Prezes PiS: reprezentujemy prawdę nie w słowach, ale w czynach

2022-09-03 19:31 aktualizacja: 2022-09-04, 13:38
Reprezentujemy prawdę, nie w słowach, ale w czynach – podkreślił w sobotę w Nowym Sączu (woj. małopolskie) prezes PiS Jarosław Kaczyński. Wskazał na działania rządu w przeszłości, ale także na obecne działania w związku z inflacją i wzrostem cen paliw.

"Prawda pewną siłę ma. I my, szanowni państwo, tę prawdę reprezentujemy i to reprezentujemy nie w słowach, a w czynach" – powiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości podczas spotkania z mieszkańcami w Nowym Sączu.

Przypomniał, że spotkanie w Nowym Sączu jest 18. podczas obecnej tury jego spotkań z mieszkańcami.

"Bardzo dużo mówiłem o tym, co żeśmy zrobili, ile pieniędzy zdołaliśmy uratować przed gigantycznym złodziejstwem, które trwało w Polsce przez wiele lat i dzięki temu mogliśmy załatwić wiele spraw społecznych itd., itd., ale to jest sprawa – jak sądzę – znana i nie warto nieustannie powtarzać. Ważne jest to, co jest przede wszystkim przed nami" – wskazał.

"Wybory są przed nami. Będziemy decydować nie o tym, co było, bo to już się nie zmieni, ale o tym, co będzie. Warto więc wobec tego postawić pytanie: co władza robi w tej chwili, no bo czasy są rzeczywiście ciężkie, wojna, inflacja, covid, które były, no i jak wszyscy państwo pewnie wiecie ciągle jest, mniej groźny niż przedtem, ale jednak w dalszym ciągu zachorowań jest sporo. Przypomnę, że ta wielka awantura o wybory prezydenckie to się odbywała, jak wypadków covidu dziennie było kilkaset, a teraz jest kilka tysięcy. No i teraz nie ma żadnych alarmów, a wtedy uważano, że to jest przeszkoda, żeby przeprowadzić wybory, ale to już jest historia" – mówił Jarosław Kaczyński.

"Są kłopoty i jest pytanie: czy władza – jak oni twierdzą – nic nie robi, czy jednak robi? Otóż trzeba zacząć od ustalenia pewnej oczywistości: otóż władza ani w Polsce, ani w Stanach Zjednoczonych, ani nawet w Chinach, nie jest wszechmocna. Nawet w totalitarnych Chinach, olbrzymich z ogromnym, największym na świecie PKB, przynajmniej, jeśli liczyć siłą nabywczą tego PKB, też nie jest w stanie wpłynąć na różne procesy gospodarcze, które dzisiaj mają charakter globalny. Tylko być może porozumienie wszystkich rządów na świecie, a w każdym razie wszystkich rządów największych państw, najsilniejszych, mogłoby tutaj doprowadzić do jakiś zmian, ale nic takiego porozumienia nie zapowiada" – zauważył.

"Ale czy w tych ramach, w których można coś zrobić, my coś robimy?" – powiedział. "Przede wszystkim trzeba pamiętać, że władza w takim momencie jest przed decyzją następującą – mówię w tej chwili o inflacji – czy pójść na zduszenie inflacji szybkie i zdecydowane i doprowadzić do przynajmniej kilkunastoprocentowego bezrobocia, bardzo mocno uderzyć dzięki temu także w płace, bo jak jest bezrobocie to płace zaczynają spadać, bo wartość siły roboczej zaczyna być mniejsza, czy też oszczędzić społeczeństwu tego rodzaju wstrząsu" – mówił prezes PiS.

Wskazał, że "jeśli spojrzeć na pokolenie już dzisiaj w zaawansowanych latach, to tych wstrząsów gospodarczych, tych zmian lepiej gorzej, później znów trochę lepiej trochę gorzej, było już naprawdę bardzo dużo". Wspomniał lata 50., które określił, jako lata prawdziwej nędzy, czasy gomułkowskie, gdy było trochę lepiej, by znów być trochę gorzej.

