Szef polskiego MSZ, który w czwartek kończy wizytę w USA, dwukrotnie opowiedział się w Waszyngtonie za "konwencjonalną, ale dewastującą" odpowiedzią NATO na ewentualny rosyjski atak jądrowy - w wywiadzie dla NBC News i podczas dyskusji w think tanku. Pytany o to, czy jest to stanowisko odzwierciedlające konsensus w NATO, Rau odpowiedział, że nie, ale zasugerował, że nie jest to opinia odosobniona.
"Jest za wcześnie, by mówić o konsensusie, ale jest to stanowisko, które wydaje się najbardziej racjonalne, odpowiedzialne i wyważone" - powiedział Rau. Jak dodał, jest ono podobne do tego, które publicznie wyraziły Stany Zjednoczone w osobie szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego Jake'a Sullivana, który mówił o "katastrofalnych" skutkach, jakie czekają Rosję, jeśli zdecyduje się na użycie broni jądrowej.
"Najprawdopodobniej rosyjska groźba oznacza możliwość użycia taktycznej broni jądrowej na ziemi ukraińskiej. Zatem ta odpowiedź, o której mówił Jake Sullivan i którą ja przytoczyłem w innym kontekście, oznaczałaby użycie broni konwencjonalnej w obronie Ukrainy na ziemi ukraińskiej. Ale nie mówimy tu o konfrontacji nuklearnej między Rosją i NATO. Bo taka konfrontacja to kompletnie inny konflikt" - wyjaśnił minister.
Rau zauważył, że w wojnie hybrydowej, którą Rosja prowadzi przeciwko wspólnocie transatlantyckiej, argument o użyciu broni jądrowej nie jest nowy i pojawiał się też już na początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
"Więc trzeba do tych gróźb podchodzić poważnie, ale nie należy ich przeceniać. To jest taki wkład Rosji do dyskursu międzynarodowego, na którym ona chce się koncentrować" - powiedział szef polskiej dyplomacji.
Rau twierdzi, że elementem wojny hybrydowej przeciwko NATO mogło być również uszkodzenie gazociągów Nord Stream. Jak jednak wyjaśnił, gdyby ta hipoteza się potwierdziła, nie uznawał by to za akt agresji.
"Bardzo ważne w tym jest to, że on (Nord Stream - PAP) został uszkodzony nie na wodach terytorialnych Danii, choć bardzo blisko, tylko poza nimi. To zmienia postać rzeczy, bo gdyby stało się to na terytorium NATO, konsekwencje byłyby inne" - ocenił.
Pytany przez PAP, czy spodziewa się oporu m.in. Węgier przy przyjmowaniu przez UE nowego pakietu sankcji związanego z organizacją przez Rosję fikcyjnych referendów na okupowanych obszarach Ukrainy i ich potencjalnej aneksji, Rau stwierdził, że trudno mu to sobie wyobrazić.
"Trudno mi sobie wyobrazić założenie, że te referenda mogą rodzić skutki prawne dla wspólnoty międzynarodowej, by spotkały się z uznaniem nowych granic Rosji. Trudno kwestionować ten fikcyjny charakter referendów, więc trudno odrzucamy zasadność sankcji" - powiedział Rau. Jak dodał, gdyby któreś państwo UE chciało zablokować te restrykcje, "musielibyśmy przyjąć, że to państwo godzi się na zmianę granic przy użyciu siły".
Rau odniósł się też do odbytych w Waszyngtonie spotkań z amerykańskimi senatorami i kongresmenami oraz szefami najważniejszych think tanków. Jak stwierdził, nie spodziewa się, by wsparcie USA dla Ukrainy osłabło.
"Stany Zjednoczone zajmują jednoznaczne stanowisko, od początku deklarując, że Ukraina nie może tej wojny przegrać. Sukcesywnie zwiększają też swoje wsparcie, również militarne. Nic nie wskazuje na to, żeby to się zmieniło" - powiedział szef polskiej dyplomacji.
Pytany o to, czy USA uznają Rosję za państwo wspierające terroryzm, Rau odpowiedział: "Jeśli chodzi o uznanie Rosji za państwo terrorystyczne, tak jak oczekuje tego Ukraina, to rzecz nie uzyskała jeszcze międzynarodowego konsensusu. Ale dyskutujemy o tym w gronie państw wspierających Ukrainę bardzo intensywnie. Na razie wszyscy uznają, że należy się liczyć z taką decyzją".
Minister zaznaczył też, że Polska skupia się na tym, by zabezpieczyć jak najwięcej materiałów dowodowych w postępowaniach w sprawie rosyjskich zbrodni wojennych. "Polska ma tu wiodący udział" - zapewnił Rau.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
mj/