Za zasługi dla Niepodległej Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości prezydent wyróżnił także Roberta Firmhofera, dyrektora Centrum Nauki Kopernik w Warszawie oraz Łukasza i Pawła Golca, muzyków i twórców Golec uOrkiestra.
Zwracając się w przemówieniu do uhonorowanych Andrzej Duda stwierdził, że ich dorobek jest bardzo zróżnicowany i świadczy o zróżnicowaniu Polski.
"Nie ma w państwa życiu i dorobku jakiegoś jednego wydarzenia, za które to odznaczenie jest wręczane. To jest w jakimś sensie suma dotychczasowych dokonań i postawy z punktu widzenia Rzeczpospolitej. Przez Państwa życie i działalność zawodową, społeczną pokazuje jak bardzo Rzeczpospolita w swoich różnych przejawach działania jest zróżnicowana. Od kwestii duchowych, budowania postaw moralnych, etycznych, przez rozwój kulturalny, poprzez naukę, poprzez rozwój gospodarczy Polski, poprzez dbałość o sprawy państwowe. Skończywszy wreszcie na walce o wolną, suwerenną niepodległą Polskę na edukacji" - mówił w piątek prezydent podczas uroczystości z okazji Narodowego Święta Niepodległości, która odbyła się w Belwederze.
Prezydent zwrócił szczególną uwagę na odznaczenie Orderem Orła Białego dominikanina Jacka Salija.
"Jest to człowiek, który niezwykle ważne, filozoficzne prawdy wiary i nauki Kościoła katolickiego potrafił i potrafi przekazać w sposób bardzo przystępny. Potrafi opowiadać św. Tomasza zwykłym językiem. Potrafi mówić do zwykłego człowieka, żeby zrozumiał. Potrafi mówić tak nawet o najtrudniejszych sprawach, jak kwestia ochrony życia, często najbardziej dramatycznych decyzji jakie trzeba w życiu podejmować. (...) Nie znieważa przy tym nikogo" - podkreślił prezydent.
Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla Rzeczypospolitej oraz za osiągnięcia w twórczości artystycznej i kształtowanie postaw patriotycznych odznaczony został Jan Pietrzak - artysta estradowy, aktor, piosenkarz, publicysta i satyryk.
"Kiedy Rzeczpospolita (...) jest wolna, rzeczywiście suwerenna i niepodległa - to największa służba, jaką można dla niej czynić to między innymi jest (...) kształtowanie postaw. Takich, które będą umiały ją utrzymać; takich, które będą umiały ją rozwijać we właściwym kierunku; takich, które będą powodowały, że także i kolejne młode pokolenia będą o Polsce pamiętały i o swoim obowiązku" - powiedział prezydent.
Jak wskazał, gdyby dzisiaj mogło do nas przemówić z zaświatów wielu bohaterów niepodległości, "tych, którzy ginęli na różnych frontach, po to, by odzyskać wolną, suwerenną i nieodległą Polskę, to wielu postaw nie byliby w stanie zrozumieć".
"Przez to, że poczucie, w jakimś sensie zagrożenia niebytem własnej ojczyzny, kiedy się ją rzeczywiście ma - zanika, nie myśli się o tym w ogóle. Po prostu jest. A niepodległość nie jest dana raz na zawsze. A niepodległość trzeba pielęgnować. O suwerenności trzeba pamiętać. Trzeba o niej myśleć, żeby pozostać suwerennym" - podkreślił prezydent. (PAP)
Ojciec Jacek Salij - sylwetka
Ojciec Jacek Salij został odznaczony Orderem Orła Białego w "uznaniu zasług znamienitych zasług dla Rzeczypospolitej Polskiej, za odważne i ofiarne niesienie posługi kapłańskiej w PRL, za wspieranie dążeń wolnościowych i wytrwałe formowanie sumień w duchu wartości chrześcijańskich, za wybitne osiągnięcia naukowe i twórcze".
Ojciec Jacek Salij wykazywał zawsze pewną wrażliwość na sprawy sprawiedliwości społecznej, czy moralnych aspektów wojny i pokoju, która cechuje ludzi lewicy, zawsze jednak stał na gruncie nauczania Kościoła – napisał Jacek Czaputowicz w eseju "O. Jacek Salij – duszpasterz niepokornych". "Dlatego dziś tak wielu, z tak różnych opcji politycznych, chętnie przyznaje się do związków z o. Salijem i tego, że wiele mu w życiu duchowym zawdzięcza" - ocenił były szef MSZ.
"Choć sam o. Salij dystansował się od kwestii politycznych, wiele osób uważało go za zdecydowanego i w jakimś sensie wojującego antykomunistę" – pisze dr Zofia Fenrych w artykule pt. "Nadzwyczaj skromny łobuz… ojciec Jacek Salij OP", opublikowanym w Księdze Jubileuszowej "Credo Domine", dedykowanej Jackowi Salijowi.
"Z perspektywy czasu i wypowiedzi o. Jacka jawi się obraz człowieka bardzo otwartego na drugiego, a przede wszystkim na Boga w nim, pełnego zachwytu nad życiem jako takim. Jego serdeczność wobec człowieka, również o innym światopoglądzie, dostrzec można wyraźnie w jego uroczym opisie jednego z kuzynów, mocno wierzącego w komunistyczną ideologię: 'To zresztą ogromnie sympatyczny i prawy człowiek, Pan Bóg stworzył go z czułością'" - czytamy w artykule.
Latem 1993 r., chrzcząc półtoraroczne bliźniaczki i obserwując spod oka beznadziejne próby opanowania żywiołowych dziewczynek, o. Jacek Salij zaapelował do ich rodziców, by nie przeszkadzali nowym członkom Kościoła bawić się piłką podczas nabożeństwa.
Dominikanin - opozycjonista
Znany z wrażliwości, życzliwości i poczucia humoru o. Jacek Salij urodził się 19 sierpnia 1942 r. w Budach w okolicach Krzemieńca na Wołyniu jako drugie dziecko Józefa Salija i Agnieszki z domu Ostolskiej. Dominikanin otrzymał na chrzcie imię Eugeniusz – Jacek nadano mu w zakonie.
Rodzina Salijów przeżyła rzeź wołyńską dzięki temu, że została ostrzeżona przez ukraińską sąsiadkę i zdążyła się ukryć. Jak mówił sam o. Salij, "dzięki łasce Bożej" udało mu się oddzielić postać banderowca od zwykłego Ukraińca, ale wcześniejsze pokolenie w rodzinie tego nie potrafiło i była to ich ogromna zadra – przypomniała Zofia Fenrych.
W 1943 r. rodzina została przesiedlona do niemieckiego obozu pracy we wsi Wiry pod Świdnicą na Śląsku. W styczniu 1945 r., w obliczu zbliżającej się armii sowieckiej, więźniów obozu i okolicznych mieszkańców deportowano do Czech. Jak napisała Zofia Fenrych, "droga była koszmarem zarówno dla wypędzanych Polaków, jak i Niemców. Szczególnym utrudnieniem była ostra zima. W pamięci o. Jacka pozostało zdanie matki, że po drodze zmarły wszystkie dzieci, i polskie, i niemieckie, z wyjątkiem małych Salijów. Uratować ich miało małżeństwo niemieckich staruszków, które zabrało całą rodzinę do siebie do domu".
Oswobodzeni przez Amerykanów i - wobec braku możliwości powrotu do siebie na Wołyń - zapraszani przez nich do USA, Salijowie postanowili jednak wrócić do Polski. Osiedli w rezultacie na Dolnym Śląsku, w Piławie Dolnej pod Dzierżoniowem.
Eugeniusz – prócz starszej siostry, która zmarła w dzieciństwie - miał trzech braci i pięć młodszych sióstr. Ciąże Agnieszki Salij kilkukrotnie uznawano za zagrożone, w związku z czym sugerowano aborcję. "Tak było przy Bożenie, Barbarze oraz Krzysztofie. Matka Salijów nigdy się na to nie zgodziła. Według s. Bożeny Salij dwójkę swoich dzieci dosłownie ofiarowała Bogu – jak się okazało, oboje wybrali drogę zakonną" - przypomniała dr Fenrych. "Na podstawie relacji rodzeństwa Salijów można wysnuć wniosek, że w wyniku wczesnej śmierci najstarszej siostry i późniejszych problemów z ciążami z niezwykłym szacunkiem traktowano każde życie i witano je z radością. Prawdopodobnie to również miało wpływ na dominikanina i jego zaangażowanie w obronę nienarodzonych" – oceniła.
Rodzice "mieli niewiarygodny szacunek dla zdobywanej wiedzy" – wspominał o. Salij, który ponoć sam nie lubił się uczyć, szczególnie w liceum, aczkolwiek szkołę jako taką bardzo lubił. "Obowiązywał pogląd, że jeśli chłopak się uczy, to znaczy, że jakiś zbabiały jest. Od uczenia się są dziewczyny" - wyjaśnił. Jego rodzeństwo zapamiętało jednak, że bardzo dużo czytał.
W 1957 r. piętnastoletni Eugeniusz Salij wybrał się samodzielnie do Poznania – oficjalnie na Międzynarodowe Targi Poznańskie. Rzeczywistym celem okazał się jednak klasztor dominikanów – przerywając naukę w liceum, postawił zaskoczonych rodziców przed faktem dokonanym - wstąpił do zakonu.
"Krzysztof Salij stwierdził, że jego brat miał pełną akceptację bliskich dla swojego powołania. Jednak sam dominikanin opowiadał, że ich reakcja nie była bardzo optymistyczna, raczej zachęcali go do ponownego zastanowienia się i nakazywali powrót do domu, gdy tylko okaże się, że nie jest to jego droga" – napisała Zofia Fenrych.
Wybór sam o. Salij uzasadnił następująco: "Myślę, że do dominikanów wstąpiłem z tych samych powodów, z których codziennie chodziłem na Mszę – czyli sam nie wiem, dlaczego".
Będąc już w zakonie, skończył liceum i zdał maturę. Jak sam ocenił, dopiero w zakonie zaczął przykładać się do nauki, ale też nie wiązał z nią swojego powołania. Myślał raczej o wykorzystaniu zdobywanej wiedzy w katechezie, w duszpasterstwie i w zwyczajnej pracy parafialnej.
Publiczną tajemnicą jest fakt, że próbowano go wyrzucić z zakonu. W 1963 r., przed ślubami wieczystymi, usłyszał, że "prawie wszystkim wydaje się", że nie nadaje się on do życia zakonnego. "Nie odwołał się też od tej decyzji i nie prosił o jej zmianę. Zastosował wobec siebie zasadę, którą później doradzał innym, używając metafory rozlewiska rzek: wypłynął na środek i przestał wiosłować, a prąd zabierał go w dobrym kierunku" – napisał Czaputowicz.
Święcenia kapłańskie otrzymał 25 grudnia 1966 r.
Niechętny do rozwoju naukowego zakonnik stał się jednym z najważniejszych teologów w Polsce.
"Sam twierdzi, że dopiero w zakonie nauczył się pracować i od tej chwili pracuje niestrudzenie. Łacina, której +trzeba było się po prostu nauczyć+, stała się bramą do św. Augustyna, którego uwielbia, św. Tomasza, o którym mówi, że lektura jego dzieł to respekt i gryzienie cegły, a także do całej plejady Ojców Kościoła, których wiarę i mądrość nieustannie podziwia" – napisała Alina Petrowa-Wasilewicz w artykule pt. "Strażnik drogowskazów" ("Idziemy", 2012).
W roku 1970 o. Jacek Salij został pracownikiem Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. W Katedrze Historii Dogmatów był asystentem (1970–71) a następnie adiunktem (1979–89). W latach 1989–90 był docentem w Katedrze Teologii Dogmatycznej I. W 1990 r. został profesorem nadzwyczajnym.
W latach 1971–83 był duszpasterzem sekcji kultury Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie. W 1973 r. został współpracownikiem miesięcznika "W Drodze" – odpowiadał na pytania w rubryce "Szukającym drogi".
"Odpowiadał w niej na wszelkie pytania – o człowieczeństwo Chrystusa, grzech pierworodny, rozwody, antykoncepcję i czy kobieta ma duszę. – Nigdy nie śmiał się z moich pytań, ale na nie odpowiadał, bo ogromnie szanuje każdego człowieka" – wspominał ojciec Jan Góra OP. "Cierpliwie wyjaśniał problemy, ale najpierw modlił się za autorów" - podkreślił.
W tekście na temat duchowości dominikańskiej o. Salij napisał, że działalność Zakonu Kaznodziejskiego zaczęła się od współczucia. Gdy nastał wielki głód w Palencji, Dominik Guzman sprzedał ukochane książki i kupił żywność ubogim. Wypadki życia podpowiadają, kiedy zakonnik ma opuścić klasztorną bibliotekę i iść służyć biednym.
"Pewnie także z tego powodu o. Jacek z całą gorliwością zaangażował się – jeszcze w latach siedemdziesiątych, w głębokim PRL-u – w obronę życia nienarodzonych. Matka pierwszego uratowanego dziecka otrzymała schronienie u sióstr w Laskach, później powstało stowarzyszenie 'Gaudium Vitae'" – napisała Petrowa-Wasilewicz.
W 1975 r. podpisał "List 59" - sprzeciw wobec planowanych zmian w Konstytucji PRL. 20 sierpnia 1980 r. podpisał apel 64 uczonych, pisarzy i publicystów skierowany do władz komunistycznych PRL o podjęcie dialogu ze strajkującymi robotnikami. W latach 1982–89 działał w podziemnej Radzie Edukacji Narodowej. W 1988 został członkiem Komitetu Obywatelskiego przy Przewodniczącym NSZZ "Solidarność". W latach 1993-96 był członkiem Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego.
"Za kontakty i wspieranie opozycji nękany był przez bezpiekę, której bał się umiarkowanie. W Pałacu Mostowskich wrzeszczącemu ubekowi spokojnie powiedział: +Nie po to się Pan Jezus narodził, żebym się pana bał+. Przerażonemu studentowi, którego bezpieka zmuszała do współpracy, doradził: 'Powiedz mu: odp… się pan'. – To wulgarne słowo pomogło wtedy w duszpasterstwie – przekonywał po latach. Po ogłoszeniu stanu wojennego, gdy zorientował się, że chcą go internować, ukrył się gdzieś na 10 dni. Do dziś nie zdradza kryjówki, 'bo może się jeszcze przydać'" - napisała Petrowa-Wasilewicz.
Jest autorem kilkudziesięciu publikacji naukowych.
"Ojciec Jacek Salij to nie tylko uczony, niezwykły erudyta i znawca tradycji chrześcijańskiej, ale jest to również nieprawdopodobnie wciągający pisarz. Jego +Dzieła wybrane+ to literatura fenomenalna. Jesteśmy zaszczyceni, że ojciec Jacek Salij zgodził się właśnie u nas te książki wydać" – ocenił Dariusz Karłowicz na portalu "Teologii Politycznej".
"Nie jestem żadnym erudytą, mam tylko dość porządną fiszkarnię" – wyjaśnił ojciec Jacek Salij OP w jednym z wywiadów.
"Dziś nikt nie zliczy, ilu ludzi zastukało do furty klasztoru przy ul. Freta, żeby prosić o radę, mówić o sprawach trudnych, wykrzyczeć rozpacz. Przychodzili i nadal przychodzą ludzie załamani, samotni, ze zdiagnozowanym rakiem, rozpadające się małżeństwa, rodzice, którzy stracili jedyne dziecko" – przypomniała Alina Petrowa-Wasilewicz, współautorka - z Jackiem Borkowiczem - wywiadu rzeki z ojcem Jackiem pt. "Świętowanie Pana Boga".
"On słucha. I wyznaje, jak często czuje się całkowicie bezradny. Ma jednak kilka drogowskazów: powtarza, że pod żadnym pozorem nie wolno czynić zła, zapewnia, że Bóg umocni łaską, obiecuje modlitwę" – napisała w artykule pt. "Strażnik drogowskazów" ("Idziemy", 2012).(PAP)
Autor: Paweł Tomczyk
kw/ js/