Truss, która jeszcze w środę zapewniała, że nie zamierza rezygnować, zmieniła zdanie po spotkaniu z przewodniczącym Partii Konserwatywnej Jackiem Berrym, Grahamem Bradym, szefem Komitetu 1922 skupiającym posłów, którzy nie pełnią stanowisk rządowych, oraz swoją zastępczynią Therese Coffey.
"Uznaję, że w obecnej sytuacji nie mogę zrealizować mandatu, na podstawie którego zostałam wybrana przez Partię Konserwatywną" - oświadczyła Truss.
Lider opozycji: potrzebujemy wyborów powszechnych, teraz
Lider brytyjskiej opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer w reakcji na rezygnację premier Liz Truss wezwał w czwartek do przeprowadzenia nowych wyborów do Izby Gmin. Jak przekonuje, Partia Konserwatywna straciła mandat do sprawowania władzy.
"Partia Konserwatywna pokazała, że nie ma już mandatu do rządzenia. (...) Nie mają mandatu, by poddać kraj kolejnemu eksperymentowi; Wielka Brytania nie jest ich osobistym lennem, którym mogą zarządzać jak chcą. Brytyjskie społeczeństwo zasługuje na należyty głos w sprawie przyszłości kraju; musi mieć szansę porównania chaosu torysów z planami Partii Pracy na uporządkowanie ich bałaganu, rozwijanie gospodarki z korzyścią dla ludzi pracy i odbudowanie kraju ku sprawiedliwszej, bardziej zielonej przyszłości. Musimy mieć szansę na nowy początek. Potrzebujemy wyborów powszechnych - teraz" - oświadczył Starmer.
Liz Truss, ogłaszając rezygnację, poinformowała, że pozostanie na stanowisku do czasu wyboru następcy, co ma stać się do końca przyszłego tygodnia. Jeśli konserwatystom uda się wyłonić nowego lidera, który będzie miał poparcie całego ich klubu poselskiego, wybory nie są konieczne, ale nie jest powiedziane, że tak się stanie, a poza tym, jak wynika z sondaży, wyborów chce zdecydowana większość Brytyjczyków. (PAP)
dsk/