"Moja decyzja nie jest przyznaniem się do jakiejkolwiek winy. Wręcz przeciwnie. Uważam, że stanowi dowód na to, że najważniejsze dla mnie jest dobro polskiego tenisa. Równie ważne jak obrona mojego dobrego imienia i spokoju mojej rodziny. Tak, jak zapowiadałem, podejmę się tej obrony na drodze sądowej" - napisał Skrzypczyński w oświadczeniu przesłanym PAP.
Skrzypczyński wyraził nadzieję, że "posłanka Kotula nie zasłoni się immunitetem poselskim". Podkreślił, że najbardziej bolesne dla niego było wykorzystanie "w całej intrydze" córki i byłej żony.
"Zdaję sobie sprawę, że wprowadzając nowe porządki w polskim tenisie, nacisnąłem wielu osobom na odcisk. Jednocześnie cała sprawa jest wykorzystywana w celach politycznych, czego potwierdzeniem jest to, że dziś się już żąda odwołania całego zarządu PZT i doprowadzenia do tego, żeby... było jak było. Padłem ofiarą bezwzględnej manipulacji i kampanii oszczerstw, czego dowiodę przed sądem" - zaznaczył.
Według opublikowanego pod koniec października artykułu w Onecie Skrzypczyński miał stosować przemoc fizyczną i psychiczną wobec członków swojej rodziny oraz zawodniczek, które w przeszłości trenował.
Kolejne oskarżenia wobec Skrzypczyńskiego pojawiły się w ostatnich dniach. Katarzyna Kotula, była zawodniczka klubu Energetyk Gryfino, a obecnie posłanka Lewicy, powiedziała, że jako 14-latka była napastowana seksualnie przez Skrzypczyńskiego co najmniej kilkanaście razy. Jej zdaniem ofiar było więcej.
W czwartek 24 listopada Skrzypczyński zrezygnował z funkcji prezesa PZT, którą pełnił od 20 maja 2017 roku, jednak pozostał w zarządzie związku. Z członkostwa zrezygnował dopiero we wtorek po apelu ministra sportu i turystyki Kamila Bortniczuka. (PAP)
kgr/