Bliscy jeńców wojennych z Mariupola: wciąż nie mamy żadnych oficjalnych informacji, co się z nimi dzieje

2022-06-21 08:23 aktualizacja: 2022-06-21, 14:46
Żołnierze pułku Azow. Fot. PAP/EPA/ALESSANDRO GUERRA
Żołnierze pułku Azow. Fot. PAP/EPA/ALESSANDRO GUERRA
W rosyjskiej niewoli przebywa łącznie ponad 2,5 tysiąca obrońców Mariupola z Azowstalu. Ich bliscy nie wiedzą, co się z nimi dzieje. "Nie mamy żadnych oficjalnych informacji. Nieoficjalnie wiadomo, że warunki, w których przebywają są ciężkie – cele przepełnione, pomoc medyczna niepewna" - powiedziała dla PAP Daria Cykunowa, partnerka jednego z uwięzionych żołnierzy Pułku Azow, Ilji Samojłenki.

„Dla nas wszystkich najważniejsza jest teraz wymiana” – podkreśliła kobieta.

Obrońcy mariupolskiego Azowstalu, wśród których byli głównie żołnierze obrzydzanego przez rosyjską propagandę Pułku Azow Gwardii Narodowej i 36. Brygady Piechoty Morskiej, ale także żołnierze obrony terytorialnej, pogranicznicy i policjanci decyzją ukraińskiego dowództwa złożyli broń. Taka decyzja zapadłа, by „ratować życie żołnierzy”.

Ich ewakuacja – wyjście z terytorium kombinatu metalurgicznego Azowstal – odbywało się w dniach 16-20 maja. Od tamtej pory nie ma z nimi kontaktu, nie licząc pojedynczych sygnałów, które nieoficjalnie mieli otrzymać bliscy kilku wojskowych.

„Podczas obrony miasta tygodniami nic nie jedli, pili wodę produkcyjną. Teraz słyszę, że mogą mieć problemy z jedzeniem i z piciem. Nie wiemy, czy są leczeni. W Azowstalu było wielu ciężko rannych, w tym z amputowanymi kończynami, ranami odłamkowymi. Widzieliśmy na jakichś nagraniach, że niektórzy trafili do szpitala. Ale czy wszyscy? Czy otrzymują odpowiednią pomoc? A co z tymi, którzy mieli choroby chroniczne? Przecież w warunkach, gdy nie ma dostępu do leków zwykły refluks może przerodzić się w poważną chorobę” – powiedziała Daria Cykuwna.

Z kolei Kateryna Prokopenko, żona dowódcy pułku Azow Denysa Prokopenko, mówiła niedawno w wywiadzie dla Ukraińskiej Prawdy, że jej mąż zdołał zadzwonić do niej, „na 30 sekund”, jednak łączność była bardzo zła i nie udało jej się wiele zrozumieć. Oficjalnie możliwości kontaktu nie ma, chociaż, zgodnie z prawem międzynarodowym, powinna ona zostać zagwarantowana przez Rosję, państwo-okupanta.

Jak wskazała Daria oraz inni bliscy żołnierzy, Rosjanie i kontrolowani przez nich bojownicy nie przestrzegają nawet tak elementarnych zasad jak dopuszczenie do jeńców Czerwonego Krzyża czy umożliwienie im kontaktów z rodzinami.

Rodziny obrońców Azowstalu stworzyły stowarzyszenie, którego celem jest działanie na rzecz uwolnienia wojskowych i pomoc ich rodzinom (https://t.me/AzovstalFamilies).

Stowarzyszenie Rodzin Obrońców Azowstalu zabiega o to, żeby doprowadzić do sytuacji, gdy prawa jeńców będą przestrzegane, a także, by o bohaterach z Azowstalu nie zapomniano. Czerwony Krzyż, podkreślają, nie uzyskał bezpośredniego dostępu do miejsc przetrzymywania ukraińskich żołnierzy. Apelują do tej i innych organizacji, by wywarły presję na Rosję. Domagają się misji monitoringowej Czerwonego Krzyża.

Jak powiedziała Daria, nie ma nawet pewności, gdzie przebywa jej chłopak, Ilja.

„Mówią, że w Ołeniwce (na terytorium byłej kolonii karnej w kontrolowanej przez Rosję części obwodu donieckiego), ale ja tego nie wiem. Dopóki Ilja nie zadzwoni i sam mi tego nie powie, nie mogę mieć pewności nawet co do tego, gdzie jest” – mówiła Daria.

Głos Ilji Daria słyszała ostatni raz jeszcze przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji, 19 lutego. Podczas obrony Mariupola nigdy nie rozmawiał przez telefon, a tylko przesyłał wiadomości. Ostatnią – 20 maja, gdy wyszedł z Azowstalu z ostatnią grupą wojskowych.

„To było trudne od początku. On przecież nie wyjeżdżał na wojnę. W Mariupolu miał prowadzić szkolenie, był instruktorem. Ale 24 lutego zaczęła się pełnoskalowa inwazja” – wskazała Daria.

Ukraińcy nigdy nie mówią, że wojna zaczęła się 24 lutego, bo jak podkreślają ona zaczęła się już w 2014 r. Ilja, student historii, poszedł do wojska niedługo potem. W wyniku detonacji pocisku stracił oko i jedną rękę, ale nie porzucił armii.

„Nasza znajomość zaczęła się od tego, że zapytałam o tę protezę. Jak to działa? Zaczęliśmy rozmawiać, przyjaźniliśmy się. On jest takim człowiekiem, że jak zaczyna mówić, to cały świat się zatrzymuje. 11 lutego zaczęliśmy być razem” – opowiadała.

„Teraz nie wiem nawet, czy żyje. Sytuacja, w której nie ma żadnej informacji o ukochanym człowieku, jest straszna” – dodała.

„W tym momencie najważniejsze jest doprowadzenie do wymiany i ich powrotu. Widzimy, że spada zainteresowanie nie tylko obrońcami Azowstalu, ale wojną w ogóle. Musimy robić wszystko, co możemy” – mówiła Daria.

„Oni są bohaterami. Miesiącami odciągali rosyjskie wojska od innych odcinków frontów, trzymali na swoich barkach całą Ukrainę, a teraz są w niewoli. W przyszłości nasze dzieci będą się o nich uczyć na lekcjach historii, tak jak uczymy się dzisiaj o II wojnie światowej. Ale ich trzeba stamtąd wyciągnąć, bo to oni mają uczestniczyć w pisaniu tych podręczników” – przekonywała rozmówczyni PAP.

Na Ukrainie sprawą wymiany zajmuje się obecnie wywiad wojskowy. Władze przekonują, że sprawa jest „zbyt delikatna”, by ją komentować publicznie.

„W ten proces zaangażowany jest nie tylko nasz kraj, są instytucje międzynarodowe. Najważniejsze to nie zaszkodzić. I nie należy dużo mówić. Będziemy czekać, by te ustalenia, które są, zostały wypełnione i nasi chłopcy i dziewczęta, którzy są dzisiaj w niewoli, wrócili do domu” – mówił Ołeksij Daniłow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy (RBNiO).

Strona rosyjska oraz kontrolowani przez nią bojownicy z Donbasu mówią, że zamierzają obrońców Mariupola postawić przed „trybunałem”. Rosyjskie media rządowe, powołując się na anonimowe źródła, donoszą, że dowódcy Pułku Azow zostali przetransportowani do Moskwy w celu przeprowadzenia „działań śledczych” i przebywają w tamtejszym areszcie Lefortowo.

Rodziny obrońców Azowstalu opublikowały kolejny apel. Jest w nim m.in. wezwanie do Czerwonego Krzyża i organizacji międzynarodowych o działanie w sprawie ukraińskich wojskowych, a także do dziennikarzy.

„Ten temat nie może zniknąć z mediów, musi być na pierwszym miejscu” – podkreślają rodziny jeńców z Azowstalu. (PAP)

kgr/