"Słowa Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi powinniśmy traktować jako przestrogę"

2022-08-12 07:19 aktualizacja: 2022-08-12, 11:47
Prezydent Lech Kaczyński podczas wiecu w Tbilisi w 2008 r., Fot. PAP/Radek Pietruszka
Prezydent Lech Kaczyński podczas wiecu w Tbilisi w 2008 r., Fot. PAP/Radek Pietruszka
Słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi powinniśmy traktować jako przestrogę i słuchać tego głosu - mówiła szefowa kancelarii prezydenta Grażyna Ignaczak-Bandych w 14. rocznicę wystąpienia. Zaznaczyła, że prezydent Andrzej Duda kontynuuje misję polityki zagranicznej prezydenta Kaczyńskiego.

12 sierpnia 2008 r. prezydent Lech Kaczyński wraz z przywódcami Ukrainy i państw bałtyckich udał się do Tbilisi. Celem wizyty było zamanifestowanie międzynarodowego poparcia dla Gruzji, która została najechana przez Rosję. Tego dnia, na wiecu w Tbilisi, prezydent Kaczyński wygłosił przemówienie, które przeszło do historii, a w którym apelował o reakcję świata wobec rosyjskiego imperializmu.

Szefowa kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy wskazywała w rozmowie z PAP, że celem tej wizyty było wyrażenie poparcia dla suwerenności, niezależności i integralności terytorialnej Gruzji i jej demokratycznie wybranego rządu i prezydenta. Jednocześnie wyrażony został mocny sprzeciw wobec wojskowej agresji Federacji Rosyjskiej.

"Zasługą Europy, przede wszystkim reprezentantów państw Europy Środkowo-Wschodniej, w tym głównie prezydenta RP, było wstrzymanie działań zbrojnych na terenie Gruzji. Jednocześnie w sposób oczywisty zdefiniowana została rola Polski w regionie" - dodała.

Zdaniem Ignaczak-Bandych aktualność przemówienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi jest bezdyskusyjna. Zwróciła przy tym uwagę, że niejednokrotnie wspominał o tym prezydent Andrzej Duda.

"Obecnie powinniśmy traktować to jako przestrogę i słuchać tego głosu – zwłaszcza na arenie międzynarodowej – zjednoczyć siły i środki tak, aby jak najskuteczniej wesprzeć walczącą Ukrainę. Jako Polska zrobiliśmy i robimy wiele, jednak potrzeba wsparcia również Unii Europejskiej i krajów w niej zrzeszonych" - oceniła prezydencka minister.

Jej zdaniem, prezydent Kaczyński wyznaczył kierunki polskiej polityki zagranicznej, zaś prezydent Duda kontynuuje misję polityki zagranicznej w Europie Środkowo-Wschodniej prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

"Czasy się zmieniły, a cele i idee przyświecające prezydenturze Lecha Kaczyńskiego nie straciły na znaczeniu. Dowodem tego jest Inicjatywa Trójmorza prezydenta Dudy i byłej prezydent Chorwacji z 2016 roku. Popisano wtedy wspólną deklarację dotyczącą ożywienia współpracy w obszarze Adriatyku–Bałtyku–Morza Czarnego" - przypominała Ignaczak-Bandych. Wskazała, że obszar obejmujący państwa należące do Inicjatywy Trójmorza stanowią prawie jedną trzecią całkowitej powierzchni Unii Europejskiej, co - jej zdaniem - świadczy o randze tego przedsięwzięcia.

"Jako kraj, jako naród, jako ludzie zawsze byliśmy i jesteśmy w czasie próby w stanie zmobilizować się do wsparcia, pomocy drugiemu człowiekowi w potrzebie, niezależnie od czasu i momentu, w jakim się znajdujemy. Wykazujemy się ogromnym solidaryzmem społecznym, otwartością – to nasze cechy wrodzone, z których jesteśmy dumni. Zarówno z Gruzinami, jak i Ukraińcami mamy wiele wspólnych cech: to odwaga, wytrwałość, bohaterstwo ale przede wszystkim miłość do ojczyzny – to właśnie determinuje nasze zrozumienie i otwartość wtedy dla Gruzji, teraz dla Ukrainy" - mówiła prezydencka minister, przypominając wizyty Andrzeja Dudy w Kijowie w trakcie agresji zbrojnej Rosji na Ukrainę. "Polska otworzyła swoje granice dla ukraińskich obywateli, nie zważając na skalę i koszty" - dodała.

W ocenie szefowej kancelarii prezydenta szereg decyzji i działań podjętych w Polsce w ostatnich latach w sferze bezpieczeństwa – nie tylko stricte militarnego, ale też np. energetycznego - świadczą o tym, że wyciągnięto wnioski, jeśli chodzi o relacje z Rosją.

