Biuro premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona oświadczyło, że nie został on ukarany kolejnym mandatem poza tym, o którym poinformowano już w pierwszej połowie kwietnia. Wśród osób, które wówczas otrzymały grzywny, znaleźli się też jego żona Carrie i minister finansów Rishi Sunak.
Jak poinformowała policja, mandaty wystawiono w związku z ośmioma wydarzeniami spośród 12, które były objęte dochodzeniem, a 28 osób otrzymało więcej niż jeden mandat - od dwóch do pięciu. Nazwiska ukaranych nie zostaną upublicznione przez policję.
Policja przekazała też, że w ramach prowadzonego od stycznia śledztwa, które kosztowało 460 tys. funtów (ponad 2,5 mln zł), wysłała 204 kwestionariusze do uczestników wydarzeń, przeanalizowała 510 zdjęć, 345 dokumentów, w tym maili i zapisów w kalendarzach, a także nagrania z monitoringu oraz zeznania świadków.
Zakończenie policyjnego śledztwa otwiera drogę do publikacji pełnego raportu Sue Gray, urzędniczki służby cywilnej, która wcześniej prowadziła wewnętrzne dochodzenie w tej samej sprawie. Jak podają brytyjskie media, opublikowanie raportu może nastąpić nawet już w przyszłym tygodniu.
Ujawniane przez media od listopada zeszłego roku kolejne informacje o odbywających się na Downing Street nieformalnych spotkaniach towarzyskich w czasie obowiązywania restrykcji covidowych zachwiały pozycją Johnsona, bo jego ustąpienia domagali się nie tylko politycy opozycji, ale też część posłów z jego własnej Partii Konserwatywnej. Rosyjska napaść na Ukrainę i aktywna rola, jaką Wielka Brytania odgrywa w udzielaniu pomocy Kijowowi, na pewien czas odwróciły uwagę od sprawy przyjęć, ale po ukaraniu premiera mandatem wezwania do jego rezygnacji powróciły. Johnson przeprosił za to, że dochodziło do złamania przepisów, ale wiele razy zapewniał, że nie ma zamiaru zrezygnować i chce zajmować się sprawami, które są ważne dla wyborców.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
kgr/