PAP w Eugene. Tam na sport idą miliardy. On rozwija "królową sportu" w Arabii Saudyjskiej

2022-07-22 11:31 aktualizacja: 2022-07-22, 21:04
Piotr Haczek. Fot. PAP
Piotr Haczek. Fot. PAP
"W Arabii Saudyjskiej jest wiele młodych talentów lekkoatletycznych" — powiedział PAP Piotr Haczek, mistrz świata z 1999 roku w sztafecie 4×400 m. Dziś pracuje dla dość egzotycznego dla polskiego kibica państwa, ale z wiarą, że cierpliwością i profesjonalizmem można dojść do sukcesów.

Mistrz świata w sztafecie 4 × 400 m z 1999 w latach 2009-2012 był dyrektorem sportowym w PZLA. Od 2015 do 2018 roku pełnił taką funkcję w duńskiej federacji lekkoatletycznej. Teraz odpowiada za rozwój "królowej sportu" w Arabii Saudyjskiej.

"Podjąłem z nimi współpracę cztery miesiące temu. Powstał nowy projekt tzw. olimpijskie centrum treningowe. Aplikowałem na pracę, którą polecili mi pracujący tam koledzy z Kanady, Wielkiej Brytanii i Australii. Tworzymy nowy team, który współpracuje z różnymi dyscyplinami sportu. Ja zostałem oddelegowany do federacji lekkiej atletyki, aby pomóc im zbudować struktury, zatrudnić odpowiednich trenerów, odbudować się po słabszych latach" - powiedział Haczek w rozmowie z PAP w Eugene.

Haczek przyznał, że nie jest to praca zupełnie od zera. Kadra Arabii Saudyjskiej w tym roku skupia się na Igrzyskach Islamskich, bo na mistrzostwa świata trudniej się dostać. W Eugene mogło wystąpić pięciu zawodników, ale trzech skupiło się na innych celach. Do USA przyjechała dwójka. Były czterystumetrowiec wskazał, że w tym państwie jest wiele talentów, które po prostu należy oddać w dobre ręce.

"Trzeba też przypilnować przygotowań. W tym kraju żyje prawie tyle samo osób co w Polsce. Oczywiście sport kobiet otwiera się dopiero od dwóch lat i w tym przypadku będzie to budowa od zera, od podstaw. Męski sport jednak cały czas istnieje. Mieliśmy tutaj zawodniczkę, która została zakwalifikowana jako kobieta bez limitu. Mamy też tyczkarza, który nawet kilka razy występował na mityngach w Polsce" - opowiadał Haczek.

Mistrz świata z 1999 roku przyznał, że każdy myśli słysząc o Arabii Saudyjskiej o miliardach. "Są tam duże środki na sport, ale celowane w określone projekty, aby były dobrze wydawane" - wyjaśnił.

"Jeżeli patrzymy historycznie, to pierwszy srebrny medal zdobyli na dystansie 400 m ppł. Sprinty męskie — na tym będziemy się skupiać. Zobaczymy, co czas przyniesie, bo wśród dzieciaków talentów jest mnóstwo. Trzeba tylko oddać tych zawodników w dobre ręce i spokojnie czekać. Coś z tego będzie. Plan jest długoterminowy. Arabia Saudyjska ma Igrzyska Azjatyckie w 2034 roku. Ten projekt się zaczął, aby na tamtą imprezę być gotowym. Po drodze jest wiele imprez — są igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata, ale jednym z głównych celów jest pokazanie się w Rijadzie na własnej ziemi" - powiedział Haczek.

Pytany o największe niespodzianki mistrzostw świata w Eugene m.in. o porażkę genialnego płotkarza z Norwegii Karstena Warholma, przyznał, że dobre oko widziało braki w przygotowaniu tego zawodnika.

"Jeśli ktoś się zna to widać, że jeżeli zawodnik nie jest w formie, to nie uzyska takich wyników, które osiągał w zeszłym sezonie. Poza tym Brazylijczyk Alison Santos był bardzo mocny, co było widać. Dla mnie nie jest to wielkie zaskoczenie. Oczywiście każdy liczył, że może się gdzieś zaczaił, odbudował po problemach zdrowotnych, ale to nie jest tak łatwo, jak się człowiek dobrze nie obiega" - mówił.

Dla Haczka tak samo istotne są wszystkie sukcesy i dobre miejsca Polaków w USA. Docenił sukces Anny Kiełbasińskiej i jej awans do finału biegu na 400 m.

"Pokazała, że ta grupa 400 m potrafi zdobywać to miejsce w finale, bo to nie tylko Ania, ale wcześniej także inne dziewczyny. Natalii Kaczmarek półfinał nie wyszedł. Taki jest sport. Zobaczymy, jak będzie w finale, bo Ania ma ciężki pierwszy tor, ale już jest finalistką" - wskazał.

W grupie męskiej na 400 m zdaniem Haczka dojdzie niedługo do zmiany pokoleniowej. Jego zdaniem w Tokio rok temu polscy zawodnicy byli w formie i wykorzystali dzień. Dzięki temu zostali mistrzami olimpijskimi w mikście.

"Co tu pokaże męska sztafeta? Nie ma indywidualnego błysku w tym roku. Niedługo przyjdzie zmiana pokoleniowa. Trzeba szukać młodszych chłopaków, spokojnie z nimi pracować. (...) Amerykanie zdobywają tu dużo medali, ale zobaczmy, że wśród kobiet na 100 i 200 metrów nie istnieją. Męski sprint się odbudował w USA, a obecnie nie istnieje męski sprint w Jamajce. Natomiast fantastyczny jest u kobiet. Są wzloty i upadki w każdej konkurencji i w każdym kraju. Taki jest sport i trzeba to przyjąć. Nikt nie będzie nieustannie na fali wznoszącej" - ocenił.

Dotychczasowy start reprezentacji Polski w Eugene ocenił jako zadowalający. Podkreślił super start Adrianny Sułek w siedmioboju i Damiana Czykiera na 110 m ppł.

Krytykował natomiast zamieszanie, do którego doszło w mikście 4x400 m.

"Błędem było od początku to, że nie zostało to rozwiązane wewnątrz reprezentacji. To kardynalny błąd osób, które za to odpowiadają. Zawodnicy zawsze w sytuacjach stresowych będą mówili o jedno słowo za dużo, aby rozładować napięcie. Tu zabrakło czujności u kogoś innego, nie u zawodników. Do tego kardynalny błąd kogoś, kto powinien przekazać informacje, które były znane. Ja się tym nie interesuję, bo nie mam sztafety, ale znałem ten przepis od dwóch tygodni. Światowa federacja uczulała, że nie można będzie dokonywać więcej niż jednej zmiany" - powiedział Haczek.

Nie uważa natomiast, że trzeba coś "zbierać" przed sztafetą 4x400 m pań. "One się nie rozsypały, są w tej samej formie, w jakiej były. Muszą zapomnieć. Głowa musi być czysta do biegania. Pełna koncentracja, wychodzimy i robimy swoje. A co to da? Zobaczymy za dwa dni w eliminacjach, a potem w finale" - podsumował mistrz świata z 1999 roku. (PAP)

Z Eugene Tomasz Więcławski

kgr/