"Na wsi nadal była nędza, tylko nie można było o tym mówić" – zaznaczył. "Później przychodzi Gierek, parę lat, ale tak naprawdę krótko: dwa, trzy lata, było rzeczywiście trochę lepiej. Później zachwianie, a po 1976 r. już tylko coraz gorzej i coraz gorzej. Później 80. rok, bardzo krótka chwila, coraz lepiej, tzw. wałęsówka (...), a później w dół – wielka podwyżka cen w 1982 r., po stanie wojennym gwałtowny zjazd" – wyliczał. "Później to się powolutku poprawiało, bardzo powoli, mimo że PKB od pewnego momentu zaczęło wzrastać, i to nawet były takie lata, że dosyć szybko. W 1989 r. na głowę mieszkańca to wciąż było mniej niż w 1978 r., ale jeżeli chodzi o ogólny dochód, bo ludność się zwiększyła, był duży wzrost naturalny, to osiągnęliśmy poprzedni poziom" – wyliczał.

Później – jak mówił – znów doszło do spadku. "Bezrobocie, nędza, ogromny spadek siły gospodarczej, możliwości zakupowych mieszkańców. No i później znowu w górę do drugiego Balcerowicza. Znów wstrząs, znów bezrobocie – dochodzi do prawie 20 proc. Później pewna poprawa, później znów wstrząs, znów spadek stopy życiowej oparty o 15 proc. bezrobocia" – mówił.

"Dopiero te ostatnie siedem lat to był okres mniej więcej równego wzrostu, mimo covidu, a ostatnio mimo wojny, bo my mamy ciągle wzrost PKB i wcale nie mamy spadku – żeby było jasne – siły nabywczej ludności. O tym rzadko się mówi, bo wiemy, że to ludzi denerwuje, bo jak rosną ceny, to wiadomo, że się ludzie denerwują, ale rosną też płace. I rosną dzisiaj nie wolniej niż rosną dzisiaj ceny" – wskazał.

Jak mówił, "można teraz wybrać ten wstrząs albo taką grę delikatną". "I myśmy wybrali tę drugą, właśnie dlatego, że wiemy jak wiele to społeczeństwo, także to młode pokolenie przeżyło. Nie można doprowadzić do kolejnego wstrząsu. Po prostu nie można" – podkreślił Jarosław Kaczyński.

"W związku z tym bank narodowy podnosi stopy. My zwracamy się do banków państwowych, a one mają taką siłę, że jak one to zrobią, muszą to zrobić też i inne, żeby one podnosiły stopy od lokat, żeby ludziom się bardziej opłacało lokować pieniądze albo nie brać pieniędzy z banków i kupować, i by w związku z tym na rynek nie szło tak dużo pieniędzy. W ten sposób próbujemy zapobiec inflacji. Jednocześnie jest ogromna ilość różnego rodzaju przedsięwzięć: jest tarcza antyinflacyjna i różne inne przedsięwzięcia, które zmierzają w dwóch kierunkach. Po pierwsze: aby nieco złagodzić skutki inflacji, a te inne przedsięwzięcia są związane przede wszystkim z jedną kwestią z ciepłem, z tym, by obronić Polaków przed fatalną zimą, żeby Polacy zostali ogrzani" – mówił.

Wskazał, że jeśli chodzi o koniec importu z Rosji, "to nie mieliśmy innego wyjścia". "Postawiło nas to przed wielkim problemem importu paliw. I ten problem, proszę państwa też jest rozwiązywany i to na dwóch poziomach. To znaczy zarówno jeśli chodzi o dostarczenie tych paliw – tutaj największym problemem jest logistyka, tzn. ich rozprowadzenie, bo można dziś kupić węgiel na świecie, tylko trzeba go przesortować. Żeby mieć kilka milionów tego dobrego węgla dla tych, którzy opalają węglem, trzeba mieć trzy razy więcej kupionego węgla, kilkanaście milionów ton" – zaznaczył prezes PiS.

"Idziemy w tym kierunku i chcę zapewnić państwa, że jeżeli tylko (...) przekonamy obywateli do racjonalnego postępowania, czyli jak się ma tonę węgla, to tę kolejną tonę się dokupi, bo to wiadomo, że ten węgiel będzie przychodził etapami, to nikomu nie będzie zimno" – powiedział.