"Podobnie, choć w różnym stopniu, w regionie – także dzięki funkcjonowaniu zainicjowanych przez prezydenta Dudę Dziewiątki Bukaresztańskiej i Inicjatywy Trójmorza. Istotną ewolucję można zaobserwować także w Unii Europejskiej i NATO, o czym świadczą kolejne decyzje, w tym podjęte na szczycie Sojuszu w Madrycie" - dodała.

W swoim przemówieniu w Tbilisi Lech Kaczyński mówił, że "dziś świat musiał zareagować, nawet jeżeli był tej reakcji niechętny". "I my jesteśmy tutaj po to, żeby ten świat reagował jeszcze mocniej. W szczególności Unia Europejska i NATO" - podkreślał. "Gdy zainicjowałem ten przyjazd niektórzy sądzili, że prezydenci będą się obawiać. Nikt się nie obawiał. Wszyscy przyjechali, bo Środkowa Europa ma odważnych przywódców. I chciałbym to powiedzieć nie tylko wam, chciałbym to powiedzieć również tym z naszej wspólnej Unii Europejskiej, że Europa Środkowa, Gruzja, że cały nasz region będzie się liczył, że jesteśmy podmiotem. I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę" - powiedział.

"Byliśmy głęboko przekonani, że przynależność do NATO i Unii zakończy okres rosyjskich apetytów. Okazało się, że nie, że to błąd. Ale potrafimy się temu przeciwstawić, jeżeli te wartości, o które miałaby się Europa opierać mają jakiekolwiek znacznie w praktyce. Jeżeli mają mieć znaczenie, to my musimy być tu, cała Europa powinna być tutaj. Tu są cztery państwa należące do NATO. Jest Ukraina, wielkie państwo. Jest pan prezydent Sarkozy, w tej chwili przewodniczący Rady Europejskiej, ale powinno tu być ich 27. Wierzymy, że Europa zrozumie i będzie, że zrozumie Wasze prawo do wolności i zrozumie też swoje interesy. Zrozumie, że bez Gruzji Rosja przywróci swoje imperium, a to nie jest w niczyim interesie. Dlatego jesteśmy tutaj" - mówił wówczas prezydent Kaczyński.

Wicemarszałek Gosiewska: to nie było proroctwo, to była analiza polityki neoimperialnej Rosji

Wicemarszałek Gosiewska w rozmowie z PAP podkreśla, że "wielu komentatorów w tej chwili odwołując się do słów prezydenta Kaczyńskiego mówi, że one były prorocze". "Pragnę podkreślić, że to nie było proroctwo, że to były słowa poparte bardzo dobrą analizą sytuacji międzynarodowej oraz tego, co dzieje się w ramach polityki neoimperialnej w Federacji Rosyjskiej" - dodała.

"Lech Kaczyński był człowiekiem, który - dzięki analitycznemu umysłowi i przewidywaniu - widział to, co będzie nie tylko jutro, pojutrze, ale w dalszej perspektywie i ostrzegał" - ocenia Gosiewska. "Wtedy wiele osób - po pierwsze - nie rozumiało tego, o czym mówi Lech Kaczyński, a po drugie - nie chciało przyjąć poważnie tego ostrzeżenia" - wskazała.

Wicemarszałek przypomniała, że "prezydent Lech Kaczyński na ten wyjazd musiał walczyć o samolot z rządem Donaldem Tuska". "Tamta ekipa z jakichś powodów nie chciała rozumieć, jak ważne rzeczy działy się wtedy na Kaukazie, jak zdecydowana reakcja jest istotna, czym grozi brak takiej reakcji. Lech Kaczyński doskonale to rozumiał i stąd błyskawiczna decyzja o tym, żeby tam lecieć" - powiedziała.

Przypomniała także, że "wcześniej Lech Kaczyński wypracował sobie tak dobre relacje z politykami w naszej części Europy, że krótka rozmowa wystarczyła, żeby ci politycy podjęli trudną i ryzykowną jednak decyzję i również towarzyszyli w tym niebezpiecznym wyjeździe".

"Chciałabym podkreślić też to, co w tym czasie robił przywódca Francji i wtedy Unii Europejskiej Nicholas Sarkozy" - mówiła Gosiewska. "Lech Kaczyński ryzykował lecąc do Tbilisi, by tam przeciwstawić się tej agresywnej polityce Federacji Rosyjskiej, a Sarkozy leciał do Moskwy, by negocjować z Rosją porozumienie ponad głowami Gruzinów i potem zmusić Gruzinów do przyjęcia takiego porozumienia. Porozumienia, które nigdy, w żadnym z punktów nie zostało przez Rosję dotrzymane" - podkreśliła.

autorzy: Aleksandra Rebelińska, Grzegorz Bruszewski

kw/