"Wyjeżdżając do Monachium wiedziałam, że jestem w bardzo dobrej formie i że mogę walczyć o coś więcej niż finał. Oczywiście było to bardzo stresujące, bo podświadomie nakładałam sobie presję, żeby powtórzyć sukces sprzed czterach lat, gdy awansowałam do finału ME w Berlinie. Starałam się myśleć o tym, żeby jak najlepiej wykonać założony cel, jak najlepiej pobiec, nie usztywnić się i wypoczywać między startami, bo to były trzy dni startów z rzędu. Nie wiem kiedy ostatnio były takie mistrzostwa, w których nie było dnia przerwy między między półfinałami a finałem. To było fajne wyzwanie. Czułam, że jestem gotowa na bieganie kilka dni z rzędu. Trenowaliśmy w taki sposób, żeby móc wytrzymać biegi turniejowe" - stwierdziła biegaczka.
Wielgosz w eliminacjach uzyskała czas 2.02,77, w półfinale 2.01,05, natomiast w finałowym biegu zeszła poniżej dwóch minut - 1.59,85.
"Każdy z tych biegów był bardzo specyficzny i stresujący. W eliminacjach i półfinałach walczymy o to, żeby dostać się do finału i nie odpaść przypadkowo przez jakieś błędy. Trzeba było być bardzo skupionym, żeby nie przegapić tej szansy. Natomiast finał był najtrudniejszym biegiem w moim życiu. Kosztował mnie bardzo dużo skupienia, który jest innym typem wysiłku. Podczas tego biegu nie słyszy się zupełnie nic, a dostrzega się jedynie szanse i zagrożenia. Taki bieg bardzo szybko mija. Trzeba była szybko reagować i zrobiłam wszystko co w mojej mocy, żeby nie przegapić walki i wbiec na metę na pozycji medalowej. Chodziło też o to, żeby nie dawać się zamykać, ale byłam ustawiona na pierwszym torze, więc nie było to proste. Chciałam unikać biegania po zewnętrznych torach, bo to skutkuje startą energii" - wyjaśniła.
Wielgosz zdobyła pierwszy medal w międzynarodowej imprezie i przyznała, że był to najlepszy bieg w jej karierze.
"Nie pamiętam innego swojego biegu, w którym walczyłabym o miejsce na podium w tak dużej grupie. Trzeba było kogoś wyprzedzać, cały czas byłyśmy blisko siebie. Bieg się w ogóle nie rozciągnął. Miałam nadzieję na to, że będzie on nawet trochę szybszy i pozwoli na rozciągnięcie stawki, a stało się zupełnie inaczej. To było zaskakujące. Udowodniłam sobie, że potrafię odnaleźć się w takiej sytuacji" - oznajmiła.
Jesienią zeszłego roku Wielgosz zmieniła szkoleniowca
Zakończyła wieloletnią współpracę z Piotrem Kowalem i zaczęła trenować z Jackiem Kostrzewą.
"Wykonywałam plan, który określił mój trener. Potrzebowałam zmiany szkoleniowca. Wcześniejsza współpraca była bardzo dobra. Z trenerem Kowalem przez lata wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Jestem mu za to wdzięczna, bo on wprawadził mnie na arenę międzynarodową. Po kontuzji chciałam spróbować biegania w innej szkole, bo te dwa typy treningu trochę się różniły. Bieganie wytrzymałości jest dla mnie pozytywnym bodźcem. U trenera Kostrzewy trzeba jeździć w wysokie góry i spędzać w nich dużo czasu, bo jeden obóz nie wystarczy. Przynajmnie trzy razy trzeba tam pojechać i wtedy widać efekty. Trener dostosowywał treningi do mojego samopoczucia i możliwości. Dlatego udało się przygotowac bardzo dobrą formę" - wyznała.
Wielgosz we wrześniu zeszłego roku doznała kontuzji, a w listopadzie przeszła operację łąkotki.
"Gdy byłam na roztrenowaniu miałam drobny wypadek w górach. Pod koniec września schodząc ze szlaku noga zrotowała mi się na kamieniu, co skutkowało delikatnym ukłuciem, a później bardzo dużym bólem i opuchlizną kolana. Okazało się, że mam uszkodzoną łąkotkę. Później bardzo długo trwała diagnoza. Przez to, że noszę aparat ortodontyczny miały miejsce kuriozalne sceny, bo odmówiono mi zrobienia rezonansu magnetycznego. Mijały tygodnie, kiedy nie trenowałam. To było bardzo duże opóźnienie. Później się rozchorowałam, więc operacja była dwa razy przekładana. Pod koniec listopada miałam operację u doktora Marka Krochmalskiego, który pracuje również w PZLA. Jestem mu bardzo wdzięczna. Lekarz wyciął ten kawałek, który blokował kolano i nie pozwalał mi ani biegać ani dużo chodzić" - opisała.
Wielgosz nie startowała w sezonie halowym i przez niemal dziewięć miesięcy nie uczestniczyła w zawodach
Jej przerwa w startach trwała od września do maja.
"Powrót do treningu to był długi proces, bo przez kilka miesięcy byłam bezczynna. Myślałam nawet o końcu kariery i podeszłam do tego na luzie. Powiedziałam sobie, że spróbuję jeszcze raz. Byłam też zmęczona po nieudanym sezonie. Pojechałam do Tokio na moje pierwsze igrzyska olimpijskie, ale tam jednak nie pokazałam się z dobrej strony, a później było totalne przeciażenie. Myślę, że ta długa przerwa na kontuzję sprawiła, że totalnie wypoczęta wróciłam ze zdwojoną siłą. Wzmocniłam się na tyle, że mogłam wykonać ciężkie treningi u trenera Kostrzewy" - wyjawiła.
W tym sezonie Wielgosz wystąpi jeszcze co najmniej w czterech mityngach. Weźmie udział m.in. w Diamentowej Lidze w Lozannie.
"Mam zaplanowane co najmniej cztery starty. 26 sierpnia wystartuję w Lozannie, a później w Lucernie, Rovereto i w Bellinzonie zakończę swój sezon. Być może uda się wystartować jeszcze sprawdzianowo na 400 m, ale to w ramach treningu, żeby przetrzeć się szybkościowo przed końcówką sezonu i podtrzymać formę. Będzie to trudne zadanie, bo teraz po powrocie nie byłam wyspana. Nie mogłam zasnąć z emocji. Wszystkie przejazdy i spotkania sprawiają, że trzeba ten trening wplatać tak umiejętnie, żeby zdążyć wypocząć. Ale mam nadzieję, że będą to dobre starty, bo czuję się zmotywowana. Ten medal dał mi dużo motywacji do treningu i rozwoju, bo mam jeszcze duże rezerwy treningowe. Wiem, że jak przetrenuję pełną zimę w pełnym zdrowiu, to może być naprawdę dobrze i regularnie będę zbliżać się do łamania dwóch minut" - zapowiedziała Wielgosz. (PAP)
Autor: Maciej Gach
mar/