"Jeżeli chodzi o inne paliwa: pellet, ropę, drzewo, jeszcze inne, to wszędzie są dopłaty. Jeżeli chodzi o ciepło dostarczane z tzw. ciepłowni zawodowych, czyli tych dużych, to tutaj też zostały określone warunki dopłat różnego rodzaju. Jeżeli chodzi o ceny gazu, to też jest ta oficjalna cena ustawiona przez URE na poziomie bardzo dalekim od ceny rynkowej (...). Wszystkie te mechanizmy, które były określone na pewien czas, zostały przedłużone. Wszystkie dopłaty, o których pewnie państwo słyszeli, zostały zapewnione. Wczoraj w Sejmie żeśmy uchwalili odpowiednie rozszerzenia. I to wszystko będzie kontynuowane" – poinformował. "Co więcej, będą też i nowe pomysły" zapowiedział.

Jak mówił, wicepremier, minister rolnictwa Henryk Kowalczyk i wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin pracują nad tym, by wznowić produkcję nawozów sztucznych. "Żeby rolnicy mieli za jakąś możliwą do przyjęcia cenę nawozy sztuczne, bo to jest kwestia produkcji żywności, też dzisiaj bardzo ważna" – wyjaśnił. Wspomniał też o obniżce podatku VAT na niektóre towary.

"Czynimy tutaj wszystko co można, żeby zarówno indywidualni odbiorcy energii, jak i odbiorcy zbiorowi, jest np. 23 tys. budynków różnego rodzaju użyteczności publicznej, które będą korzystały ze specjalnych przywilejów, ze specjalnych dopłat. Krótko mówiąc: czynimy wszystko, żeby to zostało załatwione" – mówił.

"My mamy na to pieniądze, bez rozbijania budżetu, bez tworzenia jakiś ogromnych deficytów. Dlaczego mamy dziś budżet, właściwie dochody budżetowe nominalnie dwa razy większe niż siedem lat temu? No właśnie dlatego, że myśmy nie pozwolili na ten wielki rabunek, na te wielkie okradania Polski, bo Polska była na gigantyczną skalę okradana i władza o tym wiedziała i to tolerowała. To też warto pamiętać" – zaznaczył prezes PiS. "Krótko mówiąc: władza tutaj swoje obowiązki wykonuje i będzie je dalej wykonywała. Można spodziewać się kolejnych decyzji i kolejnych pomysłów" – dodał.

Prezes PiS: trzeba się liczyć z tym, że przyjdzie i dla nas czas wojenny

Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Nowym Sączu przypomniał o pomocy, jakiej Polska udzieliła Ukrainie. Zaznaczył jednak, że wojna wciąż toczy się bardzo blisko naszych granic i "trzeba się liczyć z tym, że przyjdzie i dla nas czas wojenny".

"Każdy odpowiedzialny polityk musi mówić, że to nie jest wykluczone" – podkreślił prezes PiS. "Jeśli się mamy zabezpieczyć, to musimy odstraszyć. Jeśli chcemy odstraszyć, to musimy się mocno uzbroić" – dodał.

Prezes PiS podkreślił, że podstawowa część wydatków na obronność wzrosła już z 58 do dziewięćdziesięciu kilku miliardów złotych, a wraz z Funduszem Obrony Narodowej będzie to sto kilkadziesiąt miliardów złotych, co oznacza ponaddwukrotny wzrost.

"To nie dlatego, że ktoś chce się bawić w wojnę" – podkreślił "To dlatego, że tylko w ten sposób można zbudować to odstraszanie".

Jako przykład podał 500 wyrzutni HIMARS, które zamierza kupić Polska. I tłumaczył, że ma być ich tyle, gdyż ewentualna linia frontu miałaby ponad tysiąc kilometrów: od obwodu kaliningradzkiego aż po południe Polski.

"Efektywniejsze i tańsze niż zwiększanie liczby dywizji jest zwiększanie liczby himarsów" – podkreślił, zachwalając ich zdolności bojowe.

Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego przez ostatnie siedem lat możliwości Polski w kwestii budowania obronności bardzo wzrosły. Za rządów opozycji zakupy broni były "homeopatyczne i nie miały żadnego znaczenia".

 

🔴 Nowy Sącz | Spotkanie Prezesa #PiS Jarosława Kaczyńskiego z Mieszkańcami | #DobryRządNaTrudneCzasy 🇵🇱

Posted by Prawo i Sprawiedliwość on Saturday, September 3, 2022

 

Prezes PiS: dzisiaj mamy moment sprawdzenia naszych relacji z Unią Europejską

Lider PiS podczas wystąpienia ocenił, że dzisiaj mamy moment sprawdzenia relacji Polski z Unią Europejską na dwóch poziomach.

