Polscy siatkarze przed finałem: patrzymy tylko na jeden kolor, chcemy napisać swoją historię

2022-09-11 03:03 aktualizacja: 2022-09-11, 19:27
Polscy siatkarze po wygranej w półfinale Fot. PAP/Łukasz Gągulski
Polscy siatkarze po wygranej w półfinale Fot. PAP/Łukasz Gągulski
Reprezentacja Polski siatkarzy awansowała do finału mistrzostw świata, pokonując w półfinale w Katowicach Brazylię 3:2. "Mamy co najmniej srebro, ale wszyscy patrzymy tylko na jeden kolor" - powiedział po meczu przyjmujący polskiej kadry Kamil Semeniuk. "Chcemy napisać swoją historię" - zadeklarował przyjmujący reprezentacji Polski Aleksander Śliwka.

Spotkanie półfinałowe miało dramatyczny przebieg - pierwszego seta w samej końcówce dzięki wideoweryfikacji wygrali Brazylijczycy, jednak po trzech partiach biało-czerwoni prowadzili 2:1. Ekipa z Ameryki Południowej nie poddała się i doprowadziła do tie-breaka. Końcówkę meczu lepiej rozegrali Polacy.

"W pewnych momentach głowa się za bardzo +przegrzewała+, ale co tam się przejmować, jesteśmy w finale" - nie ukrywał radości po spotkaniu Semeniuk.

"Spodziewaliśmy się takiego spotkania, bo to był jednak półfinał mistrzostw świata, więc myślę, że żadna drużyna, mimo przegranego jednego seta czy straty kilku punktów, nie poddaje się i walczy do końca. Trzeba było być czujnym. Brazylijczycy byli jak bokser, który mimo mocnych ciosów cały czas się podnosił i potrafił oddać. Byliśmy cały czas czujni i walczyliśmy do samego końca. Najważniejsze, że wygraliśmy" - dodał.

Czy to było najintensywniejsze spotkanie w jego dotychczasowej karierze?

"Nie, grałem bardziej intensywny mecz w Kędzierzynie-Koźlu z Zenitem Kazań w Lidze Mistrzów. Wtedy graliśmy tie-breaka i jeszcze złoty set, było kosmicznie. Tutaj jednak byli kibice w hali, a wtedy na trybunach była pustka" - przyznał przyjmujący.

Semeniuk debiutuje w mistrzostwach świata, podobnie jak pięciu innych zawodników. Po sobotnim meczu mogą być już pewni tego, że w pierwszym takim turnieju w karierze zdobędą medal.

"Fantastyczna sprawa. Plan już jest zrealizowany, wszyscy chcieliśmy zdobyć jakikolwiek medal. Mamy co najmniej srebro, ale wszyscy patrzymy tylko na jeden kolor. Myślę, że w finale zrobimy wszystko, zostawimy całe swoje serce, całe swoje zdrowie na boisku, aby złoty krążek zawisł na naszych szyjach" - zapowiedział siatkarz.

Śliwka: chcemy napisać swoją historię

"Jesteśmy nową drużyną, inną niż w 2018 i 2014 roku. Chcemy napisać swoją historię" - podkreślił przyjmujący reprezentacji Polski Aleksander Śliwka.

Biało-czerwoni drugi mecz z rzędu rozgrywali tie-breaka. Wcześniej w pięciu setach pokonali w ćwierćfinale Amerykanów.

"Cieszymy się bardzo, że potrafimy wygrywać piąte sety z najlepszymi drużynami na świecie, z najtrudniejszymi rywalami. Zwyciężamy o dwa, trzy punkty, czasami decyduje szczęście, czasami pozytywne emocje, które są w nas przez całe spotkanie także dzięki kibicom. Te spotkania są tak wyrównane, poziom jest tak wysoki, że decydują detale. To, że Bartek (Kurek - PAP) schowa ręce Lealowi, to, że ja mam dziurę w bloku" - przyznał przyjmujący.

"Cieszymy się z awansu do finału, ale wiemy, że mamy jeszcze ostatni mecz do wygrania. Skupiamy się tylko i wyłącznie na tym, zapominamy o tym, co było wcześniej" - dodał siatkarz.

Biało-czerwoni po raz trzeci zagrają w finale mistrzostw świata - wygrali złoto w 2014 i 2018 roku.

"Porównanie jest takie, że znowu jesteśmy w finale. Każdy mecz jest jednak nową historią, a my jesteśmy nową drużyną, inną niż w 2018 i 2014 roku. Chcemy napisać swoją historię" - podkreślił Śliwka.

Polacy byli blisko doprowadzenia do gry na przewagi w końcówce pierwszej partii, jednak ekipa z Brazylii poprosiła o wideoweryfikację wygranej przez biało-czerwonych akcji. Okazało się, że Śliwka minimalnie dotknął siatki, gdy piłka nie wpadła jeszcze w boisko. "Canarinhos" wygrali 25:23.

"Wiedziałem, że dotknąłem siatki, a piłka była jeszcze w powietrzu, ale miałem nadzieję, że Brazylijczycy tego nie zauważą i nie wezmą wideoweryfikacji. Nie wiem, czy to Bruno (Rezende - PAP) wyszedł z kwadratu i zwrócił na to uwagę, ale ma on takie doświadczenie, że potrafi takie rzeczy wyłapać. Ja zachowałem spokój, wiedziałem, że to tylko kwestia pecha. To tak minimalny błąd, że trzeba iść dalej" - powiedział Śliwka.

W finale Polacy zagrają ze zwycięzcą trwającego starcia Włochy - Słowenia. Mecz o złoto również odbędzie się w katowickim Spodku o godzinie 21.(PAP)

mar/