dalej. Michnik był zaskoczony, próbował temat wygasić. Kilka dni później na lotnisku powitali go dziennikarze, reporter TVN-u spytał go o aferę, usłyszał od Michnika: 'Spierdalaj'. Niewiele to dało, przez kolejne dni wszyscy pisali tylko o aferze Rywina. Michnik był coraz mocniej wystraszony, taśma była jedyną rzeczą, która przemawia na korzyść Agory, cała reszta ją kompromitowała. Zarzutów było mnóstwo: nielegalny lobbing, zakulisowe naciski na władzę, korupcyjna gra, szantażowanie premiera nagraniem, nielegalny tryb pracy nad ustawą, przetrzymywanie nagrania w sprawie przestępstwa przez pół roku. Michnik oraz Agora zdecydowali, że całą uwagę publiczną muszą skupić na Rywinie, na taśmie oraz na zasłudze jej ujawnienia, wszystko inne ma zostać przemilczane. Po kilku dniach ukrywania się przed dziennikarzami Michnik zorganizował konferencje prasową, przeprosił za 'spierdalaj', mówił tylko o Rywinie, o łapówce, o Czarzastym i Kwiatkowskim. I ciągle podkreślał: ujawniliśmy, nie baliśmy się ujawnić, pokazaliśmy prawdę.

Ruszyło śledztwo prokuratorskie, ruszyła sejmowa komisja śledcza, Michnik chętnie mówił o rozmowie z Rywinem, ale o niczym innym już nie. Sejmowa komisja zaczęła swoje śledztwo właśnie od przesłuchania Michnika, a on ciągle powtarzał, jak wszyscy w Agorze byli 'absolutnie wstrząśnięci', 'przerażeni', jak oferta łapówki Michnikowi 'odebrała mowę'. Ale chwilę potem mówił, że niczego więcej nie wie, niczego nie pamięta, nie przypominał sobie, co robił wcześniej, nie przypominał, co robił później, albo zasłaniał się tajemnicą dziennikarską. Choć komisja polowała na autorów łapówki, zeznania Michnika były tak dziwne, że od razu wzbudziły podejrzliwość. Wezwano kolejnych świadków, już kilka tygodni potem okazało się, że Michnik w zeznaniach zataił większość kluczowych wydarzeń z dni poprzedzających nagranie z Rywinem, jak też z dni następnych. Ukrył całą wiedzę o negocjacjach w sprawie ustawy medialnej, które on sam oraz Agora prowadzili z rządem. Podobnie postąpili prezes i wiceprezes Agory, a przecież była to sprawa kluczowa, negocjacje dotyczyły właśnie tej ustawy, za którą oferowano łapówkę, a stroną negocjacji byli ci, którzy łapówkę oferowali. W mediach pojawiły się ataki na Michnika, że ukrywa prawdę, oburzona 'Gazeta' odpowiadała, że to przecież Michnik prawdę ujawnił. I tak, i nie. Michnik ujawnił jeden fragment, ale zataił wszystkie pozostałe, również te, które były potrzebne do znalezienia winnych”.

Fot. Wydawnictwo Czerwone i Czarne

Książka Roberta Krasowskiego "O Michniku" ukazała się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne.

js/