"Ta pierwsza relacja jest bardzo prosta - dadzą pieniądze, czy nie dadzą pieniędzy? Dadzą KPO, czy nie dadzą KPO? Dadzą pieniądze z tej głównej części budżetu, czy nie dadzą? Ktoś może powiedzieć: ale któż w Polsce może się domagać tego, żeby nie dali? Ale każdy kto obserwuje choćby telewizję publiczną, czy jakiekolwiek inne media, poza tymi zupełnie zakłamanymi, które w ogóle już mieszają ludziom w głowach, musi przecież widzieć, że znaczna część naszych polityków, także naszych europosłów opowiada się żeby nie dawać. Opowiada się za tym, żeby w Polsce przy pomocy tych pieniędzy dokonać zmiany władzy" - mówił Jarosław Kaczyński.

"To jest spór, który w tym wymiarze dotyczy już nie tylko znacznej sumy pieniędzy, ale dotyczy suwerenności naszego kraju. Kraj, w którym inni wymuszają w gruncie rzeczy zmianę władzy, to nie jest kraj suwerenny. I nie sądźcie państwo, że to się w Unii Europejskiej już nie zdarzyło. W nieco innych okolicznościach, ale zawsze było to związane z sytuacją ekonomiczną, to się zdarzyło w Grecji i to się zdarzyło i to już dwukrotnie, we Włoszech" - dodał.

Kaczyński mówił też o kwestii reparacji. Jak przypomniał, były prezydent Lech Kaczyński już w 2004 r. przedstawił raport o stratach. "Podnosiliśmy tę sprawę jeszcze w latach 90-tych, jeszcze jako Porozumienie Centrum" - zauważył.

Podkreślał, że w latach 1939-1945 dopuszczono się wobec Polaków niebywałych zbrodni, a także zniszczono ogromną część naszego dorobku kulturowego i majątku narodowego. "Na najróżniejsze sposoby nas obrabowano" - mówił.

Zwrócił jednocześnie uwagę, że Niemcy 10 lat temu zakończyły spłacanie odszkodowań za I wojnę światową Francji i Wielkiej Brytanii, a niedawno Namibii wypłacono znaczną sumę za zbrodnie popełnione na początku XX wieku. Szef PiS wskazał ponadto, że Niemcy wypłaciły odszkodowania 70 państwom. "A my mamy nie otrzymać. No jakie są argumenty? Kto na tej sali potrafi wymyślić jakiś argument o charakterze moralnych czy choćby prawnym , który by za tym przemawiał" - pytał Kaczyński.

Szef PiS wskazywał, że zrzeczenie się odszkodowań przez Bolesława Bierut w latach 50-tych nie zostało nigdzie opublikowane, więc nie istnieje żadna podstawa prawna.

Kaczyński: Tusk chce podporządkować Polskę Niemcom

W sobotę w Nowym Sączu prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił o znaczeniu wyborów parlamentarnych w 2023 r.

"Ten wybór, który mamy w przyszłym roku, jest wyborem bardzo ważnym" - ocenił. Jego zdaniem będzie to wybór "koncepcji rozwoju naszego kraju i koncepcji odnoszącej się do jego suwerenności".

"A co chce zrobić Tusk i jego towarzystwo? Podporządkować Polskę nie tyle Unii Europejskiej, która jest dzisiaj narzędziem Niemiec, tylko po prostu Niemcom. Do tego naprawdę nie możemy dopuścić" - powiedział.

"Będą przyjmować wszystkie koncepcje ekonomiczne, ekologiczne, które służą jednemu: żeby Polska, i w ogóle nasza część Europy, trwale pozostała biedniejszą, wyraźnie biedniejszą od tej części zachodniej" - wskazał Kaczyński.

Prezes PiS przytoczył, że "w roku 1991 mieliśmy poniżej 40 proc., 38 czy 37 proc. (...) przeciętnego dochodu w Unii Europejskiej, liczonego w sile nabywczej (Unia Europejska powstała w 1993 r. - PAP) pieniądza. Czyli tej realnej siły nabywczej". Dodał, że "dzisiaj mamy 66 proc.".

"Czyli poszliśmy bardzo szybko do góry. Idąc w tym tempie, poziom Niemiec możemy osiągnąć w stosunkowo krótkim czasie, historycznie rzecz biorąc, w stosunkowo krótkim czasie" - powiedział.

Zdaniem Kaczyńskiego Niemcom "na tym nie zależy". "I całej zachodniej Europie w dużej mierze nie zależy na tym, ale Niemcom najbardziej" - dodał. "I dlatego my musimy, tak jak każde państwo, o swoje walczyć. Jeżeli my zwyciężymy, to będziemy o swoje walczyć. A jeżeli zwyciężą oni, to o to nasze, o to swoje, polskie, tak naprawdę walczyć nie będą" - stwierdził.

"Chcemy, żeby Polska i świat, żeby nasza cywilizacja rozwijała się, a nie szła ku upadkowi"

"Dlaczego, ci, którzy się przedstawiali jako konserwatyści, dzisiaj w pełni popierają rewolucję kulturową, którą im proponuje (lider PO Donald) Tusk? Nie wiemy. To jest sprawa do wyjaśnienia dla historyków" - mówił lider PiS w Nowym Sączu. Nawiązał w ten sposób m.in. do środowej debaty Tuska z prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim, która odbyła się w ramach Campusu Polska Przyszłości. Przewodniczący Platformy Obywatelskiej poruszył wtedy temat aborcji. "Pierwszego dnia po wygranych wyborach zaproponujemy Sejmowi ustawę zakładającą, że aborcja do 12 tygodnia będzie wyłącznie decyzją kobiety" - oświadczył Tusk.

Jednocześnie zwrócił uwagę, że "wszystkie rewolucje w dziejach świata charakteryzowały się nieustanną radykalizacją". "I ta rewolucja obyczajowa też się charakteryzuje nieustanną radykalizacją, coraz dalej, coraz dalej" - ocenił. Posłużył się przy tym przykładem z Londynu, gdzie - jak mówił - przygotowały demonstracje lesbijki, a następnie policja musiała je prosić o to, żeby jednak się wyłączyły z tej demonstracji, bo ci właśnie zwolennicy tak zwanego +trans+, bardzo gwałtownie atakowali, grozili za to, że one twierdzą, że jednak są kobietami, że są odmienne, ale są kobietami".

W konkluzji ocenił, że "to jest stary mechanizm rewolucji", której - jak zapewniał - PiS nie chce. Podkreślił natomiast, że PiS popiera pełne równouprawnienie kobiet. "My chcemy, żeby tej rewolucji w Polsce nie było, chociaż jesteśmy oczywiście za pełnym równouprawnieniem kobiet. Wprowadziliśmy bardzo wiele przepisów, bardzo ostrych; nie ma takich innych w krajach Unii Europejskiej, jeśli chodzi o ochronę kobiet przed przemocą domową" - zaznaczył. Jak zadeklarował, "i w ogóle w tym kierunku idziemy; w naszych szeregach jest coraz więcej kobiet". Wspomniał przy tym o obecnej na spotkaniu w Nowym Sączu byłej premier Beacie Szydło. "Tutaj siedzi pani premier, która pięknie się wywiązywała ze swoich obowiązków i mam nadzieję, że któregoś dnia jeszcze wróci do rządu; i która jest dowodem awansu" - powiedział.

Prezes PiS przekonywał, że w PiS jest coraz więcej pań, dodając, że "myśmy sobie z tego nie zrobili idei, tylko to jest taki naturalny proces, który idzie w tym kierunku". "I my go absolutnie nie hamujemy, tylko się to po prostu posuwa się do przodu" - zaznaczył.

Jednocześnie Kaczyński ponownie opowiedział się za "normalnością" oraz za usunięciem z życia społecznego wszystkiego, co jest wobec kobiet złe. "Naprawdę jesteśmy za tym, żeby to wszystko, co jeszcze się dzieje w wielu miejscach, niestety złego wobec kobiet, zostało nawet bardzo drastycznymi metodami usunięte z naszego życia. Ale chcemy jednocześnie normalności, chcemy po prostu zwykłej normalności i rodziny; chcemy, żeby dzieci przychodziły na świat" - powiedział.

Jak oświadczył w konkluzji swojego wystąpienia, "chcemy, żeby Polska i świat, i ta nasza cywilizacja, ta najbardziej życzliwa człowiekowi cywilizacja w dziejach świata się rozwijała, a nie szła ku upadkowi". "To jest nasz cel, ten najszerszy" - zaznaczył prezes PiS.

Jarosław Kaczyński o emeryturach stażowych

"Wiem, że to było w porozumieniach gdańskich z 1980 roku, ale to jest dzisiaj sprawa trudna i ja nie chcę nikogo oszukiwać. My mamy dzisiaj procent w PKB wydatków na emeryturę naprawdę wysoki. I jest pytanie, czy my jesteśmy w stanie jeszcze go podwyższyć, czy pierwszeństwem nie jest jednak to, żeby podwyższać emerytury przede wszystkim, ale też te średnie, no i najniższe płace" – powiedział prezes PiS w odpowiedzi na zadane mu podczas spotkania w Nowym Sączu pytanie, "kiedy będzie możliwość przechodzenia na emeryturą po 40 latach pracy?".

Kaczyński przekonywał, że "jest to wybór – albo to, albo to". "Są pewne granice, których się przekroczyć nie da. Trzeba podjąć w tej sprawie decyzję" – przyznał.

Jego zdaniem należy pamiętać o tym, że "te 35 lat dla kobiet i 40 dla mężczyzn oznacza, że niektóre kobiety by mogły niewiele po pięćdziesiątce przejść na emeryturę, a mężczyźni – licząc, że się zaliczało służbę wojskową do stażu pracy – to przed sześćdziesiątką nawet".

Zastrzegając, że nie chce nikogo urazić, Kaczyński przekonywał, że "w bardzo wielu wypadkach", jednak nie we wszystkich, gdyż szczególnie w przypadku kobiet, które "często są rzeczywiście fizycznie spracowane i już nie dają rady, (...) to często chodzi o to, aby dostawać i pensję, i emeryturę".

"Tak to niestety wygląda i na to nas niestety chyba troszeczkę w tym momencie nie stać" – ocenił.

Odnosząc się do tych, którzy "pisali" porozumienia gdańskie, prezes PiS przyznał, że niektórych z nich znał bardzo dobrze. Według niego postulat ten był przez nich traktowany przy świadomości, że prowadzą "walkę z opresją zewnętrzną, że jesteśmy pod kuratelę Związku Sowieckiego i z totalitarnym ustrojem". "Czyli różne rzeczy tam wpisywali" – dodał.

Jak jednocześnie zapewnił, "ja szanuję oczywiście ten postulat, natomiast pewnie któregoś dnia będzie zrealizowany, ale będzie trzeba chyba troszkę zaczekać".

Pod koniec sierpnia br. minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg poinformowała, że projekty dotyczące emerytur stażowych będą analizowane jesienią.

"Są rzeczywiście godne tego, aby je dobrze przeanalizować" – mówiła w TVP Info.

W grudniu ub.r. w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie przygotowanego przez Solidarność projektu obywatelskiego w sprawie emerytur stażowych, pod którym zebrano 235 tys. podpisów. Przewiduje on, że prawo do takiego świadczenia miałyby osoby, które osiągnęły wynoszący 35 lat dla kobiet i 40 dla mężczyzn okres składkowy i nieskładkowy. Emerytura stażowa przysługiwałaby, pod warunkiem że jej wysokość ustalona przy zastosowaniu tzw. formuły zdefiniowanej składki nie jest niższa od minimalnej emerytury. Projekt trafił do komisji polityki społecznej i rodziny.

W grudniu do Sejmu skierowany został też prezydencki projekt emerytur stażowych. Przewiduje on, że na wcześniejsze emerytury mogłyby przechodzić osoby, które mają odpowiednio wysoki staż pracy: 39 lat w przypadku kobiet i 44 lata w przypadku mężczyzn oraz zgromadzony kapitał emerytalny wystarczający na emeryturę w wysokości co najmniej najniższej emerytury. Projekt obejmuje regulacją osoby ubezpieczone w powszechnym systemie emerytalnym, a także tych objętych rolniczym systemem ubezpieczeń społecznych.

Aktualny wiek emerytalny, który obowiązuje od 1 października 2017 r., wynosi 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn.(PAP)

Autorzy: Luiza Łuniewska, Szymon Bafia, Rafał Białkowski, Mieczysław Rudy, Danuta Starzyńska-Rosiecka

mj/