Legendarna postać Myszki Miki została stworzona w 1928 roku. Jak zauważa portal „The Guardian”, w myśl amerykańskiego prawa autorskiego, już wkrótce studio Disneya może stracić prawa do tej oraz kilku innych postaci. Szczególnie bolesna byłaby strata Mikiego, który jest symbolem studia. Nie zmienia to faktu, że w 2024 roku postać ta trafi do domeny publicznej.
Sprawa nie jest tak jednoznaczna, jak mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka. Tłumaczy to specjalista od prawa autorskiego, Daniel Mayeda. „Będzie można użyć Myszki Miki w formie, w jakiej została pierwotnie stworzona do stworzenia swoich własnych opowieści o tej postaci. Jeśli zrobisz to jednak w formie, która jednoznacznie będzie kojarzyć się ludziom z Disneyem – a to bardzo prawdopodobne biorąc pod uwagę, że studio korzystało z niej przez tak długi czas – w teorii studio Disneya będzie mogło pozwać cię o naruszenie swoich praw autorskich” – mówi.
Po pierwszych pokazach testowych w maju 1928 roku, Miki po raz pierwszy pojawił się w klasycznym już filmie animowanym „Parowiec Willie”, który był wówczas audiowizualną rewolucją. W kolejnych latach klasyczna postać przechodziła wiele mniejszych lub większych transformacji. Początkowo Miki bardziej przypominał szczura - miał długi, szpiczasty nos, czarne oczy i mniejsze ciało. I to właśnie ten wygląd Myszki Miki trafi do domeny publicznej. Późniejsze przedstawienia tej postaci dalej będą chronione prawem autorskim.
Czy Myszka Miki zostanie teraz bohaterem krwawego slashera, jak stało się to w przypadku Kubusia Puchatka i Prosiaczka w czekającym na premierę filmie „Winnie the Pooh: Blood and Honey” Rhysa Waterfielda? Granica między tym, co dozwolone, a zakazane jest bardzo cienka. Według Mayedy najważniejsze jest to, by nowe dzieła nie kojarzyły się jednoznacznie z wizerunkiem postaci stworzonej przez Disneya. Twórcy takich dzieł mogą czekać poważne kłopoty natury prawnej, jeśli będą się one widzowi jednoznacznie kojarzyć z produkcjami studia Disneya.
„Prawa autorskie są ograniczone czasowo. Znaki towarowe nie. Dlatego Disney zasadniczo może posiadać znak towarowy bezterminowo” – tłumaczy, podając jako przykład charakterystyczne powiedzonka czy stroje postaci. Dlatego Waterfield celowo zrezygnował w swoim filmie z ubierania Kubusia Puchatka w czerwoną koszulkę. Przy czym w tym przypadku sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo do domeny publicznej przeszedł książkowy „Kubuś Puchatek”, a nie dzieła audiowizualne stworzone później na podstawie tej książki przez studio Disneya. (PAP Life)
kgr/