PAP w Eugene. Trener Matusiński: nie zmieniłbym nic w układzie miksta i sztafety żeńskiej

2022-07-25 11:51 aktualizacja: 2022-07-25, 13:00
Martyna Kotwiła (L) i Magdalena Stefanowicz (P) w kwalifikacyjnym biegu sztafetowym 4x100 m, Fot. PAP/Adam Warżawa
Martyna Kotwiła (L) i Magdalena Stefanowicz (P) w kwalifikacyjnym biegu sztafetowym 4x100 m, Fot. PAP/Adam Warżawa
"Nie zmieniłbym nic w układzie miksta i sztafety żeńskiej" - powiedział PAP o występie sztafety 4x400 m pań i miksta 4x400 m w mistrzostwach świata w Eugene trener Aleksander Matusiński. Szkoleniowiec nie ma sobie nic do zarzucenia w zakresie zarządzania zespołem w ostatnich tygodniach.

Polki nie awansowały do finału sztafety 4x400 m w lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Eugene. Ekipa złożyła protest po biegu w związku z nadepnięciem przez Kanadyjkę na stopę Małgorzaty Hołub-Kowalik. Dwie instancje sędziów odrzuciły go jednak i biało-czerwone nie powalczą w ostatnim dniu mistrzostw o medale. Wcześniej krążka nie zdobył także polski mikst 4x400 m, który rok temu w Tokio zdobył olimpijskie złoto.

Sztafeta kobiet jechała do Eugene z najlepszymi wynikami indywidualnymi w historii.

"Oczywiście, nie jestem zadowolony z tego, że sztafeta nie awansowała do finału. Wyniki z tegorocznych tabel, jak i z poprzednich imprez pokazywały, że mieliśmy tutaj walczyć o najwyższe cele. Same suche wyniki nie oddają jednak tego, co działo się w ostatnim czasie w naszej ekipie. Nawet jednak przy tych trudnych okolicznościach ta ekipa powinna być finale — przy takim ułożeniu sztafety we wczorajszych eliminacjach" - powiedział PAP Matusiński.

Srebrne medalistki olimpijskie z Tokio zajęły dopiero piąte miejsce w drugim biegu eliminacyjnym. Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan, Kinga Gacka i Małgorzata Hołub-Kowalik osiągnęły czas 3.29,34. Natalia Kaczmarek i Anna Kiełbasińska nie wystartowały w tym biegu, żeby oszczędzać siły na start w finale.

Zdaniem Matusińskiego Polki ewidentnie zostały skrzywdzone decyzją sędziów, bo Kanadyjka sfaulowała Hołub-Kowalik. W jej stopie zrobiły się dwie duże rany, a w całym bucie pływała krew.

"Do wejścia do finału zabrakło nam 0,2 sekundy. Ta sytuacja też miała wpływ na brak awansu. Robiłem kalkulację przed eliminacjami i wynikało z nich, że dziewczyny spokojnie awansują do finału z drugiego lub trzeciego miejsca. Niestety pobiegły troszeczkę słabiej niż zakładałem. W Seattle na obozie aklimatyzacyjnym był sprawdzian i nic nie wskazywało na to, że będzie taka obniżka formy. Poziom eliminacji nie był za wysoki. Coś musiało być w powietrzu, bo międzyczasy były słabsze — tak u nas, jak i u innych sztafet" - powiedział.

Pytany o awanturę, która wstrząsnęła polską reprezentacją na początku mistrzostw i sprawę absencji w biegu miksta Anny Kiełbasińskiej, Matusiński odparł, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Zawodniczka wskazywała w swoim oświadczeniu, że miała obiecany start tylko w biegu finałowym, a to sztab nie zapoznał się na czas z nowymi przepisami, umożliwiającymi tylko jedną zmianę w składzie przed finałem.

"Ogólnie rzecz biorąc, nic bym nie zmieniał w układzie miksta oraz sztafety żeńskiej. Ania Kiełbasińska i Natalia Kaczmarek były w najlepszej dyspozycji indywidualnie. Miały jednak swoje problemy. Natalia po biegu eliminacyjnym przez trzy dni przechodziła zatrucie pokarmowe i była bardzo osłabiona. Uznaliśmy wspólnie, że jeżeli mamy walczyć o medal, a tylko takie cele nas interesują, to musimy w finale wystawić najbardziej świeżą, wypoczętą sztafetę. Zakładaliśmy, że zawodniczki biegnące w eliminacjach, gdyby nie kolizja, awansowałyby do finału i nie byłoby tematu. Kiełbasińska była po biegach indywidualnych potwornie zmęczona. Mamy też w głowie, że za trzy tygodnie są ME. To nie są roboty. Te dziewczyny swoje przeszły, mają swoje urazy, problemy" - mówił Matusiński.

Przyznał, że 20 czerwca ściągał Team Manual, czyli jedyny dokument, z którego można byłoby dowiedzieć się o zmianach w rozgrywaniu miksta. Wówczas adnotacji o korekcie w przepisach nie było. "Informacja podobno poszła później gdzieś do federacji. Ja tego jednak nawet oficjalnie nie wiem, nie mam takich informacji. Nie wiem, czy ktoś na etapie związku zawinił i nie przesłał nam dalej" - podkreślił.

Nie wiedział, skąd o tym przepisie wcześniej wiedziała Kiełbasińska. Kazał pytać zawodniczkę o tę sprawę. W jego ocenie jej niezgoda na bieganie zarówno w eliminacjach, jak i w finale, była odmówieniem startu w reprezentacji. Przyznał jednak, że w pewien sposób to rozumie, ale nie rozumie komunikacji z tym związanej. Dodał, że nie zamierza w żaden sposób karać za to zawodniczki, bo nie jest od tego. Jeżeli jej forma sportowa będzie pozwalała na starty w sztafecie 4x400 m, to ma ona — jak powiedział Matusiński — otwartą drogę do składu.

"Dziewczyny są profesjonalistkami i wiedzą, że w sporcie bywa różnie, bo są upadki i wzloty. My byliśmy cały czas na fali wznoszącej, nie mieliśmy porażek i potknięć po drodze. Wyciągaliśmy nawet więcej, niż teoretycznie mogliśmy. Na pewno dziewczyny zmobilizują się jeszcze mocniej i będą mocno pracowały przez najbliższe trzy tygodnie do ME" - ocenił.

Zdaniem Matusińskiego inne dziewczyny ze sztafety być może "nie pojadą z Anią (Kiełbasińską - PAP) na wakacje", ale nie wyobraża on sobie sytuacji, w której odmówią z nią biegania w jednym zespole.

Mikst — po zmianie przepisów — Matusiński uznał za zupełnie nową konkurencję. W kolejnych mistrzostwach zawodnicy — szczególnie ci mający wysokie miejsca w rankingu indywidualnym — mogą dostać większą swobodę w zakresie decyzji o starcie w tej konkurencji. (PAP)

Z Eugene Tomasz Więcławski

